Przepis na fraszki

Lech. M. Jakób (Kołobrzeg, 2020) © Halina Szczepańska

Przepis na fraszki?
Trzy czwarte myśli, ćwierć igraszki.
Lech. M. Jakób

Formułując przepis na fraszki, no niechby i żartobliwy, Lech M. Jakób tłumi w zarodku spekulacje na temat gatunków literackich pomieszczonych w jego zbiorze zatytułowanym Błahostki. Czy to fraszki, figliki, facecje, maksymy, epigramaty, aforyzmy a może anakreontyki? Spór o tożsamość gatunkową utworów – jeśli takowy w ogóle miałby miejsce – rozpalałby głowy co najwyżej znawcom gatunków literackich. Mnie, zwykłemu czytelnikowi, wystarczy smakowanie wykorzystanych przednich pomysłów: o czym i jak? Natomiast posłużenie się w tytule tomu terminem błahostka traktuję jako wybieg taktyczny autora, ponieważ nazwa ta łączy wszystkie utwory „drobnicowate” (określenie wprowadzone przez Stefanię Skwarczyńską), a ponadto paradoksalnie udowadnia, że błahostki takie błahe nie są. Zatem nie wdając się w spór obejmujący niuanse dotyczące wyznaczników gatunkowych utworów zamieszczonych w tomie, pokuszę się tylko o odczytanie intencji Jakóba w tym zakresie. Dwie sugestie wydają mi się bardzo wyraźne – wskazują na ciążenie ku fraszce i aforyzmowi. Podkreśla to nie tylko wspólne z błahostką znaczenie słowa (poza nazwą gatunku fraszka określa także to, co małe, nieważne, niewiele warte), ale również zamieszczenie na okładce dystychu anonimowego autora (z zaznaczeniem w nagłosie): Fraszka blisko aforyzmu leży, / choć chętniej ku krotochwili bieży. A tu nie bez znaczenia wydaje mi się doświadczenie Jakóba jako aforysty, toż autor kilku ich zbiorów, m.in. Poradnika złych manier (2007) czy Do góry nogami (2018).

Tak więc mamy w zbiorze Błahostek odziedziczone klasyczne formy, wzbogacone inwencją autora, a przede wszystkim jego filtrowaniem sytuacji w krzywym zwierciadle, oryginalnym ujęciem humoru, znakomitą grą słowem oraz zmierzającym do uogólnienia, wartościującym stanowiskiem w danej sprawie.

I właśnie funkcjonalne wykorzystanie środków artystycznych, wydobywających sens, istotę rzeczy, nadające literackiemu przekazowi lekkość, wydaje mi się najciekawsze.

Okładka książki ©.Wydawnictwo BRYK-ART, Łobez

Pora na uszczegółowienie.

  • Autor podzielił zbiór na dziewięć rozdziałów:
    Historia, polityka i my
    W kręgu kultury i sztuki
    Balon kariery
    Kobieta i dookoła niej
    Zapały miłosne
    Z życia obyczajów i praw
    Do siebie i przyjaciół
    Refleksje na co dzień
    Na marginesie ziemskości

Czyli rzeczy o polityce, miłości, obyczajach; słowem – filozofii życia. Na potrzeby tego tekstu zrobię jednak inne uporządkowanie utworów, niż sugerowany podział na rozdziały.

Obszernie – i od niej zacznę – została „udokumentowana” erotyka. Bo jeśli użyć słowa „miłość”, to od razu trzeba byłoby dodać, że nie chodzi o tę duchową. Zmysłowość została ukazana z dużą dawką humoru, a pikanterii dodają zabiegi autora – dosłowność kryje się za niedopowiedzeniami, szukaniem analogii w świecie przyrody i, oczywiście, za pełnym ironii wykorzystaniem różnych zabiegów językowych. Jednak funkcję środków stylistycznych omówię na innych przykładach, ponieważ teraz chciałabym się skupić na… kompozycji. Uszeregowałam wybrane fraszki tak, aby tworzyły Jakóbową „teorię poznania”.

  • Zaczyna się ona od wyznaczenia celu:
    Do kwiatów przyleciały motyle: / „My tu w sprawie zapyleń!” (Odwieczna misja)
  • i rozterek obu stron:
    – Chcesz  posiąść mnie, czy też miłość moją? / – A czy jedno i drugie za jednym nie stoją? (Rozterki panny),
    Rozważał, jaką strategię obrać, / by chociaż zaliczkę pobrać. (Przed ślubem),
    Gdy kobieta do filozofii cię nakłania, / rychło jej wyłóż teorię poznania. (Rada),
  • aby przejść do zachęty i konkretnej propozycji:
    Mówisz, że masz, czego inne nie mają. / Może właśnie tym bym się zajął? (Propozycja),
    Słoń to robi i żółw, i ważka, i jeż. / Zróbmy to też. (Odwagi, kochanie!),
    Ja chcę i ty chcesz. / A dalej – już wiesz… (W otwarte karty).
  • A dalej już tylko sama zmysłowość:
    To było dziewczę z wigorem! / Polec na niej – honorem! (!),
    Najsmaczniejsze kąski: / zielone gąski. (Lis mimochodem),
    Nie grzech zgrzeszyć, / by człowieka pocieszyć. (Filutka),
    Nie bez miłosnych mąk / przechodziła z rąk do rak. (Słodkie ofiary),
  • bo
    Kobieta cnotliwa? / Chyba nieżywa. (?)
    Doznania zdają się nie mieć granic:
    Jakże mam się sycić twoją miłością, / gdy i inni przy tobie nie poszczą? (Problem),
  • a stąd już tylko krok do wzajemnych zdrad:
    Kochany, nie żądasz zbyt wiele? / Z rogami i twoi przyjaciele. (Chwila prawdy),
    Nie zwodzi cię mówiąc „nie”. / Po prostu z innym chce. (Zrozum),
    Stałość – jej pierwsza cnota. / Jest stała w zalotach. (O cnocie stałości).
    Czy na życiowe uciechy kładzie się czasem jakiś cień? Oczywiście!
    Narzędzie kaźni: / facet bez wyobraźni. (Kaźń według frywolnych kobiet),
    I cóż po takiej kobiecie, / gdy muszę śnić o podniecie. (Westchnienie),
  • lub jeszcze gorzej:
    Walka poszła na noże / Ona nie może i on nie może. (Starcie bezsilnych),
    Byłaby fraszka prawie frywolna. / Lecz on niezdolny. I ona niezdolna. (Byłaby).
  • A jeśli to związek zalegalizowany:
    Dobierają się jak w korcu maku. / Za cenę utraty smaku. (Co drugie małżeństwo),
    Skazani na siebie / stworzyli piekło w domniemanym niebie. (Małżeństwo).
  • Na szczęście rozwiązanie związku przyspiesza odkrycie, że:
    Na małżeństwa ruinach / też z czasem kwitnąć zaczyna. (Odkrycie rozwiedzionej).
  • I tak koło się zamyka. Nadzieja nie umiera, nawet ostatnia, i historia wraca do swego początku:
    Do kwiatów przyleciały motyle: / „My tu w sprawie zapyleń!” (Odwieczna misja).
  • A gdyby los przerwał doczesne figlowania, to i tak:
    Niezbyt srogo zapłaciła za życiowe uciechy, / skoro w piekle zmuszano ją, by powtarzała grzechy. (I gdzie tu kara?)

W kontekście całej przedstawionej tu logiki zdarzeń trudno uwierzyć Jakóbowi, kiedy używa określenia „zmuszano ją”. Czyżby?

Oczywiście erotyzm jest – tak w życiu jak i w literaturze, tak w literaturze jak i w życiu – niewyczerpanym źródłem pomysłów i ich rozwiązań. Nie mniejszym życiowym „afrodyzjakiem”, działającym na trochę inne półkule mózgowe, jest dla niektórych także kariera i władza. I ten temat również absorbuje uwagę autora Błahostek.

  • Poświęcony mu wątek rozważań opatrzę mottem:
    Biedna satyra. Z trudem się przeciska  / przez rzeczywistości igrzyska. (Satyra)

To prawda. Żyjemy w tak ciekawych czasach (nie na darmo przeklinano: „obyś żył w ciekawych czasach”), że rzeczywistość, współczesne igrzyska, zbyt często przekraczają nie tylko nasze oczekiwania, ale i wyobrażenia.

  • Zdobywamy wiedzę, że:
    Do krwi żłobi nas / nasz czas! (Wiedzieć).
  • Oczywiście bywało (znamienne wykorzystanie w tytule formy „bywało”, nie „było”), że:
    Pro publico bono / miecze ostrzono. (Bywało),
  • że dorobkiewicz
    poszedł na stare układy / nowych przyjaźni i nowej zdrady. (Parweniusz),
  • a nawet następowała zmiana praw „fizyki”:
    Każdej sile akcji / towarzyszy siła kreacji. (Z praw fizyki).
  • Jednak rzadko możemy spotkać częstotliwość „bywało”, bowiem zostaje ona coraz częściej wypierana przez „constans”. I tenże parametr zaczyna zawłaszczać naszym życiem, kiedy do władzy dochodzą „zawodowi ogłupiacze narodu”:
    Taki blask bije z ich wysoko uniesionych czół, / że ślepną pospołu: mrówka, koń i wół. (Zawodowi ogłupiacze narodu).
  • A ślepnąc nie wolno, bo umyka nam wówczas świadomość, jak to się dzieje, że:
    Ze szczebelka na szczebelek / skacze szary wróbelek. / A ze szczytu rozgląda się wokół / jak jakiś sokół. (Wróbel i drabina). Oj, nie będzie nam wtedy dany czas na zdziwienie, kiedy otworzony zostanie ten czy ów testament, a tam jednoznaczny zapis: Dobrze, że żyłem, / bo wielu pięknie wykończyłem. (Z testamentu sadysty).
  • I niby można było tę deklarację działania wyczytać dużo wcześniej, ale, niestety,
    W nadzieję zakuty człek / z wieku po wiek. (Najlepsze kajdany).
  • Gdyż: Toporna władza / najlepiej kłodom dogadza. (Toporna władza).
  • I dlatego na pytanie: Co tam panie w polityce? współczesny ankietowany najczęściej odpowiedzi udziela w zależności od „punku siedzenia”, gdyż w zależności od punktu siedzenia / ustawia punkt odniesienia. (Wygodniś).
  • I tak skutecznie manipulowani mamy do czynienia z powiększającym się kontrastem społecznym (przy czym ważnym jest nie tyle fakt jego istnienia, bo był zawsze, ale jego skala).
  • Z jednej strony:
    historia niechętnie wspomina / tych, co zostali w koleinach. (Dlaczego).
  • Z drugiej:
    Pitupitu / I co by tu. (Ministerialny ptaszek).

Po latach niektóre „błahostki” w Błahostkach mogą być odczytywane tylko jako zręczny pomysł autora, funkcjonujący w oderwaniu od kontekstów politycznych, społecznych czy obyczajowych, jednak dzisiaj niejako automatycznie nasuwają czytelnikowi znaczące skojarzenia.

  • Na przykład:
    Rozrywają go zajęcia, / o których nie ma pojęcia. (O pewnym aktywiście),
    Raport o stanie oświaty / rozśmieszył zaświaty. (Usłyszałem, że),
    I każdy długopis / ma swój scenopis. (Z życia długopisów),
    Nieistotny spór, / gdy z cokołów mur. (Spór o cokoły).

Kiedy czas będzie zacierał wymowną genezę niektórych fraszek, znawcy będą tworzyli do nich przypisy lub też zostaną potraktowane jako uniwersalne spostrzeżenia. Ot, siła czasu.

Ponieważ przepis Jakóba na tworzenie fraszek jest dosyć prosty – przypomnę: Trzy czwarte myśli, ćwierć igraszki – skupiłam się na razie na pierwszym jego składniku, zabiegi formalne zostawiając w tle. Teraz pora na analizę „igraszek”, czyli pokazanie „od kuchni” Jakóbowej gry językiem. Oczywiście nie można oddzielić obu elementów z przepisu, ponieważ tylko razem znaczą to, co mają znaczyć. Zatem moje rozważania mogą przypominać daremny zabieg, analogiczny do tego, jak z dobrze przyrządzonego i doprawionego dania wydzielić po jego przygotowaniu każdy ze składników, z pieprzem i solą włącznie. Działanie tyleż niemożliwe, co z góry skazane na porażkę. Toż nie jest rozprawa naukowa. Warto jednak omówić najczęściej wykorzystane przez autora „igraszki”.

Już przytoczone powyżej przykłady dowodzą, że sens każdej fraszki wypływa z funkcjonalnego wykorzystania środków językowych. Pora więc je dookreślić, ale już na innych przykładach.

Zacznę od allusio, bo allusio to po łacinie właśnie „igranie”. Jakób wykorzystuje różne rodzaje aluzji, mamy więc:

  • aluzje literackie nawiązujące, na przykład narodowej epopei [sparafrazowany fragment epilogu:
    Czy dożyję kiedy tej pociechy, / że będę z radością wspominał grzechy. (Do siebie)]
  • czy bajki [odwołanie do utworu Ignacego Krasickiego:
    Czy to aby gra jest fair, / gdy nim nadejdzie lis, wrona wypuszcza ser? (O przedwczesnym otwieraniu dzioba)].
  • Z kolei sygnałem rozpoznawalnym jest we fraszce Leżeć! nawiązanie do Nauki chodzenia Andrzeja Bursy.
  • U Jakuba:
    Trudna nauka chodzenia – / ledwo wstaniesz, zmuszają do leżenia.
  • U Bursy:
    Tyle miałem trudności / z przezwyciężeniem prawa ciążenia /myślałem że jak wreszcie stanę na nogach /uchylą przede mną czoła / a oni w mordę / nie wiem co jest / usiłuję po bohatersku zachować pionową postawę / i nic nie rozumiem / „głupiś” mówią mi życzliwi (najgorszy gatunek łajdaków) / „w życiu trzeba się czołgać czołgać” / więc kładę się na płask / z tyłkiem anielsko-głupio wypiętym w górę / i próbuję / od sandałka do kamaszka / od buciczka do trzewiczka / uczę się chodzić po świecie.
  • Bursa nie miałby satysfakcji, że jego tekst jest ciągle aktualny.
  • aluzje mitologiczne, na przykład:
    I cóż by się stało, powiedźcie sami, / gdyby tak Atlasa połechtać pod pachami. Tytuł tłumaczy wszystko, komentarz jest zbędny: Brrr!
  • aluzje biblijne, na przykład:
    Za dużo Jonaszów / na wieloryba naszych czasów. (Jonasze i wieloryb).

Zdecydowanie za dużo. Jeden wieloryb nie pomieściłby wszystkich, którzy odstępują od powierzonych zadań, czują lęk przed życiowymi wyzwaniami, nawet gdy miałyby one nieść pomoc innym.

  • Dlatego Dobry Boże: I miej też na pieczy / niestworzone rzeczy.

Innym tekstem kulturowym, do którego chętnie nawiązuje Jakób, są przysłowia. Wypływają one z doświadczeń/obserwacji i wyrażają myśl zależną od tradycji ludowej, tzw. mądrość ludową. Paremia są utrwalone w języku podobnie jak frazeologizmy, dlatego niejako automatycznie nasuwają się podczas lektury fraszek, które je wykorzystują, na przykład

  • W domu gość, / w gardle kość. (U niejednych)

Autor wykorzystuje kontrast, jako że pierwowzór („Gość w dom, Bóg w dom”) zaleca przestrzeganie gościnności, radość z podejmowania przybyłych. Dodatkowo opozycja sensów zostaje wzmocniona parafrazą frazeologizmu: „stanąć kością w gardle” (czyli dać się we znaki, nawet po zagrożenie życia).

  • Kto na świat przychodzi, / sam sobie szkodzi. (Wina)

Oryginał, „kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi”, jednoznacznie określa, kto jest odpowiedzialny za ponoszoną szkodę (kto się spóźnia, ten z własnej winy może ponieść straty), ale sparafrazowany wrzuceniem w nowy kontekst uruchamia w czytelniku chęć odpowiedzenia słowami Władimira Wysockiego: „ja się na ten świat podły nie pchałem”.

Nie tylko wykorzystywanie aluzji, w tym przysłów, tworzy nowe sensy, wzbogaca stare znaczenia, ale dużą rolę w tym zakresie pełnią także frazeologizmy (nota bene też w powyższych przykładach fraszek występujące). Łączenie w jedno określenie wyrazów, których poszczególne jednostkowe sensy nie pokrywają się z sensem całości, jest dla literatów (i nie tylko, bo mnóstwo ich w języku potocznym, mówionym) niezgłębioną skarbnicą pomysłów. Na potrzeby tego tekstu z całego zbioru wybiorę tylko przykłady:

  • Chociaż pesymista z optymista zjedzą beczkę soli, / żaden się nie dowie, co drugiego boli. (Trudne porozumienie)

Nawet długa znajomość (bo ileż czasu potrzeba na zjedzenie beczki soli, czy ja u schyłku już zjadłam?) nie gwarantuje wzajemnego poznania. Człek jest zbyt tajemniczy, zbyt skomplikowany, zbyt krętymi drogami chadza, by móc powiedzieć, że się go zna….

  • Piąte koło woła: / „Po co cztery koła?” (Bywa…)
  • Piąte koło to nie zbędny dodatek, ale rodzaj koniecznego ubezpieczenia, które zostaje docenione w krytycznej chwili. I wtedy już się nie woła, że potrzebne jak rybie rower, jak umarłemu kadzidło czy jak dziura w moście. Ale póki dobrze, to „bywa” (chyba dyskusyjne to „bywa”, raczej coraz częściej tak jest) cztery koła traktują piąte jak intruza, rzecz zawadzającą.
  • Obsesyjnie jeden temat go gnębił: / dlaczego sięgnąwszy dna, nie doświadczył głębi? (Głębia i dno)

Znakomita fraszka, bazująca zarówno na zwrocie: „czasem trzeba sięgnąć dna, żeby wyjść na powierzchnię”, jak i na wieloznaczności terminu „głębia”, określającego nie tylko głębokie miejsce w wodnym zbiorniku, ale także bogactwo myśli, treści, zaawansowanie jakiegoś procesu.  Okazuje się, że całkowity upadek moralny, doprowadzenie się do nędzy materialnej i/lub moralnej nie skutkuje pogłębieniem mądrości. Ba, myślę, że ten temat nie tylko obsesyjnie gnębi osobę doświadczającą tejże sytuacji, ale także (a może przede wszystkim) tych, którzy obserwują zmagania „bohatera”.

  • Jak usiąść na czterech literach, / gdy nawet ta jedna uwiera? (Litera prawa)

Oj, czegóż nie ma w tym jednym zdaniu? Do jednego tygla wrzucona „litera prawa” symbolizująca praworządność, „cztery litery” nie wymagające dookreślenia, i siedzenie na nich, które przypomina bardzo starą przestrogę: „nie krytykuj, nie podskakuj, siedź na dupie i przytakuj”. Więc jak w tej sytuacji zapewnić sobie komfort i pozlepiać niezlepialne składniki zgodnie z prawem?

Jakóbowe „błahostki” – biorąc pod uwagę ich stronę formalną – można byłoby nazwać fraszkami aforystycznymi. Ascetyczna zwięzłość z zachowaniem postaci wierszowej, wydobywająca maksimum sensów z minimum słów.

  • W zbiorze i taka „drobnica”:
    Z mitu / my tu. (Lachy)
    Szał / chał. (Na rewię objazdową)
    Lot / plot. (Wieść gminna)
  • mogąca stanąć obok Skargi zmiętego Jana Izydora Sztaudyngera:
    „Życie mnie / Mnie!”
  • Gry słowem, wykorzystujące podobieństwo fonetyczne, będziemy mieć nie tylko w tytule fraszki À la La Fontaine, ale także w Nowym kole naukowym:
    Powstało jeszcze jedno naukowe koło: / jak chodzić wkoło.

A przy okazji ostatniej fraszki dygresja:

„Środowisko naukowe jest mi bardzo dobrze znane, brałem bowiem udział w jego życiu już od roku 1944. Przedstawione tu fraszki powstały więc na gruncie realiów nauki polskiej ostatniego 45-lecia, odbitych w krzywym zwierciadle.” – napisał Sergiusz Riabinin (1918-1997), doktor habilitowany nauk przyrodniczych, jako wstęp do swojego zbioru Nie pisz pan fraszek… (wyd. 1993). Zbiór uwodzi humorem, ironią, doskonałą obserwacją socjologiczną naukowego oraz „naukowego” środowiska i jest znakomitym dopełnieniem wątku tematycznego zaledwie zaznaczonego przez Jakóba. Ta moja dygresja nie jest oczywiście żadnym zarzutem wobec autora Błahostek. Ja po prostu uwielbiam aforyzmy i z nimi spokrewnione krótkie fraszki, dlatego nie odmówiłam sobie przyjemności podzielenia się przy okazji moją nową czytelniczą radością, którą odkryłam stosunkowo niedawno.

Ale już wracam do przerwanego omówienia tomu Jakóba, prezentując kolejne ciekawe wykorzystanie środków językowych z różnych dziedzin lingwistyki, na przykład:

  • wyrażeń nacechowanych emocjonalnie:
    Że też wola stwórcza / wywołała z niebytu takiego pokurcza! (Gniewny pomnik),
    Gdy kilku poetów przy kielichu siędzie, / z tego albo historia, albo g…. będzie. (Gdy kilku poetów…),
  • zdrobnień:
    Jak ludzie i ludziki – / istnieją poglądy i poglądziki. (Konstatacja),
  • archaizmów:
    Najpiękniejsze odkrywał kraje, / gdy plótł ambaje. (Globtroter),
  • „stopniowania” pokreślonego złożeniem (połączeniem wyrazów):
    Najgroźniejsza, jakie znam, chałtura: / swojska kultura. (Superchałtura),
  • składni (pouczenia w trybie rozkazującym lub dylematu wyrażonego pytaniem):
    Świński ryj / także myj. (Nie zaszkodzi),
    Doprawdy, nie wiadomo, co gorsze czasami: / zapychać usta żarciem czy sloganami? (Co gorsze),
  • powtórzeń, wyliczeń:
    I w dostatku ciężko żyć. /Bo to też robota – żreć, pić, tyć. (I w dostatku ciężko),
  • znaczącej roli tytułów:
    Czy gdy półgłówek daje głowę, / wypada upomnieć się o drugą połowę? (O takcie)
    Gdy nadmiar szat prawdy zbytnio dokucza, / ogląda ją nago przez dziurkę od klucza. (Dla zdrowia psychicznego)
    Siwieję… / Jak ten czas się starzeje! (Względność)
    I tak dalej, itp.

W przytoczonych „błahostkach” wskazałam – aby pokazać różnorodność – po jednym środku artystycznego wyrazu, ale oczywistą jest rzeczą, że sens każdej fraszki wypływa ze złożenia kilku z nich i wygrania wzajemnego napięcia między nimi.

Fraszka zawsze zawiera jakąś materię, którą jest sytuacja, jakiś bohater czy jego historia, lub tylko jakieś sformułowanie. Ale obojętnie, czy opowiada story, czy tylko pointuje stanowisko, zawsze jest nacechowana dowcipem, ironią, satyrą. Jej orężem jest mocno skonkretyzowana celna myśl, podkreślona komizmem, parodią. Nie można jej także odmówić ekspresji wynikającej z efektywnego igrania z językiem.

Jako że wnikliwa i cięta, możemy się w niej przejrzeć jak w krzywym zwierciadle. Choć nie zawsze jest to krzywe zwierciadło. To też nasza rzeczywistość. Albo może właśnie dlatego, że to nasza rzeczywistość, fraszki zaistniały przed wiekami i mają się dobrze, bo oko aforysty wypatrzy, co zgrzyta, i zapisze. A ponieważ „aforystą zostaje człowiek, który ma mało do powiedzenia” – jak zauważył Andrzej Majewski – fraszki, zwłaszcza te aforystyczne, ujmują istotę rzeczy w minimalnej formie. 

Rolą odbiorcy jest „tylko” zdekodować zapis autora.

  • Ale Kochanowski kpi we fraszce i nie zostawia złudzeń:
    Obrałliby się kiedy kto tak pracowity
    Żeby z was chciał wyczerpać umysł mój zakryty:
    Powiedzcie mu, niech próżno nie frasuje głowy,
    Bo się w dziwny Labirynt i błąd wda takowy,
    Skąd żadna Aryjadna, żadne kłębki tylne
    Wywieść go móc nie będą, tak tam ścieżki mylne.

Na fraszkę można także popatrzeć z perspektywy żywota ludzkiego, tak jak go widział mistrz renesansu. A wtedy wszystko jest fraszką, „cokolwiek myślemy”, „cokolwiek czyniemy”. Ale to już inna opowieść.

Błahostki* Jakóba to frapująca lektura, jednak pora kończyć uwagi na ich temat, bo inaczej autor zadedykuje mi fraszkę: Od dzieł jego opasłych ugina się półka. / Lecz gdy wodę wycisnąć – ostanie ampułka.

Anna KRASUSKA

* Lech M. Jakób Błahostki, Wydawnictwo BRYK-ART, Łobez 2021, str. 92.

Anna Krasuska – mieszka w Dąbrowie Górniczej. Polonistka, poetka i krytyk literacki. Debiutowała w 1980 w warszawskim tygodniku społeczno-literackim „Kultura”, publikując później m. in. w magazynie literacko-artystycznym „Latarnia Morska”, kwartalniku literackim „Migotania” oraz dwumiesięczniku literackim „Topos”. Autorka zbiorów wierszy Ona (2013), Ona i ja (2015), Ona i on (2017).    

Lech M. Jakób – urodził się w Białogardzie. Mieszka w Kołobrzegu. Poeta, prozaik, aforysta, twórca i redaktor naczelny pomorskiego magazynu literacko-artystycznego „Latarnia Morska” (www.latarnia-morska.eu). Debiutował zbiorem wierszy Psy mojej młodości (1981). Później opublikował m.in. powieści Kruk najbielszy (1983), Romsky (1984), Karamarakorum (1986), Drapieżcy (2000), Niebieskie króliki (2005), Ciemna materia (2013), Korespondencję literacką 1998-2007 (wspólnie z Piotrem Müldnerem-Nieckowskim – 2010), wybór aforyzmów Poradnik złych manier (2007), tom felietonów Poradnik grafomana (2015), wybór wierszy Zielony promień (z płytą CD, 2003), za który przyznano nagrodę im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno. Ostatnio ukazały się: tomik poetycki Rzeczy (2017), zbiór aforyzmów Do góry nogami (2018), nowela Zjadacz książek (2019) oraz Pod żaglem. Fotoopowiadania (2020).

Internetowa strona literacka autora: http://lechmjakob.pl/

Recogito, rok XXII, kwiecień 2021