O naszą pallotyńską świadomość

Ścienne czasopismo „Nasz Prąd” (Ołtarzew, 1953) Fot. Archiwum © Recogito

Społeczność zobowiązuje. Z istoty bowiem społeczności wypływa, by stawiając przed oczy swoim członkom określony cel, wskazywała im równocześnie na środki, niezbędne do osiągnięcia tego celu. Zobowiązanie społeczne jest czymś najbardziej naturalnym, jak naturalną jest konieczność wspólnego wysiłku dla osiągnięcia wielkiego, przechodzącego miarę jednostki – celu.

Zobowiązanie społeczne jest faktem oczywistym. Z historycznym rozwoju myśli ludzkiej najpełniejszy swój wyraz znalazła właśnie oczywistość społecznych zobowiązań. Nie było w dziejach filozoficznej myśli zagadnienia, któremu by nie odpowiadano i „tak”, i „nie”. A pewne z tych zagadnień są wprost uprzywilejowane w twierdzenia i zaprzeczenia. Jest wszakże rzeczą godną uwagi, że oczywistość zobowiązań społecznych należała do tych, którym prawie wyłącznie odpowiadano twierdzeniem. Przecież myśl hellenistyczna odkąd tylko stała się zdolną do podjęcia i rozwiązania tego zagadnienia, wypowiadała się zawsze za jego oczywistością. I niewątpliwie najpełniejszy i bezkompromisowy wyraz tym zobowiązaniom dał Sokrates. Starożytny Rzym – Rzym osiągnięć doskonałości prawniczej, oraz całe Średniowiecze żarliwości religijnej są wielkim potwierdzeniem słuszności tej zasady.

Trzeba było dopiero wieku osiemnastego, by rozgoryczony i pesymistyczny Rousseau zaczął anemiczne nawoływanie o powrót do czystej natury bez ustrojów i zobowiązań. O okrągły wiek później głos buntowniczego protestu podjął jeszcze Max Stirner, lecz władcze porywy urodzonego w Chełmnie mleczarza były raczej sensacyjne niż pociągające.

Oczywistość zobowiązań społecznych była zawsze w każdym okresie myśli ludzkiej w pełni doceniana, choć podstawy tych zobowiązań były dla różnych bardzo różne.

Społeczność zobowiązuje. Członek, który zatracił poczucie zobowiązania jest zazwyczaj członkiem martwym. Martwota zaś wewnątrz żywego organizmu jest pojęciem najbardziej w sobie sprzecznym, pojęciem, które z swego zakresu bezapelacyjnie eliminuje albo martwotę albo życie. Martwy członek jest dla społeczności chorobliwym balastem, który społeczność musi usunąć, jeżeli sama nie będzie chciała ulec martwocie.

Charakter zobowiązań społecznych jest odpowiednikiem charakteru samej społeczności – zobowiązania, które społeczność nakłada świadczą zawsze o niej samej. Stosunek jest wprost proporcjonalny: najszerszy zasiąg i najdoskonalszy charakter zobowiązań świadczy o najdoskonalszej społeczności.

Używając terminu „społeczność doskonała” czy „niedoskonała” nie mam na myśli tradycyjnego znaczenia tego wyrazu, gdzie „doskonałość” odpowiada raczej „samowystarczalności”. Przez społeczność doskonałą rozumiem tę społeczność, która w sposób bardziej doskonały pomaga swoim członkom do osiągnięcia ich celu ostatecznego, jakim jest zbawienie wieczne. W takim ujęciu, społeczność państwowa będzie mniej doskonalszą od społeczności rodzinnej, ta zaś ustąpi miejsca społeczności zakonnej, która jest awangardą społeczności najdoskonalszej, o zdecydowanie uprzywilejowanym charakterze – awangardą Kościoła świętego. Ale bo też zobowiązania, jakie Kościół nakłada swoim członkom, są najwyższego rodzaju a zakres ich najszerszy.

Społeczność zobowiązuje. Zobowiązuje tym bardziej społeczność zakonna. A zobowiązaniu temu nie sposób odpowiedzieć nie mając wyrazistej świadomości zadań, które dana społeczność nakłada. Aktywność członka mierzy się zawsze jego świadomością. Członek, który ma dogłębną świadomość swoich obowiązków – który wie, że jego przynależność społeczna będzie sensowna tylko wówczas, gdy pójdzie po linii celów społeczności – członek taki będzie zawsze członkiem aktywnym. Świadomość przynależności to kościec, trzon, zaczep czy dusza, stosunku jednostki do społeczności.

* * *

Jesteśmy młodą, zdrową społecznością seminaryjną. Społecznością wysokiego rzędu, bo społecznością dającą nam świadomy cel Chrystusowego kapłaństwa, społeczność ta musi nas zobowiązywać – takie jest jej prawo. Z samej natury stosunku: w seminarium alumn, wynikają niezbędne zobowiązania. Jaki jest jednak stosunek: alumn – seminarium? Odpowiedź zobowiązaniem. A właśnie wydaje mi się, że odpowiedź ta o tyle tylko będzie odpowiedzią pełnowartościową, o ile będzie odpowiedzią świadomą. Gdyby porównać pobyt w seminarium do budowania, to świadomość pobytu jest kośćcem całej budowli.

Nasza społeczność seminaryjna jest jednak społecznością ściśle określonego charakteru. Jesteśmy członkami Seminarium Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego. Stąd rodzi się obowiązek naszej specyficznej świadomości – świadomości pallotyńskiej. Nasz cel jest celem człowieka, którego czcimy dziś na ołtarzach, człowieka, który w głębi modlitewnej pokory wyniósł go z rąk samego Boga.

Nasz cel jest celem naszego błogosławionego Ojca Wincentego Pallottiego. Chodzi tylko o to, by mieć świadomość tego celu, świadomość swej pallotyńskości.

Na zakończenie dorzucę jeszcze jedno: „Nasz Prąd” – organ naszego seminarium – jest naszym organem. Czy nie wydaje się wam, że właśnie „Nasz Prąd” powinien w pierwszym rzędzie służyć kształtowaniu naszej pallotyńskości, że powinien pobudzać nas do świadomej walki o nasze pallotyńskie cele? Jeżeli tak, to jeszcze jedno pytanie: czyż w „Naszym Prądzie” nie jest trochę za mało myśli dotyczących naszych ideałów, naszego życia. Odpowiedź – oby znalazła najpełniejszy swój wyraz – należy zawsze do nas samych.

Józef SADZIK

Józef Sadzik (1933-1980) – pallotyn, edytor, estetyk, założyciel ośrodka odczytowo-dyskusyjnego Centre du Dialogue w Paryżu, przyjaciel artystów i mecenas wielu artystycznych przedsięwzięć, autor prekursorskiej Estetyki Martina Heideggera, obszernej relacji z podróży do Rwandy w 1975 roku oraz innych, rozproszonych po różnych książkach i czasopismach tekstów. Powyższy tekst, sygnowany pseudonimem Kokon, ukazał się w wydawanym przez alumnów Wyższego Seminarium Duchownego w Ołtarzewie czasopiśmie „Nasz Prąd”, nr 8/1954, s. 136-137.

Recogito, nr 79 (lipiec-grudzień 2015)