„Ja sobie leżę i czekam”. Listy ks. Aleksandra Fedorowicza do Stefana Swieżawskiego z lat 1940-1950

Ks. Aleksander Fedorowicz (1914-1965). Fot. Archiwum „Naszej Rodziny”

          Ks. Aleksander Fedorowicz (1914-1965) był o siedem lat młodszym bratem jednego z dwóch najbliższych przyjaciół prof. Stefana Swieżawskiego, czyli ks. Tadeusza Fedorowicza (drugim był Jan Szeptycki, prawnuk Aleksandra Fredry i bratanek metropolity greckokatolickiego we Lwowie). Właśnie ciekawość wojennych losów ks. Tadeusza stała się bezpośrednim pretekstem do nawiązania korespondencji między nimi. Były to losy podobne do losów wielu innych lwowian, ale też zupełnie inne: ks. Tadeusz Fedorowicz został w czerwcu 1940 r. wywieziony w głąb ZSRR, a potem pokonywał kolejne typowe etapy tej wywózki. W transporcie jednak znalazł się dobrowolnie, postarał się o to: wcześniej musiał uzyskać zgodę swojego biskupa, a przede wszystkim przechytrzyć biurokratyczną czujność enkawudzistów pilnujących pociągu (w wagonie występował pod zmienionym nazwiskiem).
          Lata wojenne to okres bezpośrednich przygotowań ks. Aleksandra Fedorowicza do kapłaństwa: wrócił wtedy do przerwanych w 1938 r. w związku z chorobą – studiów teologicznych i w 1942 r. przyjął z rąk abpa Bolesława Twardowskiego święcenia kapłańskie. Stefan świeżawski stał się więc dzięki otrzymywanym listom świadkiem wydarzeń podwójnie konspiracyjnych: po pierwsze towarzyszył – przynajmniej momentom – procesu bardzo szybkiego wewnętrznego dojrzewania przyszłego „proboszcza z Izabelina”, a po drugie na jego oczach odbywał się triumf indywidualnego powołania nad machiną kolektywnej przemocy – zarówno w jej hitlerowskiej, jak i stalinowskiej wersji. Nie można nie zauważyć, że święcenia ks. Aleksandra Fedorowicza wypadły w chwili szczególnej ekspansji ludzkiego inferna. To dokładnie w tym czasie jego starszy brat, ks. Tadeusz, w odległym – w sensie geograficznym, ale nie w sensie ludzkiego doświadczenia – Kazachstanie miał „pewne myśli jakby wątpiące, niepokoje dotyczące wiary”. Spraw bardzo interesujących dotyczy list ostatni, z 1950 r. Korespondenci występują w nim w innych rolach. Jego adresatem nie był już właściciel szczawnickich „Modrzewi”, borykający się z prowadzeniem pensjonatu w warunkach okupacyjnych, tłumaczący potajemnie św. Tomasza i – też w całkowitej konspiracji – pracujący nad habilitacją (wojna się skończyła, pensjonat został właścicielom odebrany, a habilitacja w dobrym stylu obroniona). Adresatem tego listu jest znów czynny, teraz związany z kilkoma polskimi uniwersytetami, filozof, współredaktor „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”, a jego nadawcą dojrzały już kapłan, w przeddzień objęcia swojej ostatniej – od tej pory z nim identyfikowanej – częściowo puszczańskiej parafii w Izabelinie. List odsłania fragment kulis pewnej prasowej wymiany zdań, w jakiej ks. Aleksander Fedorowicz uczestniczył w antrakcie swoich codziennych zatrudnień. Ujawnił się w niej jako rzecznik kontemplacyjnego podejścia do rzeczywistości, jako obrońca metafizyki, apologeta esse: „Mógłby ktoś powiedzieć, że metafizyka jest poezją, a nie nauką. Wydaje się, że w tym samym najgłębszym przeżyciu rzeczywistości bytu wielka sztuka znajduje swoje natchnienia, religia swoją podstawę, metafizyka przedmiot rozważań”. Można sądzić, że te myśli, którymi proboszcz z Puszczy Kampinoskiej z wrodzoną sobie pokorą się dzielił musiały być też bardzo bliskie akademikowi Stefanowi świeżawskiemu.
           Oryginały listów przechowywane są w Oddziale Rękopisów Biblioteki Jagiellońskiej (rkps przyb. 199/93). Dziękuję Pani Dr Lucynie Nowak, kierującej Oddziałem, za ich udostępnienie, a Panu Profesorowi Stefanowi Swieżawskiemu za zgodę na ich publikację.
Listy drukowane są bez skrótów; słowa lub zwroty nieczytelne zostały wykropkowane […]; pisownia (fleksja, ortografia, interpunkcja) uległa uwspółcześnieniu.
           Korespondencja ks. Aleksandra Fedorowicza ze Stefanem Swieżawskim składa się – razem z korespondencją ks. Tadeusza Fedorowicza i ks. Karola Wojtyły (Jana Pawła II) – na książkę Pełny wymiar (listy przyjaciół), która ukaże się we wrześniu-październiku 2002 r. w tarnowskim Wydawnictwie «Biblos».

Andrzej Dobrowolski

 1

Jarosław 5/X 1940 r
folwark Głęboka [1]

          Kochany Stefanie!

         Mówił mi Ojciec Michał Czartoryski [2], że miałeś jakieś wiadomości o Tadziu, jakoby był gdzieś na Uralu. Bardzo proszę, napisz dokładnie, co o nim wiesz. My wiemy tylko tyle, że pisał do mojej kuzynki Wiszniewskiej [3] we Lwowie, że jedzie na wschód [4], 30 osób w wagonie, jest im wesoło, grają w bridge’a i mają dużo rzeczy ze sobą.
          W pierwszych dniach maja pojechałem z moimi Rodzicami [5], Drusiem [6], Marysią [7], Anielcią [8] i moją Babką [9] na tę stronę [10]. Kilka miesięcy przeleżałem na skutek komplikacji po szkarlatynie, którą jeszcze we Lwowie przechodziłem. Teraz jestem zdrów i myślę o skończeniu teologii. Marylka z dziećmi jest w Rabce i ma zamiar spędzić tam całą zimę. Życie jest teraz trochę smutne, ale jest także nieporównywanie piękniejsze i większe, niż było przed wojną przez wielkość zmagania, wielkość ofiary i cierpienia. Mam nadzieję, że choć wojna niewątpliwie zdynamizuje dobro do tego napięcia, jakie było u pierwszych chrześcijan, i wtedy dopiero warto będzie żyć. Zaczniemy czytać listy św. Pawła tak, jakby były do nas pisane i zrozumiemy, co znaczy Vivere mihi Christus est mori lucrum [11].
         Nam powodzi się doskonale. Mieszkamy częściowo u Wujowstwa Kraińskich [12]. O moim bracie Janku nie mamy żadnych wiadomości [13]. Kiedy wyjeżdżaliśmy był w niewoli i pracował przy drogach koło Równego. Olga [14] jest teraz w Tiensinie [15]. Listy od niej dochodzą regularnie

   Ściskam Cię bardzo serdecznie. Twojej żony ręce całuję Bogu Was polecam i o modlitwę proszę

Ali

2

2 XI 1940

          Kochany Stefanie!

       Bóg zapłać za dobrą kartkę z wiadomościami. Dostałem list od Olgi z Tiensinu. Pisze po francusku, bo sądzi, że poprzednie pisane po polsku nie doszły. „J’ai eu des nouvelles de Dziata, qui est près de Kazań. Il travaille dans des forèts. Il est content et heureux d’etre à la porte du pays de tente Angèle, c’est ut si bean pays. Le voyage es fatignant, mais on y est si bien!” [16]– Oczywiście, idzie o Tadzia, bo żadnego Dziaty nie znam. Tamta Angèle umarła dwadzieścia lat temu.
          Bardzo się cieszę, że Wam jest dobrze w Szczawnicy [17] . Nam tutaj jest także bardzo dobrze dzięki dobroci Ilków [18]. Ja trochę się uczę i myślę, że przy końcu listopada pojadę do Krakowa. Może mi się uda jakie egzaminy zdawać[19]. Po szkarlatynie było u mnie nastąpiło ogólne zatrucie organizmu, powiększenie gruczołów i osłabienie serca. Teraz już się mam zupełnie dobrze. Jeślibyś miał jakieś nowe wiadomości o Tadziu to naturalnie bardzo proszę o przekazanie mi ich. List od Olgi niestety nie był datowany.
          Myślę czasem o Ajdukiewiczu [20]. Ciekaw jestem, czy wykłada „metafizykę” Engelsa i Marksa? [21] Ciekaw jestem także, co dzieje się z Ingardenem [22], Kreutzem [23], Schmiererem [24]. Już 5 lat upłynęło od mojej filozofii a przecie kawałek serca tam zostawiłem.

          Ściskam Cię bardzo mocno dla pani Marysi wiele serdeczności

Ali

3

Głęboka 10 XII 1940 r.

        Kochany Stefanie!

        Bardzo Ci dziękuję za ostatnią kartkę z wiadomościami o pr[of]. Ajdukiewiczu. My mieliśmy nowy list od Olgi, cytuje w nim kartkę, która dostała od Tadzia. Przepiszę jego słowa w całości, choć pewnie nie wszystko Cię zainteresuje: „Nie pamiętam, czy Ci już pisałem, że zostaliśmy wywiezieni ze Lwowa w głąb Rosji. Jestem na północny wschód od Moskwy, niedaleko Kazania [25]. Jest nas w tym miejscu 350, w tym 200 Żydów. Jechaliśmy dwa tygodnie. Jesteśmy w lesie, w punkcie pracy leśnej [26]: Pracujemy, kopiemy ziemię, rąbiemy, piłujemy itp. Płacą nam za to, a za te pieniądze wiktujemy się w miejscowej «stołówce». Nieźle nam tu jest, tylko tęskno. Las śliczny. Przed samym wyjazdem miałem przez Skrochowskich wiadomości, że Babcia z Tatem i Drusiem są u Zuli [27], a reszta w […]. Janek dalej w obozie jeńców. Podaję adres po rosyjsku, gdybyś pisała, to br. dokładnie trzymaj się adresu. Dobrze mi tu – jestem szczęśliwy”.
         Myślę, że myśli o adresie Janka, który my znamy, i dlatego Olga nie podaje go nam. Swojego adresu pewnie nie dał w przeciwnym razie i Olga napisałaby go nam.
         W Krakowie byłem w ostatnich dniach listopada, więc niestety nie mogłem was spotkać. Egzaminy szczęśliwie zdałem i odwiedziłem masę krewnych, których dotychczas w ogóle nie znałem. Z Krakowa skoczyłem do Kalwarii Zebrzydowskiej, żeby się z ks. Stachem [28] zobaczyć, który tam kleryków bernardyńskich uczy[29]. Po powrocie znowu się rozchorowałem, więc cała teologia zawisła na b[ardzo] cienkim włosku, a święcenia na jeszcze cieńszym, bo nawet po wojnie, żaden biskup nie zechce w swojej diecezji takiego inwalidy [30].
          Ściskam Cię mocno, pani Maryś ręce całuję Bogu Was polecam

Ali

4

Głęboka 17 XII 1940

          Kochany Stefanie!

        Na ostatniej kartce nie starczyło miejsca na życzenia świąteczne. Dlatego teraz składam Tobie i p. Maryś życzenia wszystkiego najlepszego, a co jest najlepsze wiesz lepiej niż ja, boś filozof, a do tego scholastyk.
        Mniej więcej dwa lata temu, będąc w Zakopanem, zaprosiliście mnie na podwieczorek. Tych parę godzin z Wami przerwało monotonię życia sanatoryjnego i sprawiło mi wielką przyjemność. Sam już nie wiem, czy to było 2 czy 3 lata temu, ale to nieistotne.
          Ogromnie się cieszę, że Wam jest tak dobrze „pod Modrzewiami” i że tam tak ładnie. Nam tutaj jest także bardzo dobrze. Tylko San trochę za blisko (jakie 80 m od domu) i myśl ciągle na tamtą stronę ucieka. Jerzyk R.[31] rok temu wybierał się ze Lwowa do […], a teraz biedak w lasach syberyjskich marznie.
          – Ja sobie leżę i czekam.
          Za parę dni mają mnie doktorzy sfotografować i powiedzieć, czy ze mnie jeszcze co będzie czy już nie!
          Ściskam Cię mocno, p. Maryś ręce całuję

Ali

5

10 I 1941

          Kochany Stefanie!

         Dostałem Twoje dwie kartki. Bóg zapłać! i za to, że się tak poczciwie moim zdrowiem, a raczej chorobą zainteresowałeś. Wczoraj doktor orzekł na podstawie zdjęcia i badań, że wszystko będzie dobrze, ale trzeba się przynajmniej dwa lata leczyć. Napisał też z relacją do dr. Fiszera w Zakopanem, żeby i jego zdania zaciągnąć. Dzisiaj zacząłem werandować. Na wiosnę pojadę może w góry koło Cisny, gdzie ma swoje lasy mój wuj, Antoni Kraiński. Już w tym roku spędziłem tam kilka miesięcy bardzo tam było ładnie i przyjemnie. Teraz w zimie powietrze jest wszędzie dobre więc pewnie tu zostanę. Trochę to przykro cackać się ze swoim zdrowiem, kiedy tyle bliskich i znajomych żyje i choruje w skrajnej nędzy. Tyle dobrego, że będę miał czas na czytanie.
      Paczkę dla Tadzia chcemy wysłać, ale trzeba się wprzód wystarać o pozwolenie z urzędu dewizowego w Krakowie. Boję się, że każą wysokie cło opłacić. ze Lwowa mieliśmy wiadomość, że Tadzio często pisuje może i my będziemy mieć teraz częściej wiadomości od niego. Napiszcie koniecznie do Niego. Można sobie wyobrazić, jaka to radość w jego warunkach list od kogoś bliskiego. Myślę, że z końcem stycznia dostanie odpowiedzi na swoją kartkę. Za życzenia wszyscy bardzo dziękujemy. Moi rodzice, Druś, Marysia i wszyscy zasyłają Wam bardzo wiele serdeczności.
         Ściskam Cię mocno, dla pani Maryś ucałowania rąk

Ali

6

Wola M. – Solinka [12 IV 41]

          Stefanie Drogi!

        Czy nie masz jakiejś nowej choćby pośredniej wiadomości o Tadziu. My od czasu jego kartki nie mamy nic nowego i niepokoimy się trochę, bo powinniśmy już dostać odpowiedź na nasze listy wysłane do Joszkar Oły.
        Przed trzema tygodniami umarła w Głębokiej moja Babka, która już od długiego czasu była bardzo słaba. – Ja od miesiąca mieszkam w leśniczówce w górach przy linii kolejowej Łupków-Cisna. Od kilku dni jest tu także moja Matka. Zdrowie mi dość dobrze dopisuje i jestem dobrej myśli na przyszłość.
         Zasyłam dla Ciebie i dla p. Maryś najlepsze życzenia świąteczne.

Twój in Christo

Ali
 

7

Łupków-Solinka 24 IV 1941

            Kochany Stefanie 

          Wspaniale się złożyło, bo dostałem dziś Twoją kartkę, za którą bardzo dziękuję i dziś także doszły do naszych rąk dwie kartki od Tadzia. Aby więc nadać więcej charakteru autentyczności przepisuje je w całości:
         „23 III 41. Dostałem kartkę z 2/3. Bardzo się nią ucieszyłem i bardzo dziękuję. Cieszę się, że tam dobrze, tylko jak ze zdrowiem Alego? Nadal o Janku niczego nie wiem. Kartek wiele pisałem i kilka listów. Niektórzy dostają regularnie kartki i długie listy z tamtej strony. Przyszło już dużo paczek odzieżowych. Jedna z moich współlokatorek dostała paczkę żywnościową z Ameryki. Dostałem wczoraj kartkę od Stefana. Proszę mu napisać, że o Jerzyku niczego dowiedzieć się nie mogę. Chwilowo od tygodnia nie pracuję, bo stukłem sobie bok i jeszcze mnie trochę boli. Cieszę się odpoczynkiem, ale żal mi, że nie zarabiam. Zima trwa śnieg dalej co dzień pada. Kartka Mamy szła 16 dni – to b[ardzo] szybko. Proszę o wiele wiadomości o wszystkich w rodzinie całej. Ręce całuję i wszystkich ściskam. Tadzia adres stary.
          23 III 41. Kochana Zulu! Piszę wiele, a dostaję mało. Ponoć tylko jedna moja kartka dotąd doszła. Tu zima trwa uparcie. Śnieg wciąż sypie. Wielkich 40-to-stopniowych mrozów już teraz nie ma, ale czasem w uszy dobrze szczypie. Chwilowo mam przerwę w pracy, bo stukłem sobie bok. Ostatnio woziłem koniem drzewo do rzeki. Pracowałem z Rosjanami, Tatarami i Maryjcami [32] (to tzw. dawniej Czeremisi). – Ostatnią kartkę dostałem od Mamy z III. Kartki i list Alego z okresu świąt dostałem. Czekam na obiecaną przez Drusia paczkę, wiele tu już takich przyszło. Listy z waszej strony dobrze tu dochodzą. Nawet paczka z Ameryki doszła z prowiantami. Ściskam i ręce całuję – wiele serdeczności Tadzio. 
          Wiadomości nie wiele w tych kartkach, ale wiemy przynajmniej, że żyje i nie robi wrażenia specjalnie przygnębionego. 
          Ta paczka, której się spodziewa, niestety w ogóle nie została wysłana, bo urząd dewizowy w Krakowie skreślił prawie wszystko, co chcieliśmy mu posłać. 
          Smutne to co piszesz o Kaziu Malce [33]. Jeśli jest prawdą to, co opowiadają o zmianie stosunku bolszewików do Polaków, to może i tych uwięzionych biedaków powypuszczają.
          My siedzimy sobie spokojnie w górach i czekamy na wiosnę. Ja pomału przygotowuję się do egzaminów. Zdrowie dobrze mi dopisuje. 
          Ściskam Cię mocno Twojej Żony ręce całuję. 
          Moja Matka zasyła Wam wiele serdeczności. 

Twój in Ch-to 

Ali

8

13 V 1941 

           Kochany Stefanie! 

          Przyszła Twoja kartka i znowu 2 kartki od Tadzia.
          „2 IV 41. Nadal nie dostaję poczty. Dostałem kartki Mamy i Drusia i list Alego ze świąt, kartki Mamy z lutego i początku marca i dwie kartki od Stefana. A poczta tu dobrze dochodzi. Przychodzą i długie szczegółowe listy i paczki (nawet żywnościowe). Na paczkach mi tak bardzo nie należy, bo dzięki Lwowowi mam co mi potrzeba (są tu inni, którzy bardzo potrzebują). B[ardzo] mi zależy na wiadomościach o wszystkich moich. Tu po staremu. Jeszcze zima z ogromnymi śniegami i mrozami i wiatrami mimo cudownego słońca w dzień. Chwilowo, od 3-ch tygodni nie pracuję, bo stukłem sobie kolano i okostną żebra. Odpocząłem i niedługo do lasu. Ręce całuję Tadzia”. 
          8 IV 41. Pośpiesznie pisana kartka z życzeniami „Proszę pisać, bo kartki i listy tu dochodzą”.
          Niestety stąd nie można wysyłać zagranicznej poczty i okazje do Sanoka są rzadkie. Pisał mi O. Michał, że się będzie starał o paczkę T. z Ameryki. Ogromnie poczciwy. Stąd wolno wysyłać tylko używaną odzież. Podobno z Głębokiej starają się o wysłanie takiej paczki, nie wiem z jakim skutkiem, bo w tej dziedzinie sami nie jesteśmy Krezusami. 
          Wszystkie kartki, które dotychczas od T. przyszły były polecone. Myślę, że najciekawsze byłyby te listy, które przepadły. 
          Nasze życie spokojne; przerywane sensacyjnymi wiadomościami, które jak zwyczajnie nie rosną w miarę oddalania się od źródeł, a do nas dochodzi w całkiem nieprawdopodobnych formach. 

          Żony Twojej ręce całuję. Ściskam 

Ali 

9

22 XII 41 

          Kochany Stefanie!

          Już wieki do Ciebie nie pisałem, bo od chwili urwania się korespondencji z Tadziem nie miałem nic ciekawego do napisania. – Wiadomość o Jasiu Szeptyckim, którą miałem przez O. Michała, ogromnie mnie uradowała [34]. Jestem przekonany, że warunki pracy i życia Tadzia też się całkiem zmieniły [35]. Czy masz jakie wiadomości o Jędrusiu Szept[yckim] [36]? i o Jerzyku Rylskim?
          Na święta Bożego Narodzenia i na Nowy Rok posyłam bardzo dużo gorących i serdecznych życzeń dla całej Rodziny.
          Ja na przemian uczę się trochę i trochę choruję. Ogromnie się cieszę, bo mi się udało nawiązać kontakt z duchownymi władzami we Lwowie i otrzymałem „placet” na studia. – Ilko, który złamał nogę przy końcu czerwca, jeszcze ciągle skacze na kulach. Zresztą u nas życie spokojne i jednostajne.
          Załączam bardzo wiele serdecznych wyrazów dla Twojej Żony i dla Ciebie. 

Twój in Christo 

Ali 

W październiku pisała mi p. Abramowicz z Brodów: 
          „O Tadziu wiadomo nam na pewno że pracuje w swoim fachu przy swoich braciach” – wiadomość sprzed paru tygodni.

10

6 VIII 1942 

          Kochany Stefanie! 

          Przed dwoma tygodniami wróciłem ze Lwowa, gdzie cały miesiąc spędziłem. Otrzymałem cztery niższe święcenia, a co ważniejsze zrobiono mi nadzieję na święcenia wyższe, może nawet w tym roku. Rozumiesz, że wielka to dla mnie radość.
          Miałem jeszcze drugą wielką przyjemność, bo dowiedziałem się, że prof. Ajdukiewicz stał się praktykującym katolikiem. 
          Ojciec Michał opowiadał mi o Twoim życiu i gospodarskich kłopotach. Nie bardzo umiem wyobrazić sobie Ciebie w nowej roli [37].
          Ucieszyłem się wiadomością od Jasia podobno i Tadzio z nim razem pracuje, ale gdzie? Jeżeli wiesz dokładnie co było w telegramie, to napisz, bo my od Tadzia nie mamy żadnej wiadomości.
          Ściskam Cię i Bogu polecam, dla Twojej Żony wiele serdeczności 

Ali

11

22 IX 1942

            Kochany Stefanie!

         Słyszałeś już może o nieszczęśliwej śmierci Drusia [38], który utonął w czasie kąpieli. Przenosimy się kolejno do naszej prawdziwej Ojczyzny. – Św. Józef Cottolengo [39] często powtarzał „Brutta terra, bel paradiso [40]”. I miał rację. – Drusia mało kto znał nawet spośród jego najbliższych, a trzeba było go znać, żeby móc ocenić.
          O Tadziu nie mamy żadnych wiadomości. Żałuję, że go tu teraz nie ma, bo zbliża się dla mnie rozstrzygająca chwila święceń, które jak mam nadzieję w październiku lub listopadzie. Pomódl się proszę, żeby się wszystko według Bożej woli stało.
          Ściskam Cię serdecznie, dla Twojej Żony ukłony

Ali

12

Głęboka 14.[12].1942 r.

          Kochany Stefanie!

        Bóg zapłać za dobre słowo napisane po śmierci Drusia. Tak Opatrzność pokierowała, że w krótkim czasie nastąpiły po sobie: śmierć Drusia, wiadomość od Janka, którą otrzymaliśmy przez Ang[ielski] Czerw[ony] Krzyż, że jest zdrów, i moje święcenia [41]. Dawno już wybieram się napisać Ci, że jestem kapłanem. Wielkie to szczęście i łaska Boża, że mnie mimo wszystkie trudności i niedostatki dopuścił do ołtarza. – Trudno mi było znaleźć wolną chwilę, by Ci o tym donieść. Przed święceniami miałem rekolekcje i praktyczne przygotowanie się do każdego kroku w nowym życiu. 
          Jeszcze trudno mi sobie uświadomić, że codziennie stoję przy ołtarzu, żeby składać Bogu najświętszą Ofiarę. Co za straszny dziw i niewspółmierność między tym, czym jest człowiek, a tym co wykonuje. Obecnie mam urlop zdrowotny i polecenie, by się zabrać do jakiejś pracy z zakresu filozofii: Ks. Pawelski [42], który ma tą pracą kierować, pragnie żebym się zajął zagadnieniem osobowości u św. Tomasza. Ogromnie jestem ciekaw, czy będzie co z tego, bo temat choć ciekawy, wydaje mi się trudny, a moje wiadomości z zakresu filozofii są bardzo niedostateczne. Przypominam sobie doskonale, jak chodziłeś po Parku Stryjskim i starałeś się mi wytłumaczyć, jaka jest różnica między substancją a przypadłościami. Względnie starałeś się mnie przekonać, że poza przypadłościami jest coś, co stanowi istotę rzeczy. Ja nic nie rozumiałem. Otóż dzisiaj jestem niemal w tym samym położeniu i będę musiał zaczynać od początku.
          Spotkałem we Lwowie Prof. Kreutza ogromnie się biedak postarzał i zmizerniał. Za to Ajdukiewiczowi się podobno nieźle powodzi. Od Tadzia nie mamy wiadomości. Myślę, że może został w Rosji i dlatego trudno mu dać znać o sobie [43]
          Ściskam Cię serdecznie dla Twojej Żony łączę wielkiej czci Bogu całą waszą Rodzinę polecam i proszę bardzo pomódlcie się za mnie.

Ali

         PS Na Święta i Nowy Rok zasyłam Wam najlepsze życzenia radości, szczęścia, błogosławieństwa Bożego. 

13

† 

Lipinki k. Gorlic
16 III 1943

          Kochany Stefanie! 

          Ogromnie się wstydzę, że dopiero teraz odpowiadam na Twój taki serdeczny i miły list z życzeniami. Wina po części w tym leży, że uważałem, iż list twój domaga się przemyślanej odpowiedzi, a na taką się zdobyć nie mogłem i nie mogę.
         Bardzo się cieszę, że moje święcenia, a raczej wiadomość o nich sprawiła Tobie i Twojej Żonie przyjemność. Doprawdy, że to radość wielka i łaska wielka; z każdym dniem coraz lepiej to rozumiem. Dla Tadzia to będzie wielka niespodzianka, jeśli kiedy wróci[44]. Jemu zawdzięczam bardzo dużo pod wieloma względami.
          Sprawa wiary wydaje mi się coraz prostsza. To, co piszesz, że proste głoszenie Jezusa Chrystusa przewyższa abstrakcyjne, ideowo-teoretyczne koncepcje idzie po linii tego, co i ja obecnie przeżywam. Coraz lepiej rozumiem, że proste opowiadanie o Panu Jezusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym potrafiło zdobyć świat. Dialektyka nie prowadzi do wiary. Ona by może do wiary prowadziła, gdyby człowiek był pokorny, tj. gdyby w igraniu słowami i pojęciami szukał prawdy, a nie zadowolenia własnej próżności.
          Do nauki jakoś nie mogę się na dobre zabrać. Teraz pomagam tutejszemu proboszczowi [45] w pracy parafialnej. Nie mniej zaglądam nieraz do Summy teologicznej, którą dostałem w prezencie od proboszcza sąsiedniej parafii. 
          Zgadzam się z Tobą, że rzeczywistość jest wspaniała i świeża. Uderza mnie zwłaszcza dziw istnienia i to zarówno sam fakt, że coś istnieje, jak również jego tajemnicza struktura. Doprawdy nie rozumiem, jak tylu filozofów mogło z lekkim sercem zrezygnować z metafizyki. 
         Ale ja wypisuje bzdury, a już jest późno i mam jeszcze pomyśleć o tym co jutro będę mówił dzieciom w szkole. Dotychczas nie robiłem jeszcze „rozmyślań filozoficznych”, ale mam szczery zamiar w najbliższych dniach zacząć.
          Ściskam Cię bardzo serdecznie dla Twojej Żony wyrazy szacunku. Będę się za całą Waszą Rodzinę modlić i o to, by Wam Bóg dał syna, ale proszę o wzajemność w modlitwie.

Ali

PS. Posyłam Ci fotografię statuy łaskami słynącej Matki Boskiej z tutejszego kościoła [46]. Pochodzi podobno z XIV w. Przed tą figurą odprawiam codziennie Mszę św.

14

Lipinki 21/IV 1943 

            Kochany Stefanie! 

          Bardzo dziękuję za kartkę i życzenia świąteczne. Cieszę się, że Ci statua naszej Matki Boskiej przypadła do gustu. Na mnie z początku nie robiła wrażenia, a teraz jestem coraz bardziej pod jej urokiem.

Do Lipinek dostałem się przed trzema miesiącami na zaproszenie tutejszego proboszcza, który się dowiedział, że mam urlop zdrowotny i zaproponował mi, bym jakiś czas u niego spędził. Jutro wracam na Głęboką. P. Ryncewiczową znam także z Piekarskiej. Wczoraj byłem u niej, by się pożegnać. Ogromnie dzielnie walczy z trudnościami i kłopotami. 
          Ks. Cieński [47] telegrafował do Ks. Kłosa, że jest z nim Tadzio. Niestety z telegramu nie można wywnioskować gdzie są [48]
        Na święta życzę Tobie i Twojej Żonie i Dzieciom dużo radości i pokoju wewnętrznego.
          Twój w Chrystusie 

Ali 

Ps Ks. Arcybiskup[49] podobno b. ciężko zachorował. 

15

† 

Głębokie 9 IX 1943 

          Kochany Stefanie! 

          Bóg zapłać za wielką dobroć Twoją i długi list, który przed dwoma dniami, po powrocie z Krakowa tutaj zastałem. Wiadomości o Janku są dla nas b. ciekawe, choć nie we wszystkich punktach dokładne. Myślę, że p. W. zetknął się z Jankiem dopiero w Antopolu, bo w Krzywym Rogu zdaje się w ogóle nie był, a w każdym razie nie był tam 9 miesięcy, skoro już w grudniu 1939 r. Druś odwiedzał go w Równem. W każdym razie przyjemna jest mi świadomość, że Janek w tych ciężkich warunkach miał przyjaciela!
           Przed kilku dniami wróciłem z moim Ojcem z Krakowa. Zdrowie Ojca po blisko trzymiesięcznym pobycie w szpitalu jeszcze nie jest świetne, ale w każdym razie poprawa jest ogromna i mam mocną nadzieję, że niedługo będzie zupełnie dobrze. 
           W Krakowie odwiedził mnie Jerzy Turowicz[50]. Ucieszyłem się jego widokiem, bo od blisko 10 lat go nie widziałem. Sądzę, że to jeden z tych co czasu nie marnuje, ale stara się być coraz pełniejszym chrześcijaninem.
            Radość z przyjazdu Twojej Matki [51] musiała być wielka, po tak długim niewidzeniu się. Jaka to będzie radość spotkać się w Niebie z tymi co już nie żyją!! No i w końcu posiąść Boga bez reszty. Cała sprawa wiary, religii, światopoglądu itp., tak bardzo kiedyś wałkowana. wydaje mi się teraz ogromnie prosta i piękna. Ot po prostu życie, ofiara i miłość, to czym Chrystus był i czym chce byśmy my byli.
            Ściskam Cię serdecznie dla Twojej Matki i Żony ukłony i serdeczności od siebie i Rodziców moich łączę. Bogu Was wszystkich polecam. 

Ali

16

10 IX 1945 

            Kochany Stefanie!      

          Korzystam z takiej wspaniałej sposobności, by Ci się pokłonić, uściskać i pogratulować wykładów [52]. Podobno po wakacjach zaczynasz wykłady metafizyki; chętnie bym z nich skorzystał, bo sam się teraz głowię nad problemem osobowości. Ciężko mi idzie, bo jeszcze ciągle dosyć po omacku się poruszam w kręgu pojęć scholastycznych i po wierzchu pływam, a tu trzeba gruntować aż do „substancji”. Mam do dyspozycji całego św. Tomasza, ale literatury orientacyjnej, pomocniczej prawie żadnej, nawet nie wiem, co na ten temat dotychczas pisano. – Ojciec wczoraj pojechał na miesiąc odpoczynku do Żułowa [53], więc chwilowo zostałem w Laskach sam. 
          Zdaje mi się, że już dużo skorzystałem z pobytu w Laskach [54]. – Na cmentarzu zakładowym jest pochowany Włodzio Rylski[55], który zginął o parę kilometrów stąd. Tak niedawno byliśmy żółtodziobami we Lwowie a teraz on jest już u mety, a ja jestem księdzem i chodzę czasem nad jego grób się modlić. 
          Ogromnie jestem ciekaw, czy są jakieś wiadomości o prof. Ajdukiewiczu? [56] Czy nie spotkałeś przypadkiem Ludwika Borkowskiego (był jakiś czas asystentem zdaje się na pedagogii we Lwowie) [57], nie wiem czy go pamiętasz. To mój przyjaciel i bardzo mnie jego los zajmuje. 
          Kłaniam Ci się pięknie i ściskam bardzo serdecznie dla Twojej Żony wyrazy głębokiej czci łączę. Będę się za Was modlić 

          Kochany Stefanie!

         Korzystam z takiej wspaniałej sposobności, by Ci się pokłonić, uściskać i pogratulować wykładów[52]. Podobno po wakacjach zaczynasz wykłady metafizyki; chętnie bym z nich skorzystał, bo sam się teraz głowię nad problemem osobowości. Ciężko mi idzie, bo jeszcze ciągle dosyć po omacku się poruszam w kręgu pojęć scholastycznych i po wierzchu pływam, a tu trzeba gruntować aż do „substancji”. Mam do dyspozycji całego św. Tomasza, ale literatury orientacyjnej, pomocniczej prawie żadnej, nawet nie wiem, co na ten temat dotychczas pisano. – Ojciec wczoraj pojechał na miesiąc odpoczynku do Żułowa [53], więc chwilowo zostałem w Laskach sam. 
          Zdaje mi się, że już dużo skorzystałem z pobytu w Laskach [54]. – Na cmentarzu zakładowym jest pochowany Włodzio Rylski[55], który zginął o parę kilometrów stąd. Tak niedawno byliśmy żółtodziobami we Lwowie a teraz on jest już u mety, a ja jestem księdzem i chodzę czasem nad jego grób się modlić. 
          Ogromnie jestem ciekaw, czy są jakieś wiadomości o prof. Ajdukiewiczu? [56] Czy nie spotkałeś przypadkiem Ludwika Borkowskiego (był jakiś czas asystentem zdaje się na pedagogii we Lwowie) [57], nie wiem czy go pamiętasz. To mój przyjaciel i bardzo mnie jego los zajmuje. 
          Kłaniam Ci się pięknie i ściskam bardzo serdecznie dla Twojej Żony wyrazy głębokiej czci łączę. Będę się za Was modlić

Ali

17

† 

Laski, 16.3.1950

          Kochany Stefanie! 

          Wiem jaki mieliście ostatnio smutek [58] i z całego serca proszę Boga, żeby Was pocieszył. Bogu dzięki, że Maryś już ma się dobrze. Już teraz macie ambasadora w Niebie. Myślę, że dusze małych dzieci w Niebie będą miały jakiś szczególny urok czystości doskonałej i pokory, bo nic nie mają swojego, ale wszystko od Boga, w sensie jeszcze bardziej absolutnym niż to się u nas dzieje.
          Chcę przedstawić Ci następującą sprawę. W odpowiedzi na swój artykuł [59] otrzymałem od p. Gawlika [60] list z różnymi problemami na które jedynym rozwiązaniem jest prawda o istnieniu Boga. Ten list przysłał mi Jerzy Turowicz z prośbą, żebym napisał odpowiedź i z propozycją, że on obie te rzeczy wydrukuje w Tygodniku [61], ponieważ jak twierdzi, to są problemy, które nurtują wielu ludzi dzisiaj. – Jak umiałem tak napisałem odpowiedź, ale mam bardzo wielkie wątpliwości, czy to co napisałem nie wypacza w jakiś sposób myśli filozoficznej chrześcijańskiej. Uważam, że właściwie nie mam prawa bez przygotowania solidnego filozoficznego pisać rzeczy, które dotyczą sam[y]ch fundamentów ludzkiego myślenia. Nie znam egzystencjonalizmu, bergsonizmu, nominalizmu, materializmu itp. i bardzo łatwo mogę się ześliznąć w jakiś błąd, a zdaję sobie sprawę z tego, że błąd zrobiony u korzenia jest najniebezpieczniejszy i najtrudniej go naprawić [62]. Proszę Cię więc, byś przeczytał to co napisałem i całkiem otwarcie zdecydował, co z tym robić. Mnie się zdaje, że dzisiaj bardzo potrzeba kogoś, kto by podstawowe zagadnienia popularyzował i podawał w takiej formie, która jest możliwie najbardziej strawna dla dzisiejszego człowieka. Rzecz jasna, że popularyzować wolno tylko temu kto ma doskonale opanowany przedmiot, zwłaszcza w dziedzinach tak odpowiedzialnych jak podstawy metafizyki. Mam więc dwie wątpliwości. Czy to co napisałem jest pod względem filozoficznym poprawne? (Myślę o fil[ozofii] tomistycznej). S. Teresa [63] sądzi, że tak. Czy wolno drukować taką rzecz, nie mających żadnych możliwości kontynuowania ewentualnej dyskusji na tematy z powodu braku czasu i przygotowania. – Równocześnie piszę do Jerzego z prośbą by się z Tobą porozumiał i żebyście razem zdecydowali co z tym wszystkim robić. Jeśli zdecydujecie oddanie do druku, to proszę Cię, byś się czuł współodpowiedzialny i w razie potrzeby ratował sytuację. Przychodzi mi na myśl, że jesteś może na mnie zły za napisanie poprzedniego artykułu, ale to się zrobiło przypadkiem i nie przewidywałem, że będzie miało jakiś dalszy ciąg. 
          Tu u nas w Laskach życie płynie spokojnie i pracowicie. Bóg nas strzeże od większych wstrząsów. Niestety w ostatnich czasach matka Czacka [64] jest bardzo słaba. Gdyby ją Bóg chciał do siebie zabrać, to dla laskowego dzieła będzie chwila ciężko przełomowa. Pomódl się, żeby to dobro, które tu jest utrzymywało się. 
          Najświętszej Pannie Ciebie, Maryś i Dzieci gorąco polecam i serdecznie pozdrawiam. 

Ali

 

[1] Głęboka – folwark należący do rodziny ks. A. Fedorowicza, Zofii i Tadeusza Tyszkiewiczów.  

[2] O. Michał (Jan) Czartoryski (1897-1944) – dominikanin, jeden z założycieli lwowskiego „Odrodzenia”; w 1927 r. rozpoczął nowicjat, a w 1931 r. przyjął święcenia kapłańskie; w 1936 r. władze zakonne zleciły mu, jako architektowi z wykształcenia, czuwanie nad budową nowego klasztoru w Warszawie na Służewie, który miał być ośrodkiem studiów dla wszystkich słowiańskich prowincji Zakonu Dominikanów, ale wybuch wojny uniemożliwił realizację tego planu; wraz ze studium znalazł się ponownie w Krakowie; po rekolekcjach odbytych u benedyktynów w Tyńcu wiosną 1944 r. powrócił do Warszawy; podczas powstania warszawskiego był kapelanem w III Zgrupowaniu AK „Konrad”; prowadził szpital u zbiegu Tamki i Smulikowskiego; po wycofaniu się oddziałów powstańczych pozostał z rannymi; 6 IX 1944 r. został wraz z nimi rozstrzelany przez Niemców. 13 czerwca 1999 r. wśród 108 męczenników II wojny światowej został beatyfikowany przez Jana Pawła II.  

[3] Wanda Wiszniewska. 

[4] Transport ruszył 28 VI 1940: Lwów – Złoczów – Tarnopol – Wołoczyska – Kijów – Ufa – Penza – Czelabińsk – Drużynina – Kazań.

[5] Zofia z Kraińskich i Aleksander Fedorowiczowie. 

[6] Andrzej Fedorowicz, brat. 

[7] Marysia (Marylka) Fedorowiczówna [-Meissnerowa] – młodsza siostra.

[8] Anielcia Fedorowiczówna [-Bartmańska] –  młodsza siostra. 

[9] Julia z Pankratiefów Fedorowiczowa.

[10] Rodzinne majątki w Klebanówce i Kamionkach  (pod Zbarażem) znalazły się w części II Rzeczpospolitej zajętej przez Armię Czerwoną. 

[11] Właśc.: mihi enim wivere Christum est et mori lucrum – dla mnie bowiem żyć to Chrystus, a umrzeć to zysk  (Flp 1,21). 

[12] U wuja Antoniego. 

[13] Jan Fedorowicz – starszy brat; aresztowany po wkroczeniu Armii Czerwonej, znalazł się w głębi Rosji.

[14] Olga Fedorowiczówna – starsza siostra; franciszkanka misjonarka Maryi, część życia spędziła w komunistycznych Chinach.

[15] Tiensin (Tiencin, Tianjin) – miasto we wschodnich Chinach, na płd.-wsch. od Pekinu; w l. 1937-1945 znajdowało się pod okupacją japońską.

[16]J’ai eu des nouvelles de Dziata, qui est près de Kazań. Il travaille dans des forèts. Il est content et heureux d’etre à la porte du pays de tente Angèle, c’est ut si bean pays. Le voyage es fatignant, mais on y est si bien!” (fr. z błędami) – Miałam nowiny od Dziata, który jest w okolicy Kazania. Pracuje w lasach. Jest zadowolony i szczęśliwy, że jest nie opodal kraju ciotki Angele. Podróż jest męcząca, ale czuje się dobrze.

[17] W latach II wojny światowej Maria i Stefan Świeżawscy mieszkali w wybudowanym przez siebie pod koniec lat 30. pensjonacie „Pod Modrzewiami” w Szczawnicy.

[18] Tadeuszowie Tyszkiewiczowie. Tadeusz (Ilko) był ciotecznym bratem ks. A. Fedorowicza.

[19] Ks. A. Fedorowicz po ukończeniu gimnazjum we Lwowie wstąpił na Wydział Filozoficzny UJK, ale przerwał je w związku z nawrotami gruźlicy; w 1935 r. wstąpił do Seminarium Duchownego we Lwowie, które niebawem opuścił dla leczenia w sanatorium w Zakopanem; po wybuchu wojny studia kontynuował prywatnie pod kierunkiem ukrywającego się w Pełkiniach ks. Kazimierza Kowalskiego; wtedy też na kilka miesięcy powrócił do lwowskiego seminarium. 

[20] Kazimierz Ajdukiewicz (1890-1963) – logik i filozof; przedstawiciel tzw. lwowsko-warszawskiej szkoły filozoficznej; ks. A. Fedorowicz był jego studentem.

[21] Uniwersytet Jana Kazimierza w l. 1939-1941 po włączeniu Lwowa do Ukraińskiej SRR przekształcony został w Państwowy Uniwersytet Ukrainy im. Iwana Franki.

[22] Roman Ingarden (1893-1970) – filozof i estetyk, uczeń Husserla; w l. 1933-1941 profesor UJK.

[23] Mieczysław Kreutz (1893-1971) – psycholog; w l. 1933-1941 profesor na UJK.

[24] Zygmunt Schmierer – asystent prof. K. Ajdukiewicza; logik.

[25] Ok. 14 VII 1940 transport dotarł do Joszkar Oła – stolicy Republiki Maryjskiej.

[26] Z Joszkar-Oła część transportu samochodami ciężarowymi została przewieziona do punktu wyrębu lasów w okolicy miejscowości Nurumbał (punk określany był mianem „Uczastok nr 31”). Ks. T. Fedorowicz przebywał w nim ponad rok – do jesieni 1941 r.

[27] Zofia (Zula) Tyszkiewiczowa.

[28] Ks. Stanisław Czartoryski (1902-1982) – w latach 30. na zlecenie kard. Adama Sapiehy objął opiekę duchową nad krakowskim „Odrodzeniem”; angażował się nie tylko w życie religijno-liturgiczne stowarzyszenia, ale także rozbudzał wrażliwość na problematykę społeczną i potrzebę osobistej pomocy materialnej; w 1934 r. współorganizował Tydzień Społeczny „Odrodzenia” w Krakowie; w czasie II wojny światowej był administratorem parafii w Makowie Podhalańskim i jednocześnie kapelanem AK Okręgu Babia Góra; do końca życia był obecny w ruchu byłych członków i seniorów „Odrodzenia”, skupionych w Ruchu Kultury Chrześcijańskiej (Dni Modlitw Inteligencji Katolickiej „Odrodzenie” na Jasnej Górze).

[29] Kalwaria Zebrzydowska – miasto położone na pograniczu Beskidu Makowskiego i Pogórza Wielickiego, w którym od XVII w. wielką rolę odgrywa klasztor Bernardynów, corocznie organizujący w okresie Wielkiego Tygodnia misterium Drogi Krzyżowej.

[30] Ks. A. Fedorowicz otrzymał święcenia kapłańskie po zobowiązaniu się jego rodziny, że zapewni mu utrzymanie w przypadku niezdolności do pracy kapłańskiej.

[31]Jerzy Rylski – kuzyn S. Świeżawskiego; próbując się dostać do wojska polskiego tworzonego na Zachodzie, został aresztowany na granicy i wywieziony do łagru pod Archangielskiem. Po podpisaniu umowy przez gen. Władysława Sikorskiego z rządem ZSRR próbował dotrzeć do armii Andersa, ale umarł z wycieńczenia po drodze.

[32] Maryjcy – lud posługujący się wołżańską odmianą języka ugrofińskiego.

[33] Kazimierz Malko – przyjaciel ks. Tadeusza Fedorowicza, w czasie studiów prawniczych był prezesem lwowskiego “Odrodzenia”; aresztowany w wigilię 1939 r. został najprawdopodobniej osadzony w więzieniu w Kijowie, a później zamordowany.

[34] Jan Szeptycki (1903-1980) – największy od czasów gimnazjalnych przyjaciel S. świeżawskiego i ks. T. Fedorowicza. Po wkroczeniu w 1938 r. Armii Czerwonej – jako wójt w Dziewiętnikach – został aresztowany (przez dziewięć miesięcy przebywał w celi samotnie) i wywieziony do Nachodki pod Władywostokiem. Po amnestii dotarł do Buzułuku (mieścił się tam sztab wojska polskiego), gdzie spotkał się z ks. T. Fedorowiczem.

[35] Ks. T. Fedorowicz jesienią 1941 r. opuścił Joszar Oła: przez Kazań i dalej Wołgą dotarł do Kujbyszewa, gdzie miała swoją siedzibę ambasada RP, i Buzułuku. Pod koniec grudnia 1941 r. został wysłany przez ks. Włodzimierza Cieńskiego, naczelnego kapelana naczelnego Armii Andersa, do Kazachstanu do pracy duszpasterskiej wśród rodzin wojskowych.

[36] Andrzej Szeptycki, syn Leona, bratanek greckokatolickiego metropolity Lwowa; uczestnik kampanii wrześniowej; uwięziony przez Armię Czerwoną, zginął w Katyniu.

[37] Chodzi o prowadzenie pensjonatu „Pod Modrzewiami”. Władze okupacyjne umieściły w nim m.in. dzieci niemieckie wysiedlone z zagrożonych terenów Reichu.

[38] 4 IX 1942 r.

[39] Józef Cottolengo (1768-1842) – włoski kapłan, opiekował się ubogimi i chorymi; w czasie epidemii cholery zorganizował szpital pod nazwą „Mały Domek Opatrzności Bożej”. Jego życiową dewizą były słowa św. Pawła: „Miłość Chrystusowa ponagla nas”.

[40]Brutta terra, bel paradiso  (łac.) – Brzydką jest ziemia, piękne jest niebo.

[41] 15 XI 1942 r. z rąk abpa Bolesława Twardowskiego. Mszę prymicyjną odprawił w lwowskim kościele św. Łazarza. Następną w kaplicy sióstr niepokalanek w Głębokiej koło Jarosławia.  

[42] Ks Pawelski z Pełkin, niedaleko których znajdowała się Głęboka, wygłosił w kaplicy niepokalanek w trakcie mszy prymicyjnej ks. A. Fedorowicza uroczyste przemówienie na temat powołania kapłańskiego. Pod jego opieką znajdował się nowo wyświęcony ksiądz podczas pobytu w Głębokiej.

[43] W Kazachstanie ks. T. Fedorowicz swoją działalność duszpasterską prowadził w różnych miejscach: najdłużej w Gieorgiewce, Kokpektach i Bukoni. W XI 1942 r. otrzymał zakaz odprawiania mszy św. (“Dojechałem wieczorem [w wigilię] do Bukoni. Smutno się zrobiło nam wszystkim. (…). Odprawiłem w nocy mszę św. wigilijną. Przyszło tylko kilku sąsiadów, bo nikt nie wiedział.”).

[44] W III 1943 r. ks. T. Fedorowicz został aresztowany w związku z odmową przyjęcia sowieckiego paszportu. W więzieniu w Semipałatyńsku przebywał do końca lipca.

[45] Jan Rysiewicz (1903-1980) – proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Lipinkach w l. 1938-1945. 

[46] Kościół pw. Wniebowstąpienia NMP – zbudowany w 1782 r. w stylu barokowo-klaycystycznym; gotycka figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem uległa spaleniu w 1972 r.

[47] Ks. Włodzimierz Cieński – zanim w 1941 r. został naczelnym kapelanem armii Andersa – był w więzieniach sowieckich torturowany; po wojnie przebywał przez pewien czas w Anglii; później wstąpił do zakonu trapistów w Normandii, gdzie zmarł w opinii świętości.

[48] Jest to informacja spóźniona; latem 1942 r. armia Andersa opuściła ZSRR, a ks. T. Fedorowicz został w Kazachstanie.

[49] Abp Bolesław Twardowski (1864-1944) – metropolita łaciński  Lwowa w l. 1923-1944; podczas wojny regularnie spotykał się z duchowieństwem; organizował też konferencje dla sióstr zakonnych; przykładał dużą wagę do formacji młodego pokolenia; w związku z krwawymi konfliktami między Polakami i Ukraińcami prowadził korespondencję z metropolitą greckokatolickim Lwowa, abpem Andrzejem Szeptyckim; w jego rezydencji znalazła schronienie rodzina żydowska.

[50] Jerzy Turowicz w l. 1939-1944 mieszkał w Goszycach; współpracował wtedy z krakowskim „Miesięcznikiem Literackim” i warszawską „Kulturą Jutra”; działał też w „Unii”, organizacji nawiązującej ideowo do przedwojennego Stronnictwa Pracy. 

[51] Maria Horodyska, primo voto Swieżawska. W czasie wojny mieszkała w majątku w Nieledwi pod Hrubieszowem. W Szczawnicy przebywała od końca VIII do 28 IX 1943 r.

[52] S. Świeżawski po przyjeździe ze Szczawnicy do Krakowa otrzymał na UJ zajęcia zlecone z historii filozofii.

[53] Żułów k. Krasnegostawu – inny ośrodek dla niewidomych prowadzony przez siostry franciszkanki służebnice Krzyża.

[54] Ks. A. Fedorowicz przyjechał do Lasek na prośbę śmiertelnie chorego ks. Władysława Korniłowicza

[55] Włodzimierz Ścibor-Rylski (1914-1939) – podczas studiów prawniczych angażował się w działalność ruchu odrodzeniowego; brał udział w Tygodniach Społecznych organizowanych przez „Odrodzenie”; w l. 1932-1936 współredagował z Jerzym Turowiczem oficjalny biuletyn stowarzyszenia „Dyszel w głowie”; podczas kampanii wrześniowej walczył pod Kutnem; zginął 19 IX 1939 r. w Puszczy Kampinoskiej; pochowany w Laskach.

[56]  Prof. K. Ajdukiewicz objął katedrę filozofii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

[57] Ludwik Borkowski był asystentem prof. K. Ajdukiewicza; logik, semantyk; po wojnie związany z lubelskim środowiskiem naukowym, autor m.in. Pism o prawdzie i stanach rzeczy (1995). Jest adresatem Listu do przyjaciela, jaki ks. A. Fedorowicz napisał w 1950 r. („Czy pamiętasz owe niekończące się rozmowy na najbardziej zasadnicze tematy z zakresu filozofii, kręcąc się po krużgankach uniwersyteckich i ulicach miasta?”)

[58] 7 II 1950 r. zaraz po urodzeniu zmarł syn M. i S. Świeżawskich, Dominik.

[59]List do przyjaciela, „Tygodnik Powszechny” 1950 nr 7 („Rzeczywistość, która jest w nas i poza nami, jest mocniejsza niż wszelka konstrukcja myślowa. Stwierdzenie tego faktu leży u samych podstaw metafizyki. (…) I to bodajże jest największym kalectwem nowożytnej myśli i kultury, że się do rzeczywistości podchodzi tylko od strony zjawiskowej, a nie metafizycznej, tak jak błędem myśli starożytnej i średniowiecznej było podejście do nie tylko od strony istotowej, metafizycznej, z pominięciem doświadczenia w sensie nauk przyrodniczych. (…) Otóż współczesna nauka, kultura, sposób życia idealnie niemal izolują człowieka od świadomego przeżycia rzeczywistości. W siedemdziesięciu przynajmniej procentach dzisiejszy człowiek żyje w świecie umownym albo ściślej trzeba by powiedzieć, że świadomość dzisiejszego człowieka w siedemdziesięciu procentach wypełnia niezmiernie skomplikowany, przez niego stworzony świat. (…) Mógłby ktoś powiedzieć, że metafizyka jest poezją, a nie nauką. Wydaje się, że w tym samym najgłębszym przeżyciu rzeczywistości bytu wielka sztuka znajduje swoje natchnienie, religia swoją podstawę, metafizyka przedmiot rozważań..”)

[60] Jan Paweł Gawlik – członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”, później „Życia Literackiego”; krytyk tetralny; opublikował m.in. szkice Twarze teatru (1963).

[61] Którędy droga do prawdy?; Odpowiedź, „Tygodnik Powszechny” 1950 nr 15-16.

[62] Ks. A. Fedorowicz pisał m.in.: „Wydaje mi się, że prawda o istnieniu leży na innej płaszczyźnie niż wszystkie inne prawdy dotyczące rzeczy. Ona nie jest jeszcze jednym z wielu, które stanowią naszą wiedzę o rzeczy, ale jest stwierdzeniem rzeczy samej. Nie można jednym tchem mówić, że drzewo jest samosiewne, szpilkowe, wysokie i że «jest». (…) Pojęcia, które są koniecznym warunkiem ludzkiego poznania, są równocześnie jego smutna koniecznością i zawsze jest niebezpieczeństwo, że spetryfikują nasze przeżycie rzeczywistości i, zachowując całą wartość obiektywną, w naszej świadomości staną się wypranymi z treści etykietkami. (…) Przeżycie istnienie świata wywołuje u Ciebie od razu zasadnicze, światopoglądowe pytanie: dlaczego jesteśmy? po co? gdzie koniec istnienia? itd., mnie się zaś zdaje, że lepiej jest te wszystkie zadania odłożyć i zająć się swoim przeżyciem. (…) Mnie tu nie chodzi o dowód, ale o przeżycie. O to, co nazwałem doświadczeniem metafizycznym w odróżnieniu od doświadczenia w sensie nauk przyrodniczych. Dowody zostawiam uczonym. Dowody mogą być precyzyjne, ale nie musza przekonywać. Dlaczego tak jest, ja nie wiem, prawdopodobnie dlatego, że człowiek nie jest aniołem”.

[63] S. Teresa (Zofia) Landy (1894-1972) – w 1926 r została kierowniczką szkoły dla niewidomych w Laskach; w 1928 r. wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża; główna wspólpracownica matki E. Czackiej i ks. W. Korniłowicza.

[64] Elżbieta (Róża) Czacka (1876-1961) – założycielka Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża; od 1922 r. zakładała w Laskach różnego typu szkoły specjalistyczne i warsztaty dla niewidomych; w 1950 r. wycofała się z czynnej pracy. Zmarła 15 V 1961 r. w Laskach

Opracował Andrzej DOBROWOLSKI

Recogito / Archiwum pamięci, kwiecień-czerwiec 2002