Z szarego notatnika (17)

Pejzaż z pompą (Poznań, 2024) © Teresa Tomsia

Gdy patrzę co dnia przez kuchenne okno, widzę wśród drzew tradycyjną pompę, na którą nikt tu nie zwraca uwagi, jednak od razu zauważył ją niegdyś nasz młody przyjaciel, gdy po raz pierwszy dotarł z dalekiego świata w odwiedziny na poznańskie osiedle. Było to dwadzieścia pięć lat temu i wtedy pompa stała jeszcze zardzewiała, później pracownicy z zieleni osiedlowej pomalowali ją zieloną farbą ochronną i przykleili naklejkę, że woda jest niezdatna do picia. Widok tej starej pompy przypomina mi kilka zdarzeń z dawnych lat, a szczególnie jedną chwilę, gdy nadeszło czasopismo z jego esejem o europejskich podróżach okraszonym też zdjęciem tego skromnego zaułka z pompą w zimowym pejzażu. Uradowało nas to wówczas i poruszyła czułość, z jaką patrzył na rzeczy. Podróżowanie nie jest przecież jedynie zwiedzaniem odległych miejsc, lecz równocześnie poznawaniem siebie, odkrywaniem nieznanych do tej pory odczuć i wrażeń głęboko zapadających w pamięć, a także ożywianiem za pomocą obrazu tych napięć i oczarowań, jakie poprzednio były naszym udziałem.

Akt mistyczny zaczyna się od konkretu – najpierw jest rana, potem ofiara i wybaczenie. Pozostają blizny, ślady i znaki, dzięki którym poznajemy drogę męki. Różne męki dane są człowiekowi, większe i mniejsze, każdemu na miarę losu pojedynczego i społeczno-politycznych przemian prowadzących do zniszczenia wolności trwania i sumienia. Historia podaje wiele przykładów ludobójstwa części narodu Ormian, Polaków, Ukraińców, a i obecnie toczą się wojny niszczące kilka pokoleń plemion w różnych częściach świata. Dlaczego zaczęłam rozważanie od pompy na osiedlowym podwórku? Ona jest znakiem trwałości i spokoju w miejscu, gdzie żyjemy, wskazuje na studnię, z której w razie pożaru można czerpać wodę, a więc nieść ratunek. Gdy ludzie zapomną, czemu służy studnia, nigdy nie będzie pokoju ani zgody.

Widok z kuchennego okna (Poznań, 2024) ©.Teresa Tomsia

Moment mistycznego uniesienia może się zdarzyć człowiekowi pragnącemu doznać czegoś więcej niż to, czego doświadczył. Kiedyś nasz przyjaciel fotografik – mający od kilkunastu lat uporządkowane życie w zgromadzeniu klasztornym, a jednocześnie działający w upowszechnianiu sztuk plastycznych – powiedział, że nie dałby sobie rady w życiu takim jak nasze (w rodzinie, małżeństwie, pracy, w codziennym staraniu się o wychowanie dzieci i byt rodziny kilku pokoleń). Refleksja ta wydała mi się interesująca, bo już samo „przymierzanie się” do innej ścieżki życia pobudza do zdefiniowania, kim chcemy być i na co nas stać. Chwila nadziei, gdy wydaje się, że moglibyśmy żyć inaczej, więcej i głębiej przeżywać swoje istnienie, czegoś ważnego dokonać, jest złudna. Określa nas miejsce, ale też relacje z ludźmi, dzięki którym przez lata podejmowaliśmy decyzje i wybory, utwierdzając się w przekonaniu, że jesteśmy zdolni do życia rodzinnego albo duchownego, do obecności publicznej lub raczej do pracy w odosobnieniu. Widok z kuchennego okna przypomniał dawne przyjacielskie rozmowy o tym, co w życiu jest trwałe, a co szybko przemija, co zapamiętujemy na dłużej, a o czym na próżno próbujemy zapomnieć. Konkret taki jak stara pompa daje znak, że nawet najmniejsza rzecz ma w naszym życiu znaczenie. I tu otwiera się niespodziewanie kartka  szarego notatnika sprzed lat:

Więź przyjaźni to tajemnica, zagadka, której rozwiązanie znają tylko ci dwoje zmierzający ku sobie z nadzieją zrozumienia i przejrzenia się w odbiciu – na obraz i podobieństwo – bywa, że na dopełnienie noszonego w sobie braku. Gdy patrzę w zarysowaną wyobraźnią przestrzeń, widzę postać naszego młodego przyjaciela – idzie znów ku nam alejką, ciągnąc walizkę z książkami, zaraz zaparzę mu mocną czarną kawę – z torbą przewieszoną przez ramię, z aparatem fotograficznym na skórzanym pasku przekracza próg, za którym wita go inny świat: niezrozumiały, pełen nieoczekiwanych zdarzeń, a jednak przyciągający odmiennością codziennego życia. Właśnie za to szczególne zainteresowanie naszym istnieniem jesteśmy mu wdzięczni. I za ten obraz jak ze snu, gdy wchodzi w obcą przestrzeń, mijając oszroniony klon i starą pompę, by już na zawsze przemienić pejzaż alei w obszar oczekiwania. Zasiedlanie cudzego miejsca, choćby przejazdem, okazuje się wszakże nieskuteczne i powiększa nostalgiczne pragnienie dotknięcia rzeczy bezpowrotnie zagubionych, a także niedostępnych.

Niespodziewanie otrzymałam noworoczny podarunek w redakcji Flos Carmeli, gdyż jeden z nowo przybyłych do zgromadzenia karmelitów bosych okazał się autorem tomiku wierszy Miłość – tęsknota jedyna wydanego właśnie w tym poznańskim wydawnictwie (2014). Przy kawie z sernikiem rozwinęła się rozmowa o możliwości metaforycznego nazywania uczuć i doszliśmy do wniosku, że bez konkretu nie da się opowiedzieć prawdy doznania, że nie sposób jej wymyślić, bo pozostanie tylko sucha litera bez ducha. Poeta publikuje pod pseudonimem Artald, co przywodzi na myśl średniowiecznego rycerza poszukującego Świętego Graala. Wyjaśniając ukrycie, napisał w poemacie otwierającym książkę: „Zbyt ubogi jestem/ bym imię swe mógł wyjawić/ w Bogu się ukrywam/ w Nim mieszkam i spoczywam/ w Nim kocham i tęsknię”. Rycerzem okazał się późniejszy przeor zakonu kartuzów urodzony na zamku w Valromey.

Teresa TOMSIA

Teresa Tomsia (1951), poetka, eseistka, animatorka kultury, polonistka, autorka tomików wierszy, szkiców literackich, tekstów pieśni, prozy dokumentalizowanej Dom utracony, dom ocalony (2009). Ostatnio wydała zbiór liryków paryskich W znikającym ogrodzie (Flos Carmeli, 2023). Z pallotyńskimi pismami współpracuje od 1997 roku, najpierw z miesięcznikiem „Nasza Rodzina”, następnie z „Recogito”, które od 2000 roku nieprzerwanie prowadzi Marek Wittbrot. Autorka w publikowanych tekstach podkreśla rolę dialogu, szacunku dla odmiennego zdania i rolę humanisty we współczesnym świecie jako kreatora piękna, strażnika kodeksu wartości, prawdy historii, wolności słowa i wyznania. Od 1993 roku należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Pochodzi z rodziny o ziemiańskich tradycjach kresowych. Mieszka w Poznaniu.

Recogito, rok XXV, styczeń 2024