Kropla oleju – zapiski stanu (nie)zwyczajnego

Adriana Szymańska i Teresa Tomsia, spotkanie z cyklu „Wiara i Kultura”, Duszpasterstwo Środowisk Twórczych (Poznań, 2002) ©.Arch. TT

Kropla porannej kawy na brzegu talerzyka pod filiżanką wyróżnia się niby kropka na końcu zdania – a dzień pełen (nie)zwyczajnych zdarzeń i niepokojących myśli dopiero się zaczyna. Jasna chwila – listonosz przyniósł w południe tomik wierszy Adriany Szymańskiej Podróże pełne cudów i nie wrzucił do skrzynki, tylko podał mi ją grzecznie w drzwiach, „żeby nic się nie pogniotło” – jak miło powitać w progu kogoś, kto niesie dobre wieści. Poetka pisze w tytułowym wierszu o pierzastych przyjaciołach z ogrodu za oknem:

„Są cuda wielkie i maleńkie. Te ostatnie / bywają najpiękniejsze. Jak ziarno słonecznika, / zgubione zimą przez ptaki i kiełkujące wiosną / na grządce pod oknem. Albo dźwięczny głos / synogarlic, budzących mnie co rano, / żebym cieszyła się nowym dniem”.

Obecność zwierząt wokół nas, ich przywiązanie i wierność w cudowny sposób wypełnia wyrwy spowodowane przez ludzi. Minęły prawie dwa lata, odkąd nie ma z nami Juniora, a co jakiś czas młody pies podchodzi do mnie w parku, by się przywitać, merda ogonem, patrzy przyjaźnie, jakby się uśmiechał. Widocznie w moim ubraniu  przechował się zapach naszego białego pudla, a może psy czują życzliwość, gdy przystaję i serdecznie zagadam.

Kropla gorącego oleju spadła na wierzch mojej dłoni – takie doznanie obecności ciała wśród rzeczy, zjawisk, spraw bywa odkrywcze i daje natychmiastowe poczucie istnienia. Dawniej nasz czworonożny przyjaciel kręcił się zwykle koło mnie w kuchni, gdy gotowałam obiad także dla niego, a gdy zauważył, że coś mi dolega, starał się polizać szorstkim jęzorem bolące miejsce na ręce. Gdy czytałam lub pisałam, kładł się blisko przy biurku albo przytulał się na kolanach. Mógł tak siedzieć godzinami, opierając puszyste łapy o moje ręce, łaskocząc długim uchem, bo chyba uważał się za opiekuna. Nieraz, gdy łokieć mi zdrętwiał, chciałam go zestawić na podłogę, wtedy wzdychał, poprawiał się mlaskając, układał na nowo – żal mi było go oddalać i tak trwaliśmy w czytelniczej wspólnocie, gdzie milcząca obecność była równie ważna jak odkryte słowa. Mały wierny przyjaciel o wielkim sercu zawsze chciał być blisko. Żył w naszym domu piętnaście lat – bardzo nam teraz brakuje jego dyskretnego stróżowania i doglądania domostwa, zabaw w gonionego i pochrapywania przez sen.

„Zwierzęta, uczcie nas godności (…) mówimy o poetach w czasie / marnym, piesku kochany” – czytam w wierszu Kazimierza Hoffmana Nad ósmą elegią napisanym w dialogu z Rilkem, z jego rozważaniem o „scalaniu się i rozpadaniu”, o tym, że stworzenia widzą przestwór „wszystkimi oczami”, a my, ludzie – patrzymy na świat jakby odwróceni. Otrzymałam niedawno wybór wierszy bydgoskiego poety Gaśniemy w magii z Kujawsko-Pomorskiego Centrum Kultury (zredagowany przez Grzegorza Kalinowskiego i Roberta Mielhorskiego) ukazujący twórcze zmaganie autora w przybliżaniu się ku tajemnicy istnienia, poetycki zapis jego świadomości nieustannego odchodzenia rzeczy i postaci tego świata, niemożliwości uchwycenia ich ostatecznego wizerunku.

Skoro zdarzyło się tak, że Marsze Wolnych Polaków w Warszawie i innych miastach przebiegały spokojnie, bez przekleństw, opluwania policjantów i dziennikarzy, bez poniżania politycznych przeciwników (biało-czerwone flagi, radość spotkania w śniegu i mgle, wiele tysięcy obywateli śpiewało pieśni nabożne i patriotyczne, by „jeszcze nie zginęła”), to może coś się odmieni na lepsze w społecznych relacjach. Wyciąganie wniosków w odpowiednim czasie to duża umiejętność. W telewizji informują, że obecnie w kraju mamy prawne rzeczywistości alternatywne. Kolejna władza tworzy dodatkowe problemy, jakby tego do tej pory było mało – okrągłostołowa zawierucha trwa w najlepsze czwartą dekadę, a miało być tak miło i demokratycznie po wyborach. Przypominają się słowa innego bydgoskiego poety Wojciecha Banacha o czasach PRL-u, gdy toczył metaforyczny spór o wartości, o jawność historii i konsekwencję wybranej drogi, o „genetyczną ciągłość ostrego widzenia”: „wszystko co sprzeciwiało się / władzy / było wolnością” (Wtedy). Czy obecne też tak musi być?

Politykom zbyt łatwo przychodzi burzyć porządek powszedniego życia rodzin, a nie mają gotowych propozycji, jak odnaleźć utraconą harmonię w nowych realiach, jak od podstaw zbudować dom duchowy w nowym miejscu, w pomieszaniu pojęć, idei i haseł na wyrost. Liberał kojarzył się do tej pory z poczuciem wolności wyboru i praktycznego działania, a teraz jest przykładem niszczenia wszystkiego, czego dokonali poprzednicy. Jak ma to zrozumieć obywatel, który chciał wybrać „lepiej”? Nigdy nie jest idealnie, lecz nie musi być ordynarnie.

Lekceważenie czy pomijanie partnerów lub światopoglądowych przeciwników to spadek w dół, gdzie czyha pycha z porażką. Na jakie „wyżyny” starają się wspiąć obecnie politycy, działając siłą, unicestwiając normy społecznego dialogu, a także prawo prezydenta RP do okazania łaski i decydowania o innych sprawach jemu podlegających? Stan (nie)zwyczajny pogłębia się – minister kultury i dziedzictwa narodowego zakazał wpuszczania na konferencję dziennikarza telewizji „Republika”, by nie zadawał trudnych pytań. Trzeba mieć choćby kroplę oleju w głowie, żeby wiedzieć, że te nowe zwyczaje siłowe nie prowadzą do „lepszego”. Nie było czegoś podobnego do tej pory – ochroniarze zatrzaskują drzwi przed nosem młodego reportera mimo wcześniejszego akredytowania, pominięto go na liście przy drzwiach – i już! Czyżby zapowiadał się koniec świata demokracji i tolerancji tak głośno reklamowanej?

Nie każdego stać na wytrwałość w dążeniu do szlachetnego celu, niewielu potrafi cofnąć się o krok, zrozumieć potrzeby drugiego człowieka, innego środowiska czy politycznego ugrupowania, podjąć dialog i wyciągnąć wnioski. Jednak refleksje, choćby były dla każdego z nas niekorzystne, staną się wielce pomocne w przemianie ku dobremu. Nadmiar stosowania „nowej praworządności”, tworzenie coraz więcej przepisów karnych i uchwał potępiających to, co było, uniemożliwia zrozumienie błędu, naprawę, wybaczenie i podjęcie rozmowy. Gdy słyszę, jak politycy nawzajem się ostro oskarżają i odgrażają się ściganiem karnym, cierpnie skóra, wszak zemsta i nienawiść nie prowadzą do rozwiązania problemów oraz zgodnego działania dla dobra wspólnego. Posłuchajmy raczej poetów, oni często wypowiadają prorocze słowa.

Oby tylko nie zapanowała znów zbiorowa niemoc trwania w stereotypach i nie nastąpiło fałszowanie źródeł (potrzebna jest prawda historii i zdrowy rozsądek wobec tradycji), oby nas nie ogarnęła zniewalająca nostalgia, jak na obrazie „Melancholia” Jacka Malczewskiego. Obyśmy rzeczywiście potrafili dotrzeć do prawdziwej przestrzeni wolności i ujrzeli siebie nawzajem w nadziei szlachetnej przemiany, zrównoważeni, zauważający rozkwitające wokół życie. Powtórzę za Kazimierzem Hoffmanem: „o! trój- / listna koniczynka, / jedna z tych przedustawnych harmonii, których / w tym świecie przedstawionym dokoła, spójrz no, nie brak”.  I dodam metaforę Adriany Szymańskiej: „Nie bój się, / jestem tu tylko po to, żebyś ty mógł stać się / iskrą. Turkusowo-złotym błyskiem istnienia. / Złudą. Halucynacją. Strzałą wyobraźni / wycelowaną w serce Boga” (Zimorodek).

Kropka w kropli czasu.

Teresa TOMSIA

Teresa Tomsia (1951), poetka, eseistka, animatorka kultury, autorka prozy dokumentalizowanej Dom utracony, dom ocalony (Wydawnictwo Poznańskie, 2009), tomików wierszy, m.in. Gdyby to było proste (Biblioteka „Toposu”, 2015), szkiców literackich Niedosyt poznawania (WBPiCAK, 2018). W kwartalniku Uniwersytetu Rzeszowskiego „Fraza” od kilku lat prowadzi cykl W pamięci, w odbiciu. Ostatnio wydała zbiór liryków paryskich W znikającym ogrodzie (Flos Carmeli, 2023). Pochodzi z rodziny o ziemiańskich tradycjach kresowych, w swoich tekstach podkreśla rolę dialogu i otwartości na „innego”. Jej wiersze weszły do wielu antologii, tłumaczone były na język niemiecki, francuski, rosyjski i ukraiński. Jest autorką projektu almanachu polsko-ukraińskiego Czas pojąć ten świat – czas ukoić ból zrealizowanego przy współpracy z portalem „Recogito” w tłumaczeniu Oleny Stepaniuk (w przygotowaniu do druku). Od 1993 roku należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Mieszka w Poznaniu.

Recogito, rok XXV, luty 2024