Do zobaczenia w parafii Niebo! Homagium dla młodszego Kantora

W misyjnym gronie (Kigali, lata 90. XX wieku) © Archiwum prywatne / Stanisław Stawicki

Kilka dni temu, gdy doszła do mnie wieść o śmierci ks. Tadeusza Bazana, pisałem, iż kurczą się tandemy polskich pallotynów, gdyż Tadeusz ma młodszego brata Zenona, pallotyna, który od ponad 40 lat pracuje na misjach w Afryce.

Tym razem wymknął się naszym oczom misyjny tandem braci Kantorów. Pierwszy z nich, Wiesław, zmarł trzy lata temu w wieku 64 lat. Stanisław odszedł 20 czerwca nad ranem. Miał tylko 61 lat.

Miesiąc przed śmiercią, w towarzystwie trzech Ukraińców (dwie siostry od Aniołów i kierowca) oraz swojej bratanicy Urszuli, która mieszka w Brukseli, Stanisław wybrał się – jak się później okazało – w „ostatnią podróż” do Belgii i Francji. Miałem okazję gościć ich w Paryżu. Zatrzymali się u mnie na kilka godzin.

Nie miałem przeczucia, że jest to nasze ostatnie spotkanie. Stasek – jak go w domu nazywali, nawet jeśli o lasce, żartował, zajadał się krewetkami i francuskimi serami, które zawsze mu smakowały, popijając niezłym Côtes du Rhône, czerwonym winem o prowokującej nazwie „Plan de Dieu” (Boży plan). Wyglądało na to, że będzie lepiej, że wszystko skończy się dobrze…

Podobne odczucie miał ks. Théo Bahisha, pierwszy pallotyn pochodzący z Kongo, aktualnie proboszcz w Brukseli, z którym Staszek pracował kilka lat w parafii Masaka w Rwandzie. Dziś rano przeczytałem jego długie homagium dla Staniego Kantora, które umieścił na FB, i postanowiłem w części je przetłumaczyć.

* * *

Więc to było „pożegnanie”, kiedy pojawiłeś się w Belgii w zeszłym miesiącu? Z Polski, przez Niemcy, do Brukseli i Francji… Nie mogłem uwierzyć, że udało ci się w chorobie pokonać tyle kilometrów. Ale zawsze byłeś wojownikiem!

Księża Stanisław Kantor i Théo Bahisha (Bruksela, 2023) ©.Archiwum prywatne / Stanisław Stawicki

To ponowne spotkanie z tobą dodało mi otuchy i zacząłem nawet planować rewizytę w Polsce, we wrześniu. Byłem przekonany, że będzie z tobą coraz lepiej.

W minioną sobotę (17 czerwca) napisałem do ciebie słówko ok. godziny 16h. A Ty o 22h odpowiedziałeś mi jednym słowem: „Dobranoc”. Nie miałeś odwagi powiedzieć mi, choć od czwartku już wiedziałeś, iż lekarz powiedział: „nic więcej nie da się zrobić”. Wspaniali lekarze! Zrobili wszystko, aby przedłużyć twoje dni na tej ziemi. Dzięki im za to!

Czekałem więc na właściwy moment, kiedy zadzwonisz, żebyśmy mogli spokojnie pogadać, jak to się nam przydarzało od czasu do czasu. Ale dziś (20 czerwca) z samego rana, obudził mnie Zbyszek, by zakomunikować, że odszedłeś ok. czwartej nad ranem.

Nie wiedziałem, co mówić. Zacząłem płakać. Potem wzięłam się w garść i pomyślałem, że w końcu odpoczniesz od tego paskudnego, rzadkiego raka.

Dziękuję Bogu za te dwa dni, które spędziliśmy razem w Brukseli. Gdybym wiedział, że to nasze pożegnanie, zatrzymałbym cię trochę dłużej. Ciągnęlibyśmy rozmowy o naszej wspólnej misyjnej przygodzie w Masaka, Kangamba, Karenge, Nyakagarama, Murehe, Muyumbu, Kabuga, Rusheshe…

W każdą niedziele objeżdżaliśmy wszystkie te wzgórza! A potem siadaliśmy do stołu, by zjeść pieczonego kurczaka. Na deser szliśmy do ogrodu, każdy z własnym małym nożem i solą, aby zajadać się świeżymi organicznymi ogórkami. Potem szliśmy na boisko, by zagrać z chłopakami w piłkę nożną. Byliśmy młodzi! Mogliśmy sobie na to pozwolić.

Misja była trudna i stresująca: język kiynarwanda do opanowania, mroczne lata wojny i ludobójstwa w 1994 roku, brak bezpieczeństwa na północy kraju w latach 1995-1998 i powracający Rwandyjczycy z Kongo. Wysadzali ich z ciężarówki przed parafią bez niczego. Wszystkim trzeba było pomóc, bez różnicy. Cała ewangelizacja skupiała się na pojednaniu. Ewangelizatorzy, których szkoliliśmy, są nadal aktywni. Nie w głowie nam było budować wtedy kościoły. Budowaliśmy na nowo wspólnotę parafialną.

Życie w tamtych latach nie było łatwe. Czasem też niezrozumienie ze strony przełożonych. Zarządzanie personelem zawsze było wyzwaniem. Ludzie cieszą się, gdy widzą księdza na stanowisku, ale nikt nie wie, co on przeżywa w środku…

W końcu wróciłeś do Europy, by spełnić się na Ukrainie. Kontynuowałeś tę samą walkę. Dla innych. Nawet kiedy byłeś chory, myślałeś tylko o Ukraińcach, zwłaszcza o żołnierzach na froncie. Starałeś się pomagać mimo swojej słabości. Czasami opowiadałeś mi o swoich podróżach na Ukrainę. Było to przerażające.

Dla Ciebie przyjaźń była świętością. Byłeś dla mnie jednym z nielicznych przyjaciół, zawsze gotowych, by mnie wysłuchać. Już za tobą tęsknię.

Jeśli przypadkiem natkniesz się na „wielkiego Wiesława” (Wiesława Kantora, brata Staszka, który przez ponad 30 lat pracował w parafii, z której pochodzi Théo), i jeśli rozpoznasz go wśród rzeszy świętych i aniołów śpiewających wokół Bożego tronu, pomachaj mu ode mnie.

Zapomniałeś mi podać dane kontaktowe ukraińskich sióstr i młodego kierowcy, którzy umożliwili ci dotarcie do nas i pożegnanie się, bez mówienia tego otwarcie. Postaram się ich odnaleźć. Do zobaczenia w parafii niebo. Théo Bahisha”.

* * *

Ksiądz Stanisław Kantor z gościną w Kowalu (2023) ©.Archiwum prywatne / Stanisław Stawicki

I jeszcze jedno. Dziś dowiedziałem się też o śmierci jednego z braci Borowskich, Tomka. Tak więc pallotyńskich tandemów w pełnym składzie zostało jeszcze siedem: najstarszy, to bracia Sopiccy, obydwaj pracują w Brazylii. Następny, to bracia Stawiccy: starszy we Francji, a młodszy w Portugalii. Trzeci w kolejności wiekowej, to tandem braci Wojdów, jeden i drugi pracują aktualnie w Polsce, podobnie jak bracia Chmieleccy, którzy idą zaraz za nimi. Potem bracia Olejko: Zdzisław jest nadal w Rwandzie, a Józek w Polsce. W końcu bracia Lasota na Słowacji, no i najmłodszy tandem Dutkiewiczów: jeden w USA, a drugi od niedawna nad Wisłą (wcześniej studiował w Italii).

Stanisław STAWICKI

Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie, Kamerunie, Kongo i Wybrzeżu Kości Słoniowej. Sześć lat spędził w Rzymie. Równie sześć w Paryżu, gdzie w 2003 roku na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres obronił pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i sposób życia Wincentego Pallottiego (1795-1850). W sierpniu 2021 powrócił do Paryża, gdzie rozpoczął pracę w parafii Świętych Jakuba i Krzysztofa w XIX dzielnicy zwanej „La Villette”. Jest autorem trzech pozycji książkowych w języku polskim: Sześć dni. Rekolekcje z Don Vincenzo (Apostolicum, Ząbki 2011), Okruchy pallotyńskie na dzień dobry i dobranoc (Apostolicum, Ząbki 2017) oraz Okruchy pallotyńskie znad Tybru (Apostolicum, Ząbki 2021).

Recogito, rok XXIV, czerwiec 2023