Miłosz u pallotynów. Kartki z notatnika

Stefan Kisielewski, Czesław Miłosz i Danuta Szumska (Paryż, 1980). Fot. Witold Urbanowicz © Recogito

13 grudnia 1980, przywieziony z lotniska przez grubszego z dwóch redaktorów „Naszej Rodziny”, jestem w samo południe na Surcouf.

Na pierwszym piętrze – Miłosz, jak zawsze płowy, tweedowy, polny i leśny, jakby wracał z polowania. A wraca właśnie ze Sztokholmu. Pierwszy raz w życiu obejmujemy się. Bez słowa. Anioł we mnie mówi: jak Prymas z Papieżem, bo my nie mamy słów w wielkich chwilach. Ale nutka ironii każe mi za chwilę powiedzieć: nigdy w życiu nie będę bliżej nagrody Nobla. Śmiejemy się więc i zaczyna być zwyczajnie, choć wzruszenie powraca, gdy opowiadam o poświęceniu pomników w Gdańsku i Gdyni. Przywiozłem i daję Miłoszowi plakat. Jego nazwisko wydrukowane jest czerwona w lewym górnym rogu, przy wybranym dla pomnika stoczniowców i przetłumaczonym przez niego wierszu z Psalmu 29: „Pan da siłę swojemu ludowi. Pan da swojemu ludowi błogosławieństwo pokoju”.

Jest tam jeszcze na pomniku, o Miłosza – jakże biblijny w tonacji: – „który skrzywdziłeś człowieka prostego”. Nieraz powraca u Miłosza – jak w Starym Testamencie – motyw szydzenia z bezsilnych, za którymi musi się ująć Bóg i ten, ,,który pamięta”, poeta.

Pamięta i widzi. Miłosz był od początku „Widzącym”. Jego poezja poczynając od debiutu była wizjonerska. Aleksander Fiut przypomniał w „Życiu Literackim” akurat w sam dzień ogłoszenia wiadomości ze Sztokholmu wiersz, jakim Poeta debiutował przed równo pięćdziesięciu laty, Kompozycję. Wizja religijna ustępuje tu wizji świeckiej, kościół – teatrowi. Po upływie pół wieku wizje świeckie u Miłosza interpretowane są religijnie, biblijnie. Mam na myśli Oeconomia divina. Straszliwe widowisko, okrutny i smutny teatr świata staje się jakby na powrót kościołem.

Miłosz wspominał kiedyś o wpływie, jaki na jego poezję miała religijność ludowa, kolędy, nieszpory. Przypomniało mi się oglądane niedawno w warszawskiej „Stodole” przedstawienie Wielopole, Wielopole Kantora. Psalm z niedzielnych nieszporów Rzekł Pan do Pana mego – na przemian z żołnierską piosenką – ten psalm mówiący o łaskawości, śpiewany z zapamiętaniem i krzykiem. Ja to też tak słyszałem, i też w Małopolsce, w Żabnie, w Odporyszowie.

W ten sam czwartek 13 grudnia Centre du Dialogue, paryski ośrodek Księży Pallotynów, zorganizował kolejny wieczór autorski Czesława Miłosza. Pierwszy po otrzymaniu przez niego Nagrody Nobla. Po jej odebraniu Laureat przyleciał ze Sztokholmu przez Rzym, gdzie został przyjęty przez Papieża Jana Pawia II na długiej prywatnej audiencji.

Wieczór musiał się odbyć w wypożyczonej sali, w pobliskiej w stosunku do rue Surcouf parafii St. Pierre-du-Gros-Calllou. Sala Centre du Dialogue nie pomieściłaby blisko tysiąca osób, jakie przybyły na to spotkanie – nb. pięćdziesiąt w dziejach Ośrodka Miłosz nie był w sosie. Mówił ostro, czytał twardo. Sala była źle nagłośniona i niewiele pomogło, że w roli recytatora wystąpił – jak zapewniał, po raz pierwszy w życiu – Jerzy Turowicz. Nie bez sukcesu. Bo Turowicz naprawdę kocha poezję.

Po otrzymaniu Nobla Miłosz nie przestał być sobą (konfliktowym). Powiedział, że gdy zdecydował się w epoce stalinowskiej pozostać we Francji porzucając stanowisko w ambasadzie PRL, emigracja widziała w nim komunistę, a francuscy pisarze – faszystę: „Paryż był dla mnie miastem gorzkim”. Publiczność wydała mu się zimna, było jej za dużo, około tysiąca osób. Nie było intymnej i ciepłej atmosfery z ulicy Surcouf. Okazuje się, ze to nieprawda, że „Miłosz ci wszystko wybaczy”, jak zaczęto już śpiewać w Polsce.

Miłosz, Miłosz, Miłoszowi ludzie. Ciągle myślę, jaki szczęśliwy byłby ks. Józef Sadzik, gdyby dożył tej chwili, gdyby widział Laureata Nobla podpisującego przekład Księgi Hioba, ich książkę. Oglądałem potem rysunki Lebensteina do jubileuszowego – na siedemdziesięciolecie urodzin Miłosza – wydania tej Księgi, wstrząśnięty wielkością stylu i czystością tych ilustracji. Są one nie tylko w linii Dorégo, ale i Dürera, są wspaniałe.

Janusz St. PASIERB

Ks. Janusz St. Pasierb swoje Kartki z notatnika publikował przez kilka lat na łamach paryskiego pisma, zebrał je i wydał w dwóch tomach: Gałęzie i liście (1985), Skrzyżowanie dróg (1989).

„Nasza Rodzina”, nr 4 (439) 1981, s. 8-9.