Rozmowy z umarłymi (10)

Amadeo Modigliani w swojej pracowni, na zdjęciu, jakie wykonał Paul Guillaume (Paryż, około 1915) ©.RMN-Grand Palais musée de l’Orangerie/Archives Alain Bouret, image Dominique Couto

Michał Milberger obok swoich mistrzów Władimira Faworskiego i Xawerego Dunikowskiego, obok swoich kolegów po fachu Alberta Giacomettiego i Ossipa Zadkine’a, a także obok przyjaciół Szymona Dżigana, Friedricha Dürrenmatta, Emmanuela Levinasa i Abrahama Suckewera, chętnie wspominał autora Kariatyd. Amedeo Modigliani bardzo często bywał głównym tematem nietypowych komemoracji. Ewentualnie trzeba by dołączyć imiona i nazwiska największych dla niego autorytetów. Do takowych należeli: Szmuel Josef Agnon, Marc Chagall, Rainer Maria Rilke, Isaac Bashevis Singer oraz… rabin Salomon Malka, który znał księgi (nie tylko święte) i umiał czytać z ludzkich oczu.

Właściwie o pochodzącym z Livorno malarzu i rzeźbiarzu mówił: Modi; naśladując przy tym sepleniącego, połykającego frazy i powtarzającego słowa Dunikowskiego. To od niego przejął żywe wspomnienie o artyście, który – jego zdaniem – wcale nie był utracjuszem, kobieciarzem ani ekscentrykiem. Legenda, jaka przylgnęła do niego po przedwczesnym, spowodowanym gruźlicą, rozstaniu się z życiem, raczej sprowadza na manowce. Nie przybliża ani do jego osoby, ani do sekretów jego warsztatu. A przecież – przypominał Michał – wyrósł on ze swojej ziemi, sięgał do odległych tradycji, miał odwagę być konsekwentnym i nieugiętym w swoich wyborach. Rozumiał, czym jest malarskie i rzeźbiarskie credo. I nie poszedł na kompromis: ani z żadną artystyczną modą, ani z nękającą go chorobą.

Modi, którego stulecie śmierci przypadło na czas morowy, w roku 2020 niezbyt często był wspominany. A przecież – według Michała – był bardziej utalentowany niż Mojżesz Kiesling, bardziej przenikliwy niż Jacques Lipchitz, odważniejszy i bardziej nowatorski niż Pablo Picasso. Co najważniejsze – lubił to powtarzać Milberger – był otwarty na innych, zupełnie niezazdrosny o swoje dokonania, chętny do pomocy. Miał w sobie dużo ciepła, a jednocześnie – trzeźwe spojrzenie. Twórcze napięcie, wręcz żar i porywczość, łączyły się u niego z samodyscypliną i równowagą.

Jego legendę zna prawie każdy interesujący się sztuką przełomu XIX i XX wieku. Kim był naprawdę Amadeo Modigliani – jeśli o kimkolwiek da się to powiedzieć – najwięcej mówią jego rzeźby i obrazy. Dążenie do syntezy i zwartości formy, sposób prezentacji postaci, przedmiotu czy pejzażu, umiejętność skondensowania przekazu i pogodzenia różnych żywiołów – uczyniły go mistrzem dla całych pokoleń twórców. Ale nikt – jak z błyskiem w oczach podkreślał Michał Milberger – nie był w stanie go przetworzyć, wznieść się ponad jego sposób postrzegania ludzi i świata. Nawet Picasso, który „ściągał”, co tylko się dało i nie miał najmniejszych skrupułów, żeby kraść cudze pomysły, w tym przypadku nie zdołał – nie tylko wyjść poza cudzy horyzont, lecz ogarnąć swoją inteligencją i wyobraźnią tego, co pozwala zrobić użytek z dowolnej materii i każdej wizji.

6/01/2021

Marek WITTBROT

Marek Wittbrot – w latach 1991-1999 prowadził „Naszą Rodzinę”, obecnie zaś jest redaktorem „Recogito”.

Recogito, rok XXI, styczeń 2021