Cień Norwida*

Józef Łoskoczyński (1857-1928), Cyprian Norwid ©.Biblioteka Narodowa, Warszawa

Ktoś kieruje naszymi krokami w sposób trudny do przewidzenia. W Paryżu mieliśmy się zatrzymać w Instytucie Kultury Polskiej, ale w ostatniej chwili okazało się, że nie będzie to możliwe.[1] Tuż przed odlotem z Warszawy gorączkowo szukałem nowego miejsca zakwaterowania, aż po którejś z kolei rozmowie telefonicznej zgodziły się nas przyjąć – w drodze wyjątku – siostry miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, zwane potocznie szarytkami. Dopiero kiedy stanęliśmy przed gmachem paryskiego klasztoru przy ulicy Chevaleret 119, doznałem olśnienia, że to przecież ów słynny Zakład św. Kazimierza, przytułek dla sierot, osób ubogich oraz weteranów powstań listopadowego i styczniowego, gdzie przez ostatnich sześć lat życia mieszkał i tworzył Cyprian Kamil Norwid[2]. Poeta trafił tu na początku lutego 1877 roku dzięki pomocy kuzyna Michała Kleczkowskiego.

Na ascetycznej, surowej fasadzie niezbyt okazałego, trzypiętrowego budynku wmurowano tablicę pamiątkową, na której umieszczono u góry napis w języku francuskim: „Tu żył od 1877 roku i zmarł 23 maja 1883 roku Cyprian Kamil Norwid, polski poeta”, poniżej zaś wymowny cytat po polsku z Norwidowskiego wiersza Do obywatela Johna Brown[3] – „Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona,/ A niźli skona pieśń, naród pierw wstanie”[4].

Klasztor usytuowany jest blisko centrum miasta, w trzynastej dzielnicy. Kiedy mieszkał tu Norwid, były to jeszcze odległe przedmieścia Paryża. Aby dotrzeć do centrum, poeta podróżował dorożką do Sekwany, a potem przesiadał się na mały statek, co trwało razem kilka godzin. W pobliżu istniała już stacja kolejowa Austerlitz – nazwana tak na pamiątkę słynnego zwycięstwa Napoleona – z której przewożono wozami do centrum stolicy towary. Przy ulicy, gdzie założono przytułek, znajdowały się stajnie z końmi pociągowymi, stąd jej nazwa – Chevaleret. Dzisiaj obok dawnych domów wznoszą się nowe, wielopiętrowe budynki, a w pobliżu znajduje się wspaniała, nowoczesna biblioteka im. François Mitteranda. Ponadto gigantycznie rozrosły się stacja kolejowa oraz wielopoziomowe metro, żyjące w spazmatycznym, pospiesznym rytmie – kolorowe, ludzkie kretowisko. Nieopodal żurawie dźwigów wznoszą codziennie setki ton betonu i stali, systematycznie zabudowując niebo. Przypomina mi to sarkastyczny wiersz, w którym Josif  Brodski opisuje dokonania Le Corbusiera:

„Gdzie spojrzeć, sterczą bryły nowych bloków.
Le Corbusiera to łączy z Luftwaffe,
że i on działał z werwą, bez ogródek
na rzecz przemiany oblicza Europy.
Co rozwścieczone pominą cyklopy,
Tego dokończy rzeczowy ołówek”[5].

Do centrum dojechać można metrem w kilkanaście minut. Ale ulica Chevaleret jest nadal cicha, trochę senna, wciąż jeszcze jakby prowincjonalna.

Fragment reliefu Czesława Dźwigaja na nagrobku Cypriana Norwida odsłoniętym w 1993 roku w Krypcie Wieszczów Narodowych w katedrze wawelskiej ©.Wikimedia

Ciężkie wrota zakładu otwiera sympatyczna siostra staruszka i kiedy się przedstawiamy, mówi: „Przepraszamy, ale niestety dysponujemy tylko skromnym pokojem tuż obok dawnej celi Norwida”. Dla mnie jest to oczywiście niezwykły przypadek, wielki dar losu. Kiedy wchodzimy w głąb, ogarnia nas miła atmosfera; siostry i pensjonariusze mówią po polsku i francusku, uśmiechają się. Zaraz za ciężkimi wrotami z prawej strony, w sieni, widnieje wizerunek Norwida w brązie, płaskorzeźba według projektu Czesława Dźwigaja. Taki sam, tylko większy, znajduje się w Krypcie Wieszczów w podziemiach katedry królewskiej na Wawelu [6]. Dalej – nad wiklinowymi fotelami i ławą – portrety królowej Marysieńki i króla Jana III Sobieskiego, który zawsze kojarzy mi się w pierwszej chwili z Żólkwią[7] mojej mamy – miejscem dzieciństwa przyszłego króla i jego ulubioną siedzibą, także  ze Lwowem, który Sobieski tak umiłował, którego bronił i gdzie do dziś olśniewa renesansowym dziedzińcem  usytuowana w rynku kamienica królewska.  Również z malowniczym zamkiem w Olesku, gdzie przyszły król  przyszedł na świat w 1629 roku  i związaną z tym faktem piękną legendą, która utrwaliłem w swej książce Lato w Krzemieńcu. Legendy znad Ikwy[8]. Z Jaworowem, gdzie przed wojną mieszkali moi dziadziowie, a którego to miasta starostą był Jan Sobieski w latach 1644-1664 i gdzie miał swój pałacyk myśliwski, istniejący do dziś. A dopiero później z licznym zwycięstwami, w tym z wiktorią wiedeńską. Te dwa dzieła wprowadziły mnie od razu w nastrój kresowy, tematykę tamtych ziem, uczyniły to miejsce też z tych powodów bliskim.. Tutaj jednak szczególnie dzieła te przypominały, że Norwid był po kądzieli potomkiem Sobieskich.[9] Ten żyjący tu przez lata w ewangelicznej wręcz biedzie poeta,  nosił w sobie blask królewski. Nie tylko ze względu na koligacje z Sobieskimi. Ubóstwo nie przygasiło nigdy bogactwa jego ducha, płynącego też z wiary i Ewangelii, nie odebrało największego daru – jakim jest dla artysty talent.

Plącze się i macha ogonem mały, czarny piesek, sympatycznie wielorasowy, który wita każdego wchodzącego i odprowadza go dalej; widocznie umyślił sobie, aby czynić honory wszystkim tu przybywającym. Otrzymujemy klucze do pokoju na pierwszym piętrze, tuż obok dawnej celi autora Promethidiona; stąpamy po tym samym korytarzu, który tak sugestywnie opisał w wierszu Do Bronisława Z.[10].

„Wnijdź – ma się pod wieczór, mniemałbyś może,
Iż na Malcie w zakonu gdzieś rycerskiego ostatku
Zatułałeś się… tu, tam – uchylone Ci drzwi okażą
Rdzawą na murze szablę albo groźny i smętny profil:
O mało nie stuletni owdzie mąż w konfederatce, jak cień
Nie dołamanej chorągwi przy narodowym pogrzebie,
Przeszedł mimo i zgasł w długim jak nicość korytarzu –
Czujesz dzieje, jak idą, niby stary na wieży zegar,
Nie pytający się o miasto, któremu z chmur bije godziny.
Wiek tu który? który rok? niedola która?”[11]

Korytarz jest ciemny, bo nie ma okien, a nowe drzwi do kolejnych pomieszczeń błyszczą w sztucznym świetle. Nietrudno sobie wyobrazić, że kiedy przechodził tędy Norwid – ów „prorok niechciany”[12] – zza uchylonych drzwi wyłaniały się w blasku świec postaci weteranów powstań: chorych, starych, rozgoryczonych, skłóconych, nieszczęśliwych, biednych, zdziwaczałych, a przecież godnych najwyższego szacunku – rycerzy niepodległości, którzy schronili swoje głowy w tej cichej przystani przed ostateczną zagładą. Cela Norwida była bardzo mała, skromnie wyposażona: łóżko, stolik z krzesłami, półka na książki, świecznik. Ogrzewana jedynie rurą z ciepłym powietrzem poprowadzoną wzdłuż ściany.

Poeta miał ten sam widok, który oglądamy z naszego okna – na podwórko wewnętrzne klasztoru, na ogród, kilka drzew, na niewielką wieżę kaplicy, jej mury i okna. W kaplicy owej często modlił się przed wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej – Królowej Korony Polskiej, nad którym widnieją wciąż: Orzeł, Pogoń i Archanioł, czyli znaki trzech bliskich sobie narodów, tworzących ongiś I Rzeczypospolitą. Za taką właśnie ojczyznę – w granicach przedrozbiorowych – walczyli powstańcy. Norwid napisał w tym przytułku szereg utworów: m.in. – oprócz wspomnianego już wiersza Do Bronisława Z. – Assuntę, poemat o miłości chrześcijańskiej, której pragnął całe życie; Kleopatrę i Cezara [13], dramat wyrażający oczekiwanie pogańskiego świata na Gwiazdę Betlejemską; sławne rozprawy Milczenie i Boga-Rodzicę  czy znakomitą prozę poetycką – arcydzieła polskiej nowelistyki – Ad leones! oraz Stygmat.

Ostatnie lata życia poety opisał ksiądz Aleksander Syski w książce Zakład św. Kazimierza w Paryżu, wydanej w Łucku w 1936 roku w Drukarni Kurii Biskupiej: „Mieszkał tu Norwid w pawilonie dla starców, w jednym z pokoików na pierwszym piętrze. Prowadził tu życie dość odosobnione. Śniadania i podwieczorki przynoszono mu do pokoju. Wychodził ze swego pokoju tylko na kolacje i na obiad do refektarza. Często stale do refektarza nie chodził i przynoszono mu także kolacje i obiady na górę. W niedzielę i święta nie opuszczał nigdy Mszy św. Przychodził też czasem na Mszę św. do kaplicy, ale wracał zaraz potem do siebie. Był stale zamyślony i małomówny i tylko dzieci miały do niego łatwiejszy przystęp. Uśmiechał się do nich i głaskał je nieraz po głowie, kiedy mu się kłaniały przy spotkaniu na podwórzu. Dzieci uważały go za wielkiego, smutnego pana, który jest bardzo, bardzo mądry. Patrzyły na niego zawsze z wielkim podziwem”[14].

Któż wtedy mógł przewidzieć, że Norwid stanie się w przyszłości – „po samodzielnych bojach” w literaturze – jednym z wieszczów narodowych, że rodacy wzniosą mu pomniki, że jego twórczość w sposób szczególny będzie wyróżniał w swych homiliach i encyklikach Jan Paweł II?  Norwid zaprzyjaźnił się blisko w Zakładzie św. Kazimierza z Tomaszem Augustem Olizarowskim, absolwentem Liceum Krzemienieckiego, powstańcem, działaczem konspiracyjnym w Galicji, utalentowanym poetą i dramatopisarzem, zaliczanym dziś przez historyków literatury do „ukraińskiej szkoły romantycznej”, z której – jak wiemy – najsławniejszą postacią był Juliusz Słowacki. Czy Norwid rozmawiał z Olizarowskim o autorze Kordiana, czy często przywoływali razem z pamięci tę postać ?   Olizarowski tworzył poezje liryczne, powieści poetyckie, napisał ponad czterdzieści dramatów, odznaczających się dużymi walorami językowymi. Jego najsłynniejsza powieść poetycka Zawierucha, opublikowana w Poezjach w Krakowie w 1836 roku, zrodziła się z fascynacji folklorem ukraińskim, pieśniami i podaniami czumackimi oraz ziemią krzemieniecką[15].

Wypada wspomnieć, że Olizarowski był w latach 40. i 50. XIX wieku w Paryżu uczestnikiem wielu spotkań dawnych uczniów szkoły krzemienieckiej[16]. Publikował swoje utwory związane z Krzemieńcem, m.in. Śpiew Krzemieńczan (1848), w paryskiej „Biesiadzie Krzemienieckiej” – piśmie, które zawiera wiele cennych informacji dotyczących sławnego liceum i losów jego absolwentów. Tradycje paryskiej „Biesiady Krzemienieckiej” po drugiej wojnie światowej podtrzymywano: od 1977 roku wychodziło w Londynie pismo pod tym samym tytułem, a obecnie ukazuje się „Dialog Dwóch Kultur”[17], który jest plonem spotkań pisarzy, malarzy, naukowców i muzealników, jakie wraz z żoną Urszulą organizujemy co roku od ponad dwudziestu lat w krzemienieckim Muzeum Juliusza Słowackiego. Warto też wspomnieć, że do wydawanego w mieście Słowackiego w okresie międzywojennym periodyku „Życie Krzemienieckie” nawiązuje publikowany w Poznaniu od 1991 roku półrocznik o tej samej nazwie[18].

Olizarowski był również pierwszym tłumaczem francuskich dramatów Adama Mickiewicza. Przybył do zakładu św. Kazimierza w 1864 roku i mieszkał tam do swej śmierci w roku 1879. Został pochowany w zbiorowym grobie, w której później tez pochowano Norwida. W paryskim przytułku pisał m.in. scenki dramatyczne dla tamtejszego amatorskiego teatrzyku, a także liczne wiersze okolicznościowe. Norwid twórczość przyjaciela cenił wysoko, czemu dał wyraz w Dwóch aureolach[19], eseju napisanym jedenaście dni po wstąpieniu do Domu św. Kazimierza, a także w epitafium nakreślonym na odwrocie kartki nekrologu Olizarowskiego, krótkim, ale – jak to u Norwida – pełnym esencjonalnej refleksji: „W kilku tomach pozostałych rękopisów (które kiedy wydane będą???) pozostały i pozostaną arcywyjątkowe zalety i piękności – takie jednak, których żaden księgarski przedsiębiorca nie rozumie i nie ceni, bo ku temu trzeba osobnej nauki i obywatelskiej miłości rzeczy publicznej, nie zaś doraźnego interesu i wyzysku. Dodam jeszcze, że archaiczny, estetyczny i rytmiczny język polski stracił w Olizarowskim jednego z kilkunastu biegłych – więcej albowiem nad kilkunastu nie ma ich dziś w całej Polsce”[20].

Warto dodać, że niestety także i w tym wypadku słowa autora Promethidiona okazały się prorocze. Do dziś bowiem większość utworów Tomasza Augusta Olizarowskiego, w tym wspomniane ponad czterdzieści dramatów, czeka na opracowanie i wydanie. Pozostają nadal w rękopisach, które znajdują się w Bibliotece Polskiej w Paryżu, a także w Bibliotece Kórnickiej i Bibliotece Narodowej. Być może ostatnim wnikliwym czytelnikiem dzieł Olizarowskiego był właśnie Norwid.

Duch Kresów w Zakładzie św. Kazimierza

Cyprian Norwid (1861) ©.Biblioteka Narodowa, Warszawa

Pisanie na tematy związane z Kresami przypomina dziś w dużej mierze pracę archeologa. Zasypane popiołem niepamięci trwają jednak miejsca, budowle, dzieła, arcydzieła oraz przedmioty codziennego użytku. Wielkie wydarzenia dziejowe, ongiś sławne postaci i drobne, zwyczajne fakty składają się na historię narodu polskiego, która toczyła się na tych terenach przez bez mała siedemset lat. Wszystko to jest częścią nas samych, choć nieraz o tym nie pamiętamy i nie wiemy, że przeszłość owa współtworzy fundament naszej tożsamości. Zajmowanie się tak rozumianą archeologią prowadzi często do odkrycia przedziwnych skarbów.

Uwrażliwiony na tematykę kresową, nie mogę nie zauważyć, że właśnie osobie z terenów wschodniej Rzeczypospolitej wiele zawdzięcza na początku swej działalności Dom Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo nad Sekwaną. Zakład ten powstał dzięki emigracyjnym stowarzyszeniom „dam polskich” i oczywiście Hotelu Lambert. Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo nad Sekwaną, zwane popularnie szarytkami, sprawuje opiekę nad tym zakładem od chwili jego powstania. Pierwszą przełożoną zakładu była siostra Teofila Mikułowska, urodzona w 1811 roku w Orchowie, w powiecie włodzimierskim na Wołyniu. Mikułowska kształciła się najpierw w szkole w Horochowie, potem zaś w Łucku, przypuszczalnie w pensjonacie Józefy Polanowskiej. W 1830 roku wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo w Wilnie i tam złożyła śluby zakonne. W klasztorze św. Jakuba zaopiekowała się Jakubem Konarskim, starym i chorym generałem buławy Wielkiego Księstwa Litewskiego. W 1837 roku wileńskie siostry szarytki sprzeciwiły się władzom carskim i odmówiły przejścia na prawosławie, za co rząd rosyjski oddał je pod stały nadzór policji. W styczniu 1842 roku skasowano należące do nich domy i szpitale. W srogą zimę w styczniu 1844 roku siostra Teofila Mikułowska wraz z towarzyszącą jej Gertrudą Szczepańską uciekły pieszo w świeckim przebraniu i nielegalnie przekroczyły zasypaną śniegiem granicę rosyjsko-pruską. Po bardzo długiej i pełnej niebezpieczeństw wędrówce przez Prusy skrajnie wyczerpane dotarły w końcu do Paryża, gdzie w 1845 roku księżna Anna Czartoryska zleciła siostrze Mikułowskiej opiekę nad sierotami, przeważnie dziećmi powstańców, co było pierwszym krokiem na drodze do założenia Zakładu św. Kazimierza.

Przytułek ten jest w sensie organizacyjnym dziełem głównie rodu Czartoryskich i osób związanych z Hotelem Lambert, które wspierały finansowo jego działalność. W surowych warunkach realnej ekonomii francuskiej nie było to łatwe, tym bardziej że nie dysponowano początkowo żadnym budynkiem czy nieruchomością. Zakład św. Kazimierza formalnie rozpoczął swą trwającą do dziś działalność w 1846 roku. W ciągu tych ponad 185 lat funkcjonowania przebywało w nim wiele osób, nie tylko weteranów, ale często wybitnych i zasłużonych dla polskiej kultury. Oprócz Norwida mieszkało tam aż ośmiu innych literatów, siedmiu malarzy i kilku pianistów.

Wspomniany już Tomasz August Olizarowski zapewne wielokrotnie wracał pamięcią do szkolnych lat spędzonych w Krzemieńcu, często przywołując w rozmowach z Norwidem postać i dzieło Juliusza Słowackiego. Autor Zwolona poznał wielkiego krzemieńczanina w Paryżu w marcu 1849 roku, gdy ten był już ciężko chory. Pośród mieszkańców Zakładu św. Kazimierza wielu było też nauczycielami, urzędnikami, aptekarzami, a zatem należało do środowisk inteligenckich. Wśród weteranów powstania listopadowego, a później styczniowego znaleźli się, oprócz zwykłych żołnierzy, także dowódcy w randze generałów, pułkowników i majorów, m.in. generał Józef Wysocki, urodzony w Tulczynie na Podolu absolwent Liceum Krzemienieckiego, w 1863 roku mianowany przez Rząd Narodowy dowódcą sił zbrojnych ziem ruskich i województwa lubelskiego. W bitwie stoczonej pod Radziwiłłowem na Wołyniu w pobliżu Krzemieńca oddział Wysockiego został doszczętnie rozbity i zmuszony do wycofania się do Galicji. Po aresztowaniu we Lwowie generał był internowany w Linzu, a gdy go zwolniono, wyjechał do Francji.

Analiza listy weteranów z Zakładu św. Kazimierza pozwala stwierdzić, że wielu z nich pochodziło z Kresów – zarówno ukraińskich, jak i litewskich[21]. Zapewne wpływało to na tematykę rozmów i współtworzyło atmosferę, która otaczała Norwida. Każdy dzień w zakładzie rozpoczynał się mszą świętą odprawianą w kaplicy ze wspomnianym już wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej i zachowanymi do dziś godłami trzech narodów. W kaplicy przyciąga też uwagę obraz przedstawiający Matkę Boską Ostrobramską, a na fasadzie gmachu klasztoru w dwóch wnękach znajdują się figury św. Jadwigi i św. Kazimierza, patrona Polski i Litwy. Z fasady spogląda więc na nas Polska Jagiellonów.

Rzeźba przestawiająca św. Kazimierza nieprzypadkowo zdobi fasadę gmachu tego zakładu. Święty Kazimierz, drugi syn króla Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki, urodził się na Wawelu w 1458 roku, a zmarł w Grodnie w roku 1484. Wychowawcą królewicza był Jan Długosz, wielki dziejopis, a pod koniec życia także arcybiskup lwowski. Kazimierz zasłynął dzięki swej dobroczynności, surowemu trybowi życia oraz głębokiej pobożności eucharystycznej i maryjnej. Został kanonizowany już w 1602 roku, a relikwie jego do dziś znajdują się w katedrze wileńskiej. Zapewne fakt, że założycielki przytułku przywędrowały nad Sekwanę właśnie z Wilna, gdzie bardzo głęboko był zakorzeniony i żywy kult tego świętego, zadecydował o nazwie paryskiego zakładu.

Warto też wspomnieć o jeszcze jednej osobie. Zapewne nikt by dzisiaj nie wiedział, gdzie spoczywają prochy Norwida, nie byłoby norwidowskiej urny w Krypcie Wieszczów na Wawelu, gdyby nie kresowy arystokrata Teodor Jełowicki – marszałek powiatu humańskiego, z wykształcenia prawnik i muzyk, który w miarę możliwości wspierał finansowo artystów, zwłaszcza tych zajmujących się twórczością muzyczną. Jełowicki – członek Komitetu Administracyjnego Zakładu św. Kazimierza i Towarzystwa Historyczno-Literackiego – wielokrotnie wspomagał Norwida, szczególnie w okresie jego pobytu w zakładzie, za co otrzymał od autora Promethidiona tekę namalowanych przez niego rysunków i akwarel. To Teodor Jełowicki i Michalina Zaleska pokryli koszty pogrzebu poety, kiedy jego prochy zostały w 1888 roku ekshumowane na cmentarzu w Ivry i przeniesione do zbiorowej mogiły w Montmorency.


PRZYJAŹNIE Z PRZEDSTAWICIELAMI  UKRAIŃSKIEJ SZKOŁY ROMANTYCZNEJ I NIE TYLKO

 Z różnorodności tematycznej wspomnianych dzieł, które Norwid napisał lub uzupełniał w Zakładzie św. Kazimierza można wysnuć wniosek, iż mimo coraz słabszych sił, pogarszającego się stanu zdrowia, nie opuszczała go wena twórcza i że nadal pogłębiał wiedzę, studia nad kulturą polską, antyczną  i europejską, prowadził prace literackie o charakterze nowatorskim , często eksperymentalnym. Bo takie są utwory, które właśnie tam powstały lub doczekały się uzupełnień. W jego pełnym dramatów i niepowodzeń życiu na emigracji blaskiem była mu przede wszystkim wiara i modlitwa, pewno też chwile przy piórze, ale i przyjaźnie. W  tym kontekście trzeba wspomnieć o jego artystycznych fascynacjach  i znajomościach z poetami  z „romantycznej szkoły ukraińskiej”.  A dotyczą one nie tylko wspomnianego Gustawa Augusta Olizarowskiego. Norwid zresztą  nie poznawał jego dzieł  w dojrzałym wieku, dopiero w Paryżu. Zachwycał się nimi już w latach szkolnych,  w Warszawie,  razem z starszym bratem Ludwikiem, który w 1836 roku,  jako uczeń warszawskiego gimnazjum, ogłosił w periodyku „Panorama Literatury Krajowej i Zagranicznej” anonimową recenzję zbiorku poezji Tomasza Augusta Olizarowskiego[22].             

Stał się on wówczas ulubionym poetą obu braci. Inną postacią literacką rodem z Kresów Południowo -Wschodnich, która zafascynowała we wczesnej młodości Norwida był Antoni Malczewski. Szczególnie cenił jego Marię,  pierwszą poetycką powieść w naszej literaturze. Malczewski, prekursor polskiego romantyzmu, był  tak jak Olizarowski, absolwentem Liceum Krzemienieckiego. Przyszedł na świat w 1793 roku w Kniahininie  na Wołyniu, nieopodal Dubna, po burzliwym życiu, zmarł w 1826 roku w Warszawie w samotności i opuszczeniu. Chociaż jego  dorobek literacki nie obfituje w wielką ilość dzieł , to zapisał się w dziejach naszej kultury w sposób wyjątkowy arcydziełem jakim jest Maria, która po raz pierwszy ukazała się w Warszawie w 1825 roku. Kanwą utworu jest wspomnienie tragicznej miłości Gertrudy Komorowskiej i Szczęsnego Potockiego, które nie jest fikcją literacką. Malczewski przeniósł jednak akcję utworu w XVII wiek, właśnie na Ukrainę, w czasy walk z Tatarami. Utwór rozpoczyna się opisem pędzącego na koniu tajemniczego Kozaka… symbolizującego  romantyczny pęd ku wolności….  Jeszcze inną postacią, bliską i przyjazną Norwidowi  był Józef Bohdan Zaleski, którego autor  Białych kwiatów poznał w 1846 roku w  Rzymie wraz  ze świeżo poślubioną małżonką Zofią Rosengardtówną, uczennicą Fryderyka Chopina. Od tego czasu znajomość z Zaleskimi stała się jedną z ważniejszych w  życiu Norwida. Zapewne pod wpływem pierwszego spotkania,  napisał rok później wiersz Do Józefa Bohdana Zaleskiego. W Rzymie 1847-go. W utworze tym stara się porównać zasadnicze wątki poezji Zaleskiego i swojej, a wiersz kończy się bezpośrednim zwrotem do przyjaciela jako wieszcza narodu – widzącego przyszłość – z przywołaniem charakterystycznych motywów dla ukraińskiej romantycznej szkoły – bezdroży, wiatru, bezkresnych przestrzeni stepu:

 „Kiedyż czasów wypełnienie,                                                                                                                          
Kiedyż Polski odkupienie                                                                                                                       
Wieszczym zanuć słowem:

A sto wiatrów je rozniesie                                                                                                                               
Precz po lesie, za po-lesie                                                                                                                       
Po echu stepowem….”[23]

Rozpoczęta w Wiecznym Mieście znajomość, która z czasem przerodziła się w przyjaźń i wymiana korespondencji miedzy obu poetami trwała długie lata. Norwid niekiedy dawał niezwykły wyraz swej przyjaźni. Oto na przykład do listu skierowanego do Zaleskiego, a datowanego na koniec grudnia 1847 roku, dołączył także rękopis pierwszej redakcji misterium dramatycznego Wanda, opartego na krakowskiej legendzie[24]. Z kolei do listu adresowanego do Zaleskiego z Paryża z życzeniami na Nowy Rok, Norwid dodał oprawiony rysunek własny z napisem:  Kładka, nad przepaścią – Legenda – rysowana 1852 –  od Cypriana Józefowi Bohdanowi Zaleskiemu w noworocznym upominku. [25]  Niektóre listy kierowane do przyjaciela  rozpoczynał Norwid  wiele mówiącym zwrotem: „Szanowny i Kochany”. Zdarzało się, że korespondencję ubogacał  swymi rysunkami, jak na przykład w liście do Zaleskiego z dnia  9 II 1848, gdzie znajdujemy pracę Ciceruacchio[26]. Napisał też do Zaleskiego list- wiersz Na przyjazd Teofila Lenartowicza do Fontainebleau[27] polecający jego uwadze utalentowanego poetę –  także emigranta i działacza niepodległościowego. Zaleski cieszył się na emigracji dużym autorytetem, był jednym z najciekawszych twórców ukraińskiej  romantycznej szkoły. Tematyka jego dzieł  była ściśle związana z jego biografią. Urodził się w 1802 roku w rodzinnym majątku Bohatyrce na Kijowszczyźnie, gdzie spędził dzieciństwo nad potężnym i pięknym Dnieprem. Przez jakiś czas wychowywał się w chacie ukraińskiego lirnika i stąd zapewne trwające do końca jego życia zauroczenie pieśnią staroruską, dziadowską, pejzażem, historią i folklorem ukraińskim. Kształcił się w dobrej szkole bazyliańskiej w Humaniu, a później  dzielnie walczył w czasie powstania listopadowego, między innymi w słynnej dziś bitwie pod Grochowem, a także na Mazowszu, pod Sochaczewem, za co otrzymał Krzyż Virtuti Militari. Następnie przez Rzym wyemigrował do stolicy Francji, gdzie aktywnie działał na rzecz niepodległości w środowisku polskim, zarazem rozwijając swą twórczość. W utworach swych łączył elementy sentymentalizmu, myśli romantycznej, niepodległościowej. Inspirowały go nie tylko ukraińskie pieśni ludowe, opiewał również kresowych hetmanów Kosińskiego i Mazepę, wskrzeszał słowem barwny obraz Kozaczyzny.  Z Norwidem spotykali się później w Paryżu, gdzie –  jak wspomniałem –  autor Rzeczy o wolności słowa mieszkał ponad 30 lat. Lektura listów Norwida do Zaleskiego świadczy o tym jak żywa łączyła ich więź zainteresowań sprawami niepodległościowymi i literackimi. Norwid opisywał swój los, najnowsze wydarzenia w środowisku emigracyjnym, przekazywał spostrzeżenia o napotkanych, często znanych obu przyjaciołom postaciach. Kiedy wyjechał do Ameryki i dotarł tam w lutym roku 1853, to o podróży morskiej i początkach tam jego pobytu wiemy dziś właśnie z listu do Zaleskiego[28]. Ta wymiana korespondencji trwała wiele lat. Po śmierci Adama Mickiewicza na ręce Zaleskiego przesłał Norwid wraz  z listem napisanym w styczniu 1856 roku, jeden z najsłynniejszych swych wierszy: Coś ty Atenom zrobił Sokratesie. Świadectwem przyjaźni i sympatii Norwida była też ciekawa akwarela Muza ukraińska, którą namalował na obchody jubileuszu Zaleskiego. Wreszcie pod koniec swego życia,  w roku 1882, Norwid, właśnie z Zakładu św. Kazimierza wysłał list do Józefa Bohdana Zaleskiego,  do którego załączył swój poemat o idealnej miłości chrześcijańskiej Assunta[29],  bo właśnie w tym przytułku – jak wspomniałem – ten utwór powstał. Jeden z najpiękniejszych w jego twórczości i najgłębszych. W tej relacji o przyjaźniach poetyckich i fascynacjach Norwida  z poetami ukraińskiej szkoły romantycznej trzeba przede wszystkim wspomnieć Juliusza Słowackiego, najznakomitszego jej przedstawiciela. Norwid odwiedził autora Kordiana dwukrotnie w marcu 1849 roku, w jego paryskim, bardzo skromnym mieszkaniu, które sugestywnie później opisał w Czarnych kwiatach[30]. Był u niego tuż przed śmiercią, a także nazajutrz, 4 kwietnia tuż po zgonie wieszcza, nie widząc o tym, że ten nie żyje. Później uwiecznił  spotkania i rozmowy, ostatnie chwile życia autora Snu srebrnego Salomei, a także innych osób: Fryderyka Chopina, Stefana Witwickiego, Adama Mickiewicza,  malarza francuskiego Delaroche’a oraz „nieznanej Irlandki” w słynnych dziś „Czarnych kwiatach”, arcydziele prozy. Jeden z pierwszych fragmentów utworu jest  opisem spotkania  w Rzymie „starca o kiju” na Schodach Hiszpańskich, a mianowicie poety kresowego Stefana Witwickiego. Tytuł  Czarne kwiaty zapewne wziął się z przejmującej sceny, której Norwid był świadkiem i utrwalił ją słowem, a dotyczy ona właśnie ostatnich chwil życia Stefana Witwickiego. Poeta ciężko chory na ospę, „czarną zarazę”, jak ją wtedy nazywano, wstał z łóżka przed śmiercią, krążył po pokoju i  w widzialnym obłędzie : „A to (mówił) co to za kwiat jest? … ten kwiat, proszę cię (a nie było kwiatów w mieszkaniu), jak to się nazywa ten kwiat u nas?… to tego pełno jest w Polsce… i te kwiaty… i tamte kwiaty… to jakoś u nas zwyczajnie nazywają… wszędzie… kwiaty… kwiaty  z …Polski”[31].  Wspomnijmy, że Stanisław Witwicki, urodził się w 1801 roku na Podolu i jak Malczewski, Olizarowski, ukończył Liceum Krzemienieckie. Od 1822 pracował i tworzył w Warszawie, a od 1932 roku udał się na dobrowolną emigrację i przebywał w Paryżu. Pod koniec życia wyjechał do Rzymu z zamiarem wstąpienia do zakonu zmartwychwstańców i tam właśnie w opisanych przez Norwida okolicznościach w 1848 zmarł. Dziś jest postacią mniej znaną spośród poetów ukraińskiej szkoły romantycznej. Przypomnieć więc warto, że jego debiutem książkowym były dwa tomy Ballad i romansów, opublikowane w Warszawie w 1824-25. Do niektórych wierszy z późniejszego o pięć lat tomu „Piosenki sielskie” melodie skomponowali Fryderyk Chopin[32]Stanisław Moniuszko[33], w ten sposób mocno je popularyzując. Cennym świadectwem epoki  jest jego dziennik Moskale w Polsce, wydany w 1833 roku. Nie będę wymieniał jego wszystkich, różnorodnych dzieł. Może tylko jeszcze wspomnę, że Witwicki jest autorem popularnej do dziś pieśni biesiadnej Pije Kuba do Jakuba. Czarne kwiaty były opublikowane po raz pierwszy w krakowskim „Czasie” w latach 1856-57, a więc za życia Norwida. Dziś, zwiedzających Lwowską Galerię Sztuki porusza głęboko piękne dzieło pędzla Józefa Krzesza Męciny „Ostatnie akordy Chopina”, krakowskiego malarza, ucznia, miedzy innymi, Jana Matejki, inspirowane bez wątpienia Czarnymi kwiatami oraz słynnym wierszem Fortepian Chopina  Norwida: „Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie / Nie docieczonego wątku ”. Warto nadmienić, że wspomniany obraz w swoim czasie był bardzo popularny dzięki licznym reprodukcjom na kartkach pocztowych. Jedenaście  lat po śmierci Słowackiego, w kwietniu i maju 1860 roku Norwid wygłosił cykl wykładów o autorze „Króla Ducha” , które przez słuchaczy zostały przyjęte z bardzo dużym zainteresowaniem. W biografii Norwida było to zdarzenie wyjątkowe, bo na ogół – poza okresem wczesnej młodości w Warszawie – spotykał się z niechęcią i niezrozumieniem współczesnych. Prezentował te wykłady z pamięci, nie posługiwał się zapisanym tekstem, sądząc zapewne, że właśnie w ten sposób może najlepiej skoncentrować uwagę słuchaczy. I tak się stało. Warto przypomnieć, że teoretyczne zainteresowania Norwida dotyczyły też całego procesu komunikacji językowej.  Dużą wagę zwracał na sam akt mówienia i zjawisko „czytania”. Miał też świadomość jak wielką rolę odgrywają pozawerbalne środki wyrazu, takie jak ton i gest. Jak wiadomo rozwinął też złączoną ze swą historiozofią koncepcję przemilczeń.  W czasie tych wykładów – jak można sądzić – w jakimś sensie sprawdziły się jego założenia teoretyczne. Wykłady te umożliwiły mu sformułowanie zasadniczych myśli na temat celów poezji oraz obowiązków poetów, a przede wszystkim były refleksją o twórczości Juliusza Słowackiego, w której za szczególnie cenny uznał poemat Anhelli.  Napisał też wtedy osobny, wnikliwy szkic o Balladynie. Na wykłady uczęszczała spora grupa młodzieży polskiej studiującej na paryskich uczelniach. Odbywały się one w lokalu Czytelni Polskiej przy Passage du Commerce. Po zakończeniu ostatniej prelekcji grupa słuchaczy ofiarowała poecie pięknie oprawiony egzemplarz Anhellego, wraz z dedykacją i podpisanymi 43 nazwiskami. Na koszt słuchaczy wykłady te, rok po ich wygłoszeniu, zostały  wydane ze stenogramów, które wcześniej przejrzał i zatwierdził do druku Norwid. Książeczka nosiła tytuł O Juliuszu Słowackim w sześciu publicznych posiedzeniach . Była to jedna z niewielu publikacji, która ukazała się za życia Norwida. Dzisiaj istnieje ogromna biblioteka opracowań, powstałych wokół twórczości Juliusza Słowackiego. Ale – i to trzeba podkreślić – to właśnie Norwid pierwszy wnikliwie analizował, był pierwszym egzegetą twórczości Wielkiego Krzemieńczanina.  Warto wspomnieć, że później właśnie Anhelli szczególnie fascynował wielu artystów, że wspomnę choćby twórczość Jacka Malczewskiego i jego wspaniałe dzieło Śmierć Ellenai, znajdujące się obecnie w Lwowskiej Galerii Sztuki.  Konkludując trzeba stwierdzić, iż Norwid nie tylko znał poetów ukraińskiej szkoły romantycznej, z niektórymi się przyjaźnił, ale że przede wszystkim ich twórczość od wczesnej młodości chłonął, wnikliwie analizował. Wpłynęła ona na jego myślenie o literaturze od wczesnej młodości po wiek starczy, na jego sądy o celach i zadaniach poezji, kształtowała jego poglądy estetyczne i literackie, społeczne i religijne. W miarę swych możliwości propagował artystów tej szkoły. Była ona ważnym punktem odniesienia w jego życiorysie artystycznym, wpłynęła zarówno na jego twórczość literacką i plastyczną. Poeci ukraińskiej szkoły romantycznej jak Stefan Witwicki , Juliusz Słowacki i Józef Bohdan Zaleski stali się bohaterami jego utworów.  Olizarowski i Zalewski byli też pierwszymi czytelnikami niektórych jego dzieł, które przesyłał im w rękopisach, co oczywiście ze strony Norwida było wyrazem zarówno szczególnego zaufania i przyjaźni, jak też poczucia tego, że przekazuje swe dzieła osobom dla których piękno słowa i prawda jaką one niosą są szczególnie cenne. W dramatycznych i tragicznych warunkach emigracji każdy z tych pisarzy osobno, a jednak wspólnie, tworzył polską kulturę najwyższych lotów. Nieśli razem kaganiec oświaty, wiary i nadziei. Byli dla Norwida jasną stroną tego świata. I choć był od nich o pokolenie młodszy, szedł inną, osobną, trudną poetycką drogą, to przecież bez nich, jego życie i twórczość byłyby inne. Dodać też trzeba, że dzisiaj listy Norwida do poetów romantycznej szkoły ukraińskiej są też bezcennym źródłem do jego biografii.          

Jeszcze inną osobą nie należącą już do grona tej poetyckiej szkoły, ale wywodzą się ze Lwowa był Mieczysław Gwalbert Pawlikowski, ze słynnego dziś rodu, który zapisał się w dziejach grodu Semper Fidelis, a także całej naszej kultury złotymi zgłoskami. Przyszedł na świat we Lwowie w 1834 roku. Był synem Jana Gwalberta, wielkiego kolekcjonera, właściciela Medyki w pobliżu Przemyśla. Kiedy jako absolwent uniwersytetu lwowskiego – pojawił się w Paryżu w roku 1855 był początkującym literatem, a później rozwinął swą ciekawą twórczość, choć dziś zupełnie prawie zapomnianą[34].  Przybył do stolicy Francji w wieku 20 lat nie tylko po to, aby nabyć towarzyskiej ogłady, poznać bogatą i różnorodną kulturę tej metropolii, spotkać się z polską emigracją, ale przede wszystkim, aby kontynuować prace kolekcjonerskie ojca. Norwid pomagał Pawlikowskiemu w czerwcu tego roku w pozyskiwaniu różnego rodzaju materiałów ikonograficznych. Informował go o cenach i możliwościach zakupu. Było to początkiem ich współpracy, która – jak można wywnioskować – z listów Norwida przerodziła się później w przyjaźń. Norwid zaraz na początku ich znajomości podarował Pawlikowskiemu rękopis fragmentów swego przekładu Hamleta Wiliama Szekspira[35]. W okresie późniejszym ofiarował mu także rękopis jednego z najbardziej dziś znanych wierszy –  Duch Adama i skandal[36].  Archiwalia te trafiły następnie do Biblioteki Pawlikowskich, która była powiększana i gromadzona systematycznie we Lwowie przez cztery pokolenia tego rodu[37], który wzniósł też dla przechowywania zbiorów okazały gmach przy dawnej ulicy Trzeciego Maja  5[38]. Biblioteka Pawlikowskich, w zasobach której znalazło się  26 tys. woluminów książek, 271 rękopisów, 4270 autografów, ponad 25 tys. rysunków i rycin. została przekazana w depozyt wieczysty w 1921 roku na mocy umowy  z Janem  Gwalbertem Pawlikowskim jako wydzielona część Muzeum Lubomirskich, które z kolei funkcjonowało w ramach działalności Ossolineum. Zbiory Pawlikowskich nadal są depozytem rodu i znajdują się we Lwowie, nie udało się ich po wojnie odzyskać. W Bibliotece Pawlikowskich, poza starymi drukami, rękopisami i mapami, znajdował się również jeden z największych i najważniejszych dla kultury narodowej zespołów polskiej grafiki i rysunki oraz znaczna kolekcja monet i odcisków pieczętnych. Jak  wynika z badań norwidystów w zasobach dawnego Ossolineum, a dziś w Lwowskiej Narodowej Naukowej Bibliotece Ukrainy im. Wasyla Stefanyka znajdują się rękopisy kilkunastu listów i wierszy Norwida. Natomiast prace plastyczne Norwida zostały przeniesione i obecnie można je znaleźć w Lwowskiej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego[39]. Rozdysponowanie zbiorów Biblioteki Pawlikowskich wśród dwóch wymienionych instytucji nastąpiło po zajęciu Lwowa przez sowietów we wrześniu 1939 roku i tak pozostało do dziś. Warto dodać, że  również w Kijowie znajdują się archiwalia związane z Norwidem[40]. Są to listy do Władysława Chodźkiewicza, który pochodził z Kresów, bo urodził się w okolicach Tulczyna na Podolu w 1820 r. Był z wykształcenia inżynierem kolejowym, od 1851 roku osiadł na emigracji w Paryżu, gdzie uczestniczył w spotkaniach Towarzystwa Historyczno-Literackiego i na zebraniach tego towarzystwa spotykał się z Norwidem. Współpracował z „Tygodnikiem Ilustrowanym”, był cenionym „za wartkość pióra pisarzem”– dziś już prawie całkiem zapomnianym[41]. Można więc także reflektować, że Norwid współpracował i współtworzył wielkie kolekcje rodowe, które zastępowały w okresie rozbiorów narodowe instytucje kultury. Ofiarowywał też do nich rękopisy swych dzieł. Stad dzisiaj na terenie Ukrainy znajdują się bezcenne archiwalia umożliwiające norwidystom badania nad jego twórczością.   

Legenda Zakładu św. Kazimierza

Dom św. Kazimierza przy rue du Chevaleret 13 (Paryż, 2010) ©.Wikimedia

Czesław Miłosz w Prywatnych obowiązkach pisał: „Historia literatury przekazuje legendy i mity narastające dookoła pewnych postaci, dzieł, miast, regionów. Im bardziej dana literatura jest splątana z historią, tym większa rola literackich legend i mitów, dlatego też tak wyspecjalizowały się w nich literatury słowiańskie” [42].

Co do literatury polskiej, to wystarczyłoby wyliczyć same słowa dziedzicznie, by tak rzec, obciążone, ale jest ich tak dużo, że zapełnić nimi można by wiele stronic. Takie jak: Czarnolas, Wawel, Wilno, Filomaci, Soplicowo, liryki lozańskie, Zakład św. Kazimierza, noc listopadowa.

„Kto czyta po polsku, obcuje z głosami wielu epok i wielu pokoleń równocześnie, nie może być tylko strażnikiem mitów, jakich go nauczono, choć to, czym nasiąkł w młodości, działa na niego silnie, tkwi głębiej niż świadomość. Nie może dlatego, że jest w ruchu, a przeszłość zmienia się zależnie od punktu w czasie, z którego patrzymy. Tak podróżny, jadąc wzdłuż górskiego pasma, widzi coraz to inaczej te same szczyty. Żyjąc w tym, a nie innym momencie, mamy swoje, niepowtarzalne w ich szczególnej barwie, kłopoty i zainteresowania, szukamy więc w przeszłości tego, co dla nas użyteczne, żywe, silne, jako myśl i forma”[43].

Wśród tych „słów dziedzicznych”, owych miejsc świętych dla polskiej kultury, trzeba jeszcze wymienić Lwów, Krzemieniec, Drohobycz, Żurawno, Rudki z Beńkową Wisznią, mały Hołosków „poety serca”  Franciszka Karpińskiego, Prut i Huculszczyznę Stanisława Vincenza, Bibliotekę Polską w Paryżu, a w Krakowie – oprócz Wawelu – Skałkę i kościół Mariacki z ołtarzem Wita Stwosza.

Oczywiście legenda Zakładu św. Kazimierza ściśle związana jest z Norwidem i jego przejmującym losem. „Ciemny” i niezrozumiany przez współczesnych poeta-tułacz, tragiczny geniusz, delikatny, dumny i wyrafinowany, subtelny i głęboki w swych refleksjach, trafił w końcu do paryskiego przytułku, gdzie doświadczył dobroci i pomocy ze strony szarytek, ale też piekła sporów, jakie wiedli ze sobą weterani – wykorzenieni z domów, środowisk, majątków, ojczyzny, starzejący się, schorowani i kolejno odchodzący do wieczności. W pokutnej, małej celi poeta oddawał się pracy literackiej i malarskiej, tworzył arcydzieła, w czym nie przeszkodziły mu ani coraz bardziej nasilające się problemy ze słuchem, dręczące go od czasów, gdy przebywał w pruskim więzieniu[44], ani stopniowa utrata wzroku. Zastanawiające, że przy owej głuchocie, którą artysta dotknięty został dość wcześnie, pisane przez niego wiersze nieraz odznaczały się niepowtarzalnym rytmem i subtelną melodyką. Autor Assunty przypomina Ludwiga van Beethovena, który komponował arcydzieła nawet wówczas, gdy pod koniec życia stracił słuch. Melodia wewnętrzna utworów Norwida, przenikająca przez treść słów, jest dla nas osobnym, przejmującym przekazem…[45].

Norwid marznący w celi, poddany krępującemu swobodę regulaminowi przytułku, odseparowany od środowiska polskiej emigracji, od życia kulturalnego oraz niepodległościowego, które zawsze go przecież interesowało i pociągało – taki obraz poety przetrwał do dziś. W 1984 roku nawiązał do niego Ignacy Gogolewski, reżyser głośnego filmu biograficznego Dom świętego Kazimierza, w którym ukazany został ostatni miesiąc życia poety[46]:  główny bohater – odizolowany murami zakładu, bez jakichkolwiek funduszy i świadomy daremności wcześniejszych zabiegów o pomoc – nękany jest dolegliwościami zdrowotnymi, cierpi z powodu lekceważenia, braku zrozumienia dla swej twórczości oraz brutalnych ataków ze strony krytyków literackich.

O upokarzającym lekceważeniu, jakiego doświadczał Norwid, pisał po latach także Czesław Miłosz w poemacie Toast:

„Wejdź ze mną za kotarę w paryskim salonie.
Lokaj obcina świece i kominek płonie.
Hrabia francuską powieść, właśnie modną, czyta,
Chociaż nic nie rozumie, mruczy: ‘Wyśmienita’.
Wchodzi żona. Nerwowo szal wzorzysty szarpie
(Zwykle kiedy ma przykrość, tak mści się na szarfie):
‘Co robić? Znów w kuchni ten… ten malarzyna’.
‘Józefie! Weź dla pana Norwida litr wina’”[47].

Nic dziwnego, że Zakład św. Kazimierza jest źródłem jednej z najsławniejszych polskich legend literackich. W ciągu wielu dziesięcioleci nie tylko skupiał serca i myśli badaczy sztuki, ale także stał się tematem licznych dzieł poetyckich i prozatorskich. Należy tu wspomnieć choćby o powieści biograficznej Żniwo na sierpie[48] Hanny Malewskiej, która przejmująco opisała ostatnie chwile Norwida, a także o dwu utworach odznaczających się w moim odczuciu największą siłą artystycznego wyrazu: wierszu Dom świętego Kazimierza[49] Włodzimierza Słobodnika oraz poemacie lirycznym Józefa Czechowicza pod tym samym tytułem. Wielu krytyków literackich, często znakomitych[50], uznało czechowiczowski dom świętego kazimierza za arcydzieło, zafascynowany był nim m.in. Zbigniew Herbert[51]. Dziś wiersz ten powszechnie uchodzi za jedno ze szczytowych osiągnięć wybitnego lubelskiego poety. Pomysł napisania owej muzycznej i wizyjno-malarskiej symfonii poetyckiej zrodził się w Paryżu, gdzie Czechowicz przebywał w 1930 roku na stypendium Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Artysta przeszedł wówczas operację oczu, zmagał się z obsesyjnym lękiem przed utratą wzroku i przed dziedziczną chorobą psychiczną, a także głęboko przeżywał krzywdzące opinie krytyków literackich, którzy zarzucali mu jako poecie egocentryzm i nadmierny estetyzm. Bez wątpienia właśnie nad Sekwaną dostrzegł wyraźną analogię między swoim losem, a historią Norwida. W tym czasie odbył pielgrzymkę do Zakładu św. Kazimierza oraz stanął nad zbiorowym grobem weteranów – pensjonariuszy tego zakładu w Montmorency, gdzie w 1888 roku spoczęły też prochy twórcy Czarnych kwiatów. Po powrocie do kraju lapidarnie opisał swoje doświadczenia w wierszu autoportret, zamieszczonym w tomie w błyskawicy: paryż ocean widziałem przez dym siny / także laurowo ciemno[52]. „Dym siny” to być może aluzja do wspomnianych kłopotów ze wzrokiem, natomiast wyrażenie „laurowo i ciemno” stanowi oczywiście cytat z utworu Norwida[53], brzmiący w tym kontekście jakby pogłębionym echem.

Nawiązując do cytowanych wcześniej słów Miłosza, można powiedzieć, że wiersze pisane z myślą o innych twórcach są w zależności od miejsca i czasu swego powstania niczym spojrzenia na szczyty gór z różnych punktów. Zarazem autorzy takich utworów starają się często uwypuklić własną postawę. A zatem poemat Czechowicza jest nie tylko hołdem złożonym wielkiemu artyście, hymnem na jego cześć, artystycznym „portretem” miejsca czy zmetaforyzowaną analizą poetyki Norwida. To także wyraz sprzeciwu wobec krytyki, z jaką musiał się zmagać sam Czechowicz, subtelna obrona jego własnej drogi twórczej, która – jak w przypadku Norwida – była samotna i niepowtarzalna. Innymi słowy: czechowiczowski dom świętego kazimierza to pochwała dzieł pozornie obcych życiu, a w swym najgłębszym wymiarze życiodajnych.

Poemat dopełnia proza poetycka Wspomnienie, która pozwala nam porównać, jak zmieniły się okolice ulicy Chevaleret przez ostatnie 75 lat. Czytając utwór lubelskiego poety, mam jednak wrażenie, że oglądał on zakład jedynie z zewnątrz. W jednym ze wspomnień tych odwiedzin Czechowicz pisał, że po zajrzeniu przez uchyloną bramę wjazdową – uciekł, przerażony widokiem nędzy, w jakiej przyszło żyć Norwidowi. Na to ,że zapewne oglądał ten zakład jedynie wewnątrz wskazują też pewne błędy natury topograficznej, pojawiające się zarówno w wierszu, jak i w prozie. Czechowicz pisał na przykład:  „Ale na pewno z okna swego azylu widział Sekwanę łamiącą brzegi w zawiłych skrętach”[54]. Jedyne okno w celi Norwida wychodziło na podwórko wewnętrzne klasztoru, zatem rzekę – oddzieloną od zakładu wieloma kilometrami zabudowanej przestrzeni – poeta mógł zobaczyć jedynie „oczyma duszy”. Nie zmienia to naturalnie faktu, że zarówno poemat, jak i proza Czechowicza odznaczają się przedziwną i przejmującą prawdą artystycznego przekazu. Warto także – niejako w nawiązaniu do wcześniejszych rozważań o atmosferze kresowej panującej w Zakładzie św. Kazimierza – wspomnieć, że Czechowicz mieszkał przez jakiś czas na Wołyniu, gdzie pisał piękne wiersze inspirowane ową krainą i współtworzył grupę poetycką „Wołyń”[55]. To zapewne pomogło wiarygodnie utrwalić legendę domu, który już na zawsze będzie się nam kojarzył z Norwidem.

POST SCRIPTUM. LAUR  „PÓŹNEGO WNUKA.”

Już po napisaniu tego eseju, późniejszych jego uzupełnieniach, a także po opatrzeniu go wstępem przez znakomitą badaczkę twórczości autora Czarnych kwiatów, prof. dr hab. Grażynę Halkiewicz-Sojak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, podczas jego ostatniej lektury, tuż  przed drukiem, doszedłem do wniosku, że jednak jest on niepełny. I brak mu istotnej, może właśnie najbardziej ważkiej refleksji. A w całej tej opowieści o Norwidzie nie ma akordu końcowego – łączącego wielkie zdumienie, dumę i radość. Wstrzymałem więc publikację książki   w zacnej i ogromnie zasłużonej dla kultury Oficynie Wydawniczo-Poligraficznej „Adam”, by choć najbardziej lapidarnie opisać zdumienie tym, co stało się złożonym splotem życia i twórczości Norwida i Karola Wojtyły, a później Jana Pawła II. Aby jeszcze dopisać – ów końcowy „ton”. Jakże bowiem pominąć fakt, że Norwid, ten mieszkaniec przytułku dla ubogich, który za życia niewiele opublikował, stał się jednym z najważniejszych przewodników literackich i duchowych od lat gimnazjalnych dla Karola Wojtyły, aż po wiek starczy dla Jana Pawła II.  

Kiedy głębiej się zastanawiać nad biografią Norwida uderza zdumiewający splot zdarzeń,  które połączyły biografię Norwida z Watykanem i z dwoma papieżami: z Piusem IX, dziś błogosławionym, a później z Janem Pawłem II, dziś świętym. Trzeba zatem najpierw przypomnieć, że w czasie rzymskiej Wiosny Ludów, podczas burzliwych wydarzeń, 29 kwietnia 1848 roku, Norwid razem  z Zygmuntem Krasińskim, z którym się wcześniej zaprzyjaźnił, biegli na Kwirynał uzbrojeni w dubeltówki. Zamierzali bowiem bronić zagrożonego wtedy plebejską rewoltą papieża Piusa IX. Któż dziś może w pełni odtworzyć tamte chwile, ich napięte nerwy,  obawy, dialogi, nadzieje i oczekiwania? Cóż mogli zrobić dwaj wrażliwi, młodzi wtedy poeci w razie uderzenia wzburzonego, wielkiego tłumu? Cokolwiek by o tym sądzić, z pewnością ujmuje ten czyn szlachetnością intencji, a poeci wykazali się odwagą i zdecydowaną postawą żarliwych chrześcijan. Ich postępowanie wynikało z wiary, przemyśleń ideowych, zrozumienia roli i znaczenia, jakie ma dla świata sternik Nawy Piotrowej. Widocznie wieści o tym czynie dotarły do Watykanu, bo wdzięczny Pius IX przyjął Norwida na audiencji 7 maja 1848, a więc niedługo po tych wydarzeniach. Poeta otrzymał wówczas – oprócz błogosławieństwa – odpust zupełny na wypadek śmierci dla siebie i pięćdziesięciu przez siebie wybranych osób. Czy pamiętał o tym słabnąc i płacząc, kiedy odchodził z tego świata w  celi Zakładu św. Kazimierza? Szacunek dla postaci Piusa IX, głębokie przeżycie wspomnianej audiencji, spowodowały, że poeta w jakimś sensie żył przez długie lata wiadomościami o wydarzeniach z Watykanu, które do niego docierały. Postać papieża Piusa IX zainspirowała go  i zaowocowała szeregiem odniesień dyskursywnych, a także czterema, znakomitymi wierszami[56]. Jeszcze przed wspomnianym spotkaniem w Watykanie pod koniec kwietnia tego roku napisał wiersz Do władcy Rzymu. W 1867 roku powstała Encyklika oblężonego,  w 1875 roku utwór Co robić?, a wreszcie w 1877 roku wiersz Na smętne wieści z Watykanu. Wszystkie te niezwykłe utwory  poświęcone zostały właśnie wyjątkowej postaci sternika Nawy Piotrowej Piusa IX, niezwykle życzliwego sprawie polskiej. Minęło wiele lat, i –  po cichej śmierci Norwida w paryskim przytułku w nocy z 22 na 23 maja 1883, zniszczeniu, niestety, części jego notatek i rękopisów przez siostry, najwyraźniej nieświadomych ich znaczenia i wartości – wielkość pozostałych jego dzieł odkrył w okresie Młodej Polski i odczytał na nowo Miriam Przesmycki, który w 1904 roku opublikował w „Chimerze” obszerny zbiór poezji Norwida[57], wówczas prawie zupełnie zapomnianego. Podjął się on z wielkim poświęceniem czasu i energii opracowania i wydania w latach 1912- do 1948 wraz z komentarzami, Dzieł zebranych Norwida, bezcennej dziś edycji, której jednak nie ukończył. W kontekście motywów kresowych w tym eseju – że jednak to właśnie we Lwowie w 1908 roku ukazał się jako książka po raz pierwszy Wybór poezji Norwida w opracowaniu Romana Zrębowicza, a dwa lata później wydał on również we Lwowie po raz pierwszy Białe  i czarne kwiaty [58]. Następnie nad dziełami Norwida pochyliła się cała plejada często bardzo wybitnych badaczy i popularyzatorów. W XX wieku najznakomitszym z nich był Juliusz Wiktor Gomulicki, wydawca Dzieł zebranych w XI tomach, jak dotychczas najpełniejszego wydania jego dzieł. Właśnie ten  badacz – ofiarował Janowi Pawłowi II rękopis wiersza Norwida Na smętne wieści z Watykanu, poświęcony Piusowi IX. Juliusz Wiktor  Gomulicki był właścicielem tego rękopisu. Do tekstu Norwida badacz  dołączył swój list z dnia 11 maja 1984 roku pisząc w nim, między innymi: „Zechciej przyjąć, Ojcze Święty, ten cudownie ocalały autograf wielkiego poety i wielkiego chrześcijanina, tym cenniejszy, że jest to jedyny brulion jego wiersza, którego tekst definitywny zachował się  w druku. Zechciej zaś przyjąć go nie tylko jako wyraz hołdu, który pragnie złożyć Waszej Świątobliwości skromny rodak, ale przede wszystkim jako symboliczne urzeczywistnienie marzeń Norwida, którego „papieski” wiersz znajdzie się  narescie w rękach Papieża-Polaka, i który – gdyby dziś żył – na pewno napisałby odę zatytułowaną Na „radosne” wieści z Watykanu…Z głębokim oddaniem Juliusz Wiktor Gomulicki”[59]. Przesłany wiersz  przypuszczalnie powstał w grudniu 1877 roku, a więc właśnie już po przybyciu Norwida do Zakładu świętego Kazimierza. Autograf, którego ostateczną wersję w okresie późniejszym, po przeprowadzeniu wnikliwej analizy, zaproponował Józef Fert[60] – jest prawie nieczytelny, a tekst utworu został napisany tępym ołówkiem, co wiele mówi o warunkach w jakich tworzył poeta.

Ale zanim Juliusz Wiktor Gomulicki skierował wspomniany list i wiersz Na smętne wieści z Watykanu do Jana Pawła II – może cofnijmy się jeszcze myślą do okresu dwudziestolecia międzywojennego i wspomnijmy o narodzinach i szczególnej fascynacji Karola Wojtyły twórczością autora Rzeczy o wolności słowa. Oto, w 1937 roku, w małym, powiatowym mieście, na Podbeskidziu, w Wadowicach, „późny wnuk” – gimnazjalista Karol Wojtyła podjął decyzję,  by na konkursie recytatorskim zaprezentować fragmenty Promethidiona. Tekst wyjątkowo trudny do aktorskiej interpretacji, bo filozoficzny. Zapewne jednak musiał wcześniej przemyśleć ten utwór i się nim zachwycić, skoro właśnie go wybrał. Przypuszczalnie poznał wcześniej też inne dzieła Norwida i chyba, choć nie wiadomo w jakim stopniu, jego biografię. Wspomniany konkurs odbył się wówczas gdy do Wadowic przyjechała z programem poetyckim, słynna recytatorka – Kazimiera Rychterówna. Miała ona swój specjalny program dla szkół, którym urzekła młodzież. Nieco później został zorganizowany konkurs recytatorski dla młodzieży wadowickich szkół, którego została jurorem. Finalistami byli Halina Królikiewicz, która recytowała wiersz Deszcz jesienny lwowskiego poety Leopolda Staffa i zdobyła pierwszą nagrodę. A drugą nagrodę otrzymał Karol Wojtyła, który zaprezentował Promethidiona. Nie wiadomo, czy był to cały utwór, czy raczej – jak się można domyślać –  jego obszerne fragmenty. Po latach Halina Królikiewicz-Kwiatkowska wspominała: „Mówił na swój własny, nowatorski sposób, intelektualnie, bez modnej wówczas egzaltacji, zrozumiale i przejrzyście. Ten sposób recytacji niewątpliwie udoskonalony, zachował także występując w Teatrze Rapsodycznym. Właśnie wtedy, w interpretacji Karola zrozumiałam ten niezwykle trudny utwór. On też otworzył mi oczy na Norwida. Wydaje mi się, że ta jego fascynacja twórczością poety – filozofa, ta jego szczególna miłość do Norwida już wtedy się zaczęła i trwa dotąd”[61].                                                                   

Tej szkolnej fascynacji – Karol Wojtyła pozostał wierny do końca życia. I – jeśli się weźmie pod uwagę jego późniejsze wystąpienia, przywołania i refleksje na piśmie, można skonstatować, że Norwid przez całe życie Karola Wojtyły / Jana Pawła II Wielkiego był obecny w Jego sercu, myślach i rozważaniach, pismach pasterskich. A także – w jakimś stopniu inspirował Go do własnej, oryginalnej twórczości literackiej. Bo jeśli się  zastanowić nad twórczością artystyczną Karola Wojtyły, już pierwszymi sonetami opublikowanymi po latach w Renesansowym psałterzu[62], a także pierwszymi dramatami, to można odczytać z niej bliski Norwidowi zamysł tworzenia poezji, dramatów o treści religijnej i filozoficznej. Podobny u Wojtyły – przy całej Jego oryginalności – jest poważny i wysoki ton przepełniony duchem biblijnym, wyjątkowa rola przypisywana samemu słowu. Już w młodzieńczych utworach poety z Wadowic zakodowany jest obraz przeżycia sakralności świata, natury. A także romantyczne, ale i z ducha biblijne poczucie misji poety, i mocy słowa. Ma ono w tym ujęciu zupełnie inny niż u wielu tworców, szczególny charakter.                                                                       
Ten motyw występuje już u młodego Karola Wojtyły, w Pieśni porannej (psalm) zamieszczonej w Renesansowym psałterzu. Podmiot liryczny utworu jest tam „harfiarzem – psalmistą”. Z kolei tytułową postacią w młodzieńczym poemacie Wojtyły Harfiarz, napisanym w Krakowie jesienią 1939, jest właśnie król Dawid.

„Panie, jam Dawid, syn Izai
Piastowy jestem syn
Ty mi na sercu znak wypalisz
Zasłucham się w Twój rym” [63]

Często w twórczości literackiej Wojtyły, tak jak u Norwida, występuje specyficzna poetyka hermeneutyczna, polegająca na wyborze tekstu liturgicznego lub biblijnego oraz próbie jego nowatorskiego odczytania i poetyckiej interpretacji. U Karola Wojtyły taką poetykę hermeneutyczną odnajdujemy na przykład w Profilach Cyrenejczyka [64], utworze, który jest poetyckim i filozoficznym rozmyślaniem nad fragmentem drogi krzyżowej. Podobną metodę można zauważyć w jego Pieśn o blasku wody[65], która jest medytacją o spotkaniu Chrystusa z Samarytanką, a więc rozważaniem o fragmencie Ewangelii św. Jana. Bohaterami młodzieńczych dramatów Wojtyły Hiob i Jeremiasz są postaci biblijne[66]

Norwid często głęboko analizował zagadnienia sensu i znaczenia pracy ludzkiej, mówił o niej jako o pojęciu etycznym, wartości organizującej życie każdego człowieka i zarazem całych zbiorowości. Jakże głębokie myśli odnajdujemy na ten temat także w twórczości Karola Wojtyły, jak choćby w poemacie Kamieniołom[67], tym utworze „płaconym życiem”, bo opartym o wspomnienia z okresu okupacji hitlerowskiej i bardzo ciężkiej pracy młodego Wojtyły przy wydobywaniu i tłuczeniu kamieni. Pisał w tym utworze, między innymi:

„Wydaje ci kamień swą moc, a przez pracę dojrzewa człowiek,                                                         
ona bowiem niesie natchnienie trudnego dobra”[68].

Norwidowi bardzo bliska była refleksja nad dziejami cywilizacji, kultury, nad wybitnymi dziełami sztuki i ich twórcami, szczególnie z okresu antyku i wczesnego chrześcijaństwa. Spod jego pióra wyszły wszak rozważania O sztuce[69]. Jakże były to zagadnienia również bliskie sercu Wojtyły, że wspomnę choćby jego napisany w późnym już wieku Tryptyk rzymski , zawarte w tym utworze refleksje o Kaplicy Sykstyńskiej i freskach w niej Michała Anioła. Pisał, między innymi:

„Przyzywam was wszystkich „widzących” wszech czasów
Przyzywam ciebie, Michale Aniele!
Jest w Watykanie kaplica, która czeka na owoc twego widzenia!

Widzenie czekało na obraz                                                                                                              
Odkąd słowo stało się ciałem, widzenie wciąż czeka”[70].

Norwid, podobnie jak inni polscy romantycy, z którymi często się różnił w innych sprawach, dostrzegał wyjątkową wartość sztuki ludowej, jako szczególnie ważnych „korzeni” sztuki i kultury narodowej. Podobne widzenie tego zagadnienia można dostrzec w refleksjach na ten temat Wojtyły / Jana Pawła II. Jakże piękne słowa uznania i zachwytu znajdujemy już w młodzieńczych sonetach Karola Wojtyły, w których pojawia się postać beskidzkiego świątkarza Jerzego Wowra[71], którego młody gimnazjalista znał, a dzieła jego spotykał w czasie swych wędrówek po rodzinnej ziemi i podziwiał. W Liście do przyjaciela napisanym w Krakowie, wiosną 1939 roku, wzywał:

„Sobótkom się kłaniaj ode mnie
I Świątkom starego Wowra,                                                                                                        
post sprawującym po drogach –                                                                                                        
Ascetycznym, wychudłym świątkom”[72] .

W okresie późniejszym Jan Paweł II podkreślał, że Norwid był jego „ jednym z ulubionych poetów”.  Uważał go za „jednego z największych poetów i myślicieli, jakich wydała chrześcijańska Europa”. Dawał niezwykły wyraz tej  fascynacji konsekwentnie i wielokrotnie, przez lat dziesiątki, w sposób różnorodny, głęboki  i najwspanialszy. Dziś skrupulatni badacze zauważają, że liczne i głębokie nawiązania do twórczości Norwida są obecne w wielu kazaniach i listach pasterskich biskupa, arcybiskupa i kardynała Karola Wojtyły w jego okresie krakowskim[73]. Później, po wyborze na Stolicę Piotrową,  aż w dwunastu przemówieniach wygłoszonych przez Jana Pawła II podczas jego ośmiu, historycznych, przełomowych dla całego narodu pielgrzymek do Ojczyzny, przywoływał cytaty z Norwida, myśli z jego wierszy, zwracając się przecież bezpośrednio do zgromadzonych na mszach świętych wielu milionów Polaków.  Jakże często wypowiedzi te były przez bezkresne tłumy  głęboko przeżywane i żarliwie oklaskiwane. Dzięki temu Norwid „zbłądził pod strzechy”, stał się nie tylko poetą z lektur szkolnych,  elitarnym poetą studiowanym przez polonistów, granym przez niektóre teatry, czy choćby „głoszonym” genialnie przez muzyków, że wspomnę tu choćby Czesława Niemena i jego wspaniałą interpretację wiersza Bema pamięci żałobny rapsod.  Ale słuchanym i „przeżywanym” właśnie przez dziesiątki milionów osób na mszach świętych. Jan Paweł II kierował te rozważania do wiernych z różnych regionów kraju, a także do osób  różnych zawodów, jak na przykład do rolników, w czasie swej wizyty w Tarnowie, gdzie mówił: „Podnoszenie ludowych natchnień do potęgi przenikającej i ogarniającej Ludzkość całą – podnoszenie ludowego do Ludzkości (…) – winno dokonywać się, zdaniem Norwida – przez wewnętrzny rozwój dojrzałości…” (Promethidion). Trzeba przyznać, że Polska, że południowa Polska jest wciąż żywym źródłem kultury. Pracują tutaj setki „twórców ludowych”. Pragnę im wszystkim dodać ducha i zwrócić w ich pracy uwagę na więź między kulturą duchową, a religią. O głębi tego powołania myślał Norwid, gdy pisał, że rolnik “jedną ręką szuka dla nas chleba, drugą zdrój świeżych myśli wydobywa z nieba” (C. K. Norwid, Pismo). Bardzo dziękuję za te oklaski dla Norwida” [74].                     

Z kolei dla środowisk artystycznych, przedstawicieli świata kultury, szczególne znacznie miały spotkania Jana Pawła II z artystami polskimi w Warszawie w Bazylice Św. Krzyża przy sercu Fryderyka Chopina, w dniu 13 czerwca 1987, w czasie III pielgrzymki do Ojczyzny. Całą homilię osnuł wówczas Jan Paweł II wokół tekstu Norwida. Mówił, między innymi: „Trzeba bardzo się starać o to, ażeby ta – odnaleziona przez tylu ludzi kultury w Polsce – łączność z tajemnicą paschalną Chrystusa owocowała wedle proroczych zaiste słów Norwida: “Piękno na to jest, by zachwycało do pracy – praca, by się zmartwychwstało”[75].                       

Nigdy też nie zapomnę późniejszego spotkania w Teatrze Narodowym, w którym uczestniczyłem w 200 rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja w dniu 8 czerwca 1991 roku. Prawie bezpośrednio po głębokich przeżyciach w czasie wizyty Papieża w moim rodzinnym Lubaczowie, ówczesnej stolicy arcybiskupów lwowskich, w dniach 3-6 czerwca tego roku. Pamiętam jak w Warszawie wielki tłum pisarzy, aktorów, malarzy, intelektualistów stał w długiej kolejce przed wejściem do gmachu, jak całe wnętrze tego wielkiego – także rozmiarami – teatru było wypełnione po brzegi. Nigdy w dziejach Polski nie zebrało się tak liczne i reprezentatywne grono luminarzy sztuki i nauki jak właśnie wtedy. Papież w szczególnej atmosferze wzruszenia i radości wygłosił refleksje – przerywane licznymi oklaskami – nawiązując do biblijnej przypowieści o talentach i wskazując, że na sali są ludzie obdarzeni wieloma niezwykłymi talentami artystycznymi. Mówił: ”Wśród mojego dzisiejszego audytorium wyraz ‘talent’ natrafia zapewne na żywy oddźwięk. Chodzi wszakże o twórców kultury, nauki, o artystów, wiadomo zaś, że twórczość naukowa i artystyczna zawsze zaczyna się od tego, co nazywamy talentem w jego wielorakiej postaci”.  I dalej : „Ten dar znajduje swój dalszy wyraz w wielu różnych talentach. Na nich opiera się ogólnoludzka i narodowa kultura. Pragnę wszystkim tym talentom, które rozwijają się i osiągają ową postać piękna, które jest „kształtem Miłości” (C. K. Norwid, Promethidion. Bogumił), życzyć, aby się pomnażały w każdej dziedzinie życia polskiego. Modlę się o to do Boga, który jest dawcą talentów. Modlę się, aby wszyscy ludzie wielorakich talentów na ziemi polskiej znajdowali warunki do twórczej pracy. Aby mogli nas obdarzać prawdziwym pięknem. Piękno – praca –  zmartwychwstanie: ta Norwidowska triada pozostaje zawsze w mocy. Mówiliśmy o tym przed czterema laty w kościele Świętego Krzyża. Dziś do tego powracam. Dziś bowiem – może inaczej niż wówczas, ale bardziej jeszcze – czujemy potrzebę zmartwychwstania, czujemy imperatyw zmartwychwstania”[76].

Jakby kontynuacją tych głębokich rozważań jest wspaniały list pasterski Jana Pawła II Do artystów. Do tych, którzy z pasją i poświęceniem poszukują nowych „epifanii” piękna, aby podarować je światu w twórczości artystycznej[77] obejmujący, między innymi, w swej treści rozważania w ogóle o znaczeniu sztuki i kultury chrześcijańskiej od jej zarania aż do współczesności. I przetłumaczony – zaraz po jego publikacji w języku polskim – na dziesiątki języków. I w tym liście analizowanym dziś często na wielu uczelniach artystycznych, a zarazem rozważanych przez twórców indywidualnych na całym świecie znajdujemy cenne refleksje i odwołania do twórczości Norwida.

Wielkim wydarzeniem w dziejach całego świata był Rok Jubileuszowy. W czasie transmitowanej na cały glob Drogi Krzyżowej prowadzonej przez Jana Pawła II w Koloseum papież w czasie swych rozważań przy Stacji VII – Jezus upada po raz drugi,  także cytował Norwida, włączając jego myśl w tok swych rozważań, mówiąc:  „ Napisał Cyprian Norwid: «Nie za sobą z krzyżem Zbawiciela, a za Zbawicielem z krzyżem swoim». To zwięzłe wezwanie mówi bardzo wiele. Wyjaśnia, w jakim znaczeniu chrześcijaństwo jest religią krzyża. Wskazuje, że w tym miejscu spotyka się każdy człowiek z Chrystusem dźwigającym krzyż i pod krzyżem upadającym.”                           

Jan Paweł II nawiązywał do myśli Norwida także przy trzech okazjach spotkań z Polaka-mi w Watykanie, z których szczególnie podkreślić należy Jego esej w całości poświęcony Norwidowi, a zaprezentowany przedstawicielom Instytutu Dziedzictwa Narodowego, skierowany do badaczy i miłośników twórczości Norwida, w dniu 1 lipca 2001 roku. W czasie tego spotkania Jan Paweł II poświęcił ziemię wydobytą ze zbiorowej mogiły, na Cmentarzu Montmorency w Paryżu. Jakże niezwykłe są rozważania o starości w Liście Ojca Świętego do moich braci i sióstr – ludzi w podeszłym wieku, opublikowanym w Watykanie 1 października 1999 roku. Wśród wielu nawiązań do fragmentów tekstów z Biblii dotyczących starości znajdujemy też w tym tekście takie słowa: „Kruchość ludzkiego istnienia, w sposób najbardziej wyrazisty ujawniająca się w starszym wieku, staje się w tej perspektywie przypomnieniem o wzajemnej zależności i nieodzownej solidarności między różnymi pokoleniami, jako że każdy człowiek potrzebuje innych i wzbogaca się dzięki darom i charyzmatom wszystkich. Głęboką wymowę zyskują w tym kontekście słowa jednego z moich ulubionych poetów, który tak pisze:

„Nie tylko przyszłość wieczną jest — nie tylko!.                                                                                       
I przeszłość, owszem, wieczności jest dobą:
Co stało się już, nie odstanie chwilką…
Wróci Ideą, nie powróci sobą”[78].                                                                                             

Ostatnią książką Jana Pawła II, opublikowaną już po jego śmierci, jest Pamięć i tożsamość[79], w której po raz kolejny papież w jednym z jej fragmentów, rozważając pojęcie ojczyzny, przywołuje myśli Norwida [80].  Oczywiście, to o czym wspominam jest zaledwie szkicem i zarysem zadziwienia tymi niezwykłymi faktami w kulturze i nie tylko. Bo – jak sądzę – samo odczytanie różnych i głębokich refleksji  Karola Wojtyły/ Jana Pawła II na temat myśli Norwida  może i powinno być przedmiotem rozpraw i wielu prac. Cytaty z dzieł Norwida, rozważania Jana Pawła II wokół jego myśli wśród licznych kazań, rozważań, listów, w homiliach, a także inspiracje dziełami Norwida do własnej twórczości artystycznej Karola Wojtyły/ Jana Pawła II, wraz z odpowiednimi komentarzami mogłyby stać się wyjątkowo ciekawą książką. Jedynie wspominając w tym eseju o całym, niezwykłym ciągu tych odwołań – owoców wielu przemyśleń – trzeba również zwrócić uwagę na będący w dalekim tle – aspekt kresowy. Jak bowiem nie wspomnieć o znamiennym fakcie, że to  metropolita „lwowski wygnaniec” –  wypędzony przez NKWD ze Lwowa w 1946 roku – arcybiskup Eugeniusz Baziak, dostrzegł charyzmat i wielką osobowość młodego księdza Karola Wojtyły. To właśnie arcybiskup Eugeniusz Baziak, który był wówczas zarówno zwierzchnikiem zarówno Kościoła lwowskiego jak i Metropolii Krakowskiej włożył sakrę biskupią na głowę ks. Karola Wojtyły w dniu 28 września 1958 roku w katedrze na Wawelu. Ks. bp Karol Wojtyła, później arcybiskup, kardynał – nosił zatem w sobie sukcesję apostolską tych dwóch prastarych metropolii.[81] Nie tylko Kraków ale i Lwów, a przez to powojenny Lubaczów – siedziba lwowskiego administratora apostolskiego były Mu szczególnie bliskie. Świadczą o tym Jego wizyty w tym mieście, począwszy od pierwszej, już w 21 września 1958 roku, biskupa nominata ks. Karola Wojtyły w prokatedrze lubaczowskiej z okazji jubileuszu 25-lecia sakry biskupiej ks. abpa Eugeniusza Baziaka.[82]       

Na zakończenie tych refleksji, jakże nie wspomnieć, że w dziejach naszej tysiącletniej kultury chrześcijańskiej, mieliśmy wiele polskich i międzynarodowych, cennych i najcenniejszych laurów dla poetów i pisarzy. Począwszy od nagród monarchów polskich, nagród papieży, Literackich Nagród Nobla, by wymienić tylko te najbardziej prestiżowe spośród dziesiątek innych – też ogromnie wartościowych. Pierwszą z nich, jak sądzę, była nagroda dla „prekursora literatury polskiej” zwanego też „ojcem literatury polskiej” renesansowego pisarza Mikołaja Reja, który przyszedł na świat w 1505 roku w Żurawnie nad Dniestrem w pobliżu Lwowa. To właśnie jemu król Polski Zygmunt I Stary aktem donacyjnym podarował wieś Temerowce na Rusi jako laur poetycki i dowód wdzięczności za przekład prozą na język polski Psałterza[83]. Przekład będący arcydziełem sztuki translatorskiej, klejnotem staropolszczyzny, dziś jest  prawie zapomniany, a szkoda. Przyćmił urodę tego przekładu później geniusz Jana Kochanowskiego i jego przekład wierszem Księgi Psalmów, będący właściwie parafrazą, gdzie myśli biblijne zostały przepięknie „ubrane” w rodzime realia – w „szaty staropolskie”[84].  Dodać trzeba, że również król Zygmunt II August w uznaniu zasług obywatelskich Mikołaja Reja oddał mu w dożywocie wieś Dziewięciele, także na Rusi. Z kolei Szymon Szymonowicz  poeta renesansowy rodem ze Lwowa, syn rajcy tego grodu, twórca w naszej literaturze nowego gatunku – sielanki,  w roku 1590 otrzymał nominację od króla na poetę „Sacrae Maiestatis Regiae”, a papież Klemens VIII przysłał mu wieniec poetycki w zamian za dedykowany mu poemat Joel propheta. Warto wspomnieć, że późniejszy, neołaciński pisarz, wybitny poeta epoki baroku, Maciej Kazimierz Sarbiewski, nadworny kaznodzieja króla Władysława IV, nazywany „Horatius Christianus” , jeden z czołowych intelektualistów europejskich, został przez papieża-poetę Urbana VIII – ponoć uwieńczony „Złotym Laurem”. Pośród polskich laureatów Literackiej Nagrody Nobla, jakże nie wspomnieć Henryka Sienkiewicza, uhonorowanego tym wyróżnieniem w 1905 roku, o jego wspaniałej Quo vadis  o dziejach wczesnego chrześcijaństwa w Rzymie. Jak również o Trylogii pisanej „ku pokrzepieniu serc” w okresie zaborów, a budującej legendę i mit Kresów w sposób szczególny i trwały? Czy jednak nad wszystkie te najwyższe nagrody, wyrazy wyjątkowego uznania, nad wszystkie laury jakie zna kultura polska i światowa, to co się stało z twórczością Norwida nie było może bardziej niezwykłe i poruszające? Jeszcze piękniejsze i wspanialsze?  Bo właśnie za naszych czasów – jakby wśród nas, uczestników  papieskich pielgrzymek, słuchaczy relacji radiowych i telewizyjnych z Watykanu, czytelników pism i dzieł Jana Pawła II – laur dla Norwida – zyskał szczególny blask głębokiego zrozumienia, miłości i błogosławieństwa papieskiego. Także błogosławieństwa w dniu 1 lipca 2001 roku dla jego prochów wydobytych ze zbiorowej mogiły, w której  też spoczął kresowy poeta August Gustaw Olizarowski, przyjaciel autora Czarnych kwiatów. Norwid, który był przyjęty na audiencji przez papieża Piusa IX roku, pobłogosławiony, powrócił przecież pośmiertnie do Watykanu w swych symbolicznych prochach – na szczególny przecież moment błogosławieństwa przez  papieża Jana Pawła II. A później dołączył w krypcie wawelskiej do bliskich sobie i znanych dwóch wieszczy z Kresów, Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego, tego który przepowiedział w swym profetycznym wierszu z 1848 roku [Pośród niesnasków Pan Bóg uderza w ogromny dzwon] nadejście papieża Słowianina[85], a którego wielkość – jako pierwszy – głosił w swych paryskich wykładach Norwid. Dziś wiemy, że cytaty z dzieł Norwida, rozważania o nich Jana Pawła II zawarte we wspomnianych wystąpieniach, homiliach, listach pasterskich, książce Pamięć i tożsamość– stały się częścią światowej, współczesnej literatury i duchowości chrześcijańskiej. Dzięki wypowiedziom Świętego Papieża do setek milionów osób, może nawet miliardów, przekładom Jego listów i dzieł –  twórczość Norwida zyskała wymiar powszechny, światowy. Laur wyjątkowy jakiego nie było i nigdy już nie będzie w polskiej i światowej kulturze. Laur nad laury, który kieruje nasze myśli nie tylko do Watykanu, ale też na cichą uliczkę, do paryskiego przytułku.

ZA ŚCIANĄ
(W ZAKŁADZIE  ŚWIĘTEGO KAZIMIERZA)

Wiek później z okładem jestem tu, gdzie siostra      
z uśmiechem ciężkie wrota odmyka, a na fasadzie  
wersy: kiść winorośli, gdy dojrzewa – czas słońcem.                
I głębią przepowiedni wciąż każdego wita,           
Proroku wówczas tak niechciany, gdy może tylko
anioł chłonął słowa pełne treści, po śladach twego życia
wyciszony tu przemijam, wśród znaczeń, które ciemno
błyszczą nie-docieczonych przeczuć wieszcze;.

w przestrzeniach tamtych lat ostatnich, gdy wolno sechł
atrament, bo często zimno i czarne złoto liter kołysała
aureolą biedna, krótka świeca, a kiedy gasła blask księżyca
je rozniecał, niosły poświatę jak najwyższe szczyty,
z którymi niebo gwiaździste się miesza; albo ołówek         
tępy kreślił kolejną nieczytelną prawie wersję wiersza;

jestem sąsiedzie Najwyższego z którym tutaj latami           
trwała właśnie ciągła rozmowa Twa najgłębsza,       
nieprzeniknione  tajemnice – zdarzeń –  umyślałeś                  
zgłębiać… poważny – zachwycony każdym pyłem,
bo jest też cząstką tutaj nieba – pyłem – bezdnem
na którym zmysły się oparły – badające wszechświat…        
Do odpowiedzi godnej – nie starczało…. głosu…?

Słabły oczy, lecz rozbłyskało widzenie wewnętrzne,
stępiał się słuch w głuchocie przychodziły melodie
wierszy – najświetniejsze. I coraz widniej było,    
że świat oparty jest na Słowie – i w tym dialogu
rosła pewność, że piórem trzeba godnie odrzec…         

I byłeś TAM – i tu z weteranami, gdzie piekło klęski,         
gorycz, ciągłe spory, ta samotność… ludzka nędza.
Pion – poziom – się krzyżował – mieszał, toczył się kulą
w bezkres – – – opadała nad kartami siwa głowa…
–  szła jeszcze ku Błękitom niepojęta droga – – –

II

Głowa to przytulisko snów i modlitw, port dla korabi
z całego świata odpływających w nieskończoność,

głowa jest czułym globem, ma piękno najwspanialszych
katedr kiedy wypełnia je Duch Boży.

W dzień – za oknem sierotki czasem ze śpiewem,
białe kornety sióstr w kwiatów ogrodowych powodzi,
czasem Olizarowski przemknął, brat w zmaganiach      
przy piórze i brat w sieroctwie Ojczyzny – po wzgórzach
i jarach Krzemieńca tu błądził; wspomnienie Słowackiego,
jego chwil ostatnich, dzwon wołał i śpiew z kaplicy                
stłumiony przychodził do Królowej Korony Polskiej
nad którą Orzeł, Archanioł z Pogonią wraz krążą,
znaki bliskich narodów przez wieki ze sobą złączonych;

już zmierzchu purpury, znad Sekwany podmuch chłodny,
jeszcze jedna noc długa do poważnej, samotnej rozmowy,    
gdy zegar na wieży świątyni strącał ciszy srebrne godziny

bo trzeba w tajemnicę własną odejść, aby na Tajemnicę
głębiej się otworzyć,
trzeba odejść od gwaru, by słowa pełniej słyszeć w sobie

w rytmie godzin, modlitw, pośród półcieni i półblasków                   
w rytmie oddechu, rozmyślań, uderzeń serca:
przypływu nagłej muzyki – frazy – zaśpiewu linii wiersza;

ten długi korytarz gdzie głowy i cienie szabli na ścianach,
przez uchylone drzwi czasem fragmenty rozmowy,
że choć przegrana, jednak Polonia…nie zmarła.
Trwał dzień za dniem tutaj Wielki Piątek elity narodu… 

***

Widzę to myślą właśnie tu za ścianą tego domu                 
w srebrnych pomrokach przebudzony wołaniem     
dzwonu – jak przelot szybko ten nakreślić?

Czym pamięć w tym miejscu dzieł stworzonych?       
Tylko fragmenty, kiedy za szybą ten sam widok         
kaplicy z drżącą nad nią gwiazd bezdenną zasłoną.    
Cóż znaczą te spojrzenia, które tu minęły,
stąpanie tu po tamtych śladach i po tych samych   
schodach? W przestrzeniach napełnionych t a m t ą             
obecnością? Inne są dzisiaj twarze, tylko ból i trwogi                  
tułacze podobne… przybyszy tu wciąż nowych…

gdy stare kufry zakurzone na strychu ponad nami            
płyną – arki weteranów z ich biednymi skarbami  
zebrane z potopu historii, spowite kurzem zapomnienia.

Żeglują wciąż ku nowym ich odkryciom, czy nicości?

Pobojowisko rzeczy ostatecznych, które pozostały                  
z tułactwa, pożóg: zbędne drobiazgi już, szpargały,              
epolety, podpisy, sprzączki – rzeczy i słowa, które  
któż odkryje? Odczyta z tego wielki hymn miłości?

Cień, który – zda się – tutaj nadal krąży lata legendą nawarstwiają.
Prawie, że oddech słychać wciąż           
za ścianą. Bardziej może wielkie milczenie.     
Milczenia tu szczególnie – – – przemawiają. A może              
bardziej milczą – wołania tu do modlitw…..

III

Na wasze spracowane ręce i modlitwę czynu nadal siostry
czeka Paryż, w metrze na kilku piętrach ludzkie kretowisko.
Komety ze szkła, z metalu, co chwila w mrok wpadają, nikną.
Ludzkie twarze ruchome – kolorowe przelatują ze świstem, 
kloszardzi i kalecy śpiewają wesoło, a patrzą tak smutno…
Opodal pałaców – z puszek czy tektury domy i śmietnisko.

Trwa mnóstwo pokładów w tym wspaniałym mieście.
Spadają istnień Ikary w nurty Sekwany – i – nie tylko…
a nurtach statki – homary smakują turyści, błyskają flesze.
Tańczą i grają, obłędnie kołują karuzele muzyczką naiwną.
Wieża Eiffla wystrzela co chwila pustą racą ognistą…

Jest zima zamarzajcie sobie powoli” patrzy niemo Paryż
chcecie czy nie, jest pełna wolność, no więc i ta obojętność
wygnańcy świata, korony istnienia, idźcie skąd przyszliście,
róbcie co uważacie, nie bądźcie, pardon, tylko tak natrętni”.

A tutaj obok – ten sam właśnie ciemny korytarz, ta cela,
gdzie sny wciąż krążą o przepaleniu świata tak sumieniem,

by diament czysty nie g o ś c i ł  jedynie, lecz  z o s t a ł
w sercach i w każdej chwili był tym fundamentem         

nadal żywym i wznosił nad nami cudowne sklepienie.                

IV

Cóż sztuka? Jak przenieść na karty, co wewnątrz
mgnieniem przepływa? Po cóż śnić, by obcych
obmyć strumieniem piękności, który nagle spływa –

z zamglonych zawsze szczytów wartkim potokiem;
czytać na nowo wieczne tablice w labiryntach                 
codzienności jak słońce wokół którego wszystko
krąży; zadziwiać się znów tym innym kosmosem
który nie-przenikniony TRWA nas tutaj wokół…

Sztuka: jak widzieć… dalej – jaką pójść drogą?
Patrzeć w przyszłość i dojrzeć, co już objawione;
patrzeć w przeszłość, aby iść pewniej do przodu
spoglądać w głąb, by pełniej to, co dane, postrzec…

I teraz tutaj – obok w każdym pyle błogosławionym
w tej kuli Augustyna – bardziej pojąć…
Któż całe to misterium dane w codzienności powie – – -?
Sztuka: przemyje oczy nie-widome?
Nagle – ciemne okna otworzy? Tak mało snów
na jawie – we śnie. Miejsce to – więcej powie?
„Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
Dwie tylko: poezja i dobroć”*.

Dwoje oczu, którymi na świat ma spoglądać człowiek.                

V

Spójrz w graciarni – pokoju stłoczonym – na księgę
weteranów: podpisy – przyjścia i skony – na medaliki,
na rozważania o sztuce w czerwonej okładce. I na rysunek      
na którym uchodzą do nieba z odwalonych grobów           
kontury zamglone… pękają łańcuchy i ciężkie kajdany
przez szybę nagle w blasku flesza wybłyskają

w wizji Artysty, który tutaj żył i całe lata tworzył
prawie nie-widne kształty formę przemieniają

do arcydzieła Wita Stwosza znów kierują myśli i dalej,
dalej – same podążają – – – trzeba odkrywać tajemnice
łębiej – w znaczeń gęst

A tu ta chwila niepojęta – kiedy kajdany i grobowce     
już pękają – osobna wizja – i powrót… na Mazowsze?                  
Daleko, nad nurty wiślane…  do raju?…

VI

Na pomoc w blasku łagodności, która ból istnienia koi
– poprzez kolejne pokolenia – czeka co dzień Paryż,
każdy człowiek zgubiony skądkolwiek pochodzi.

Jak chmury skłębione w wiecznym nieboskłonie
tajemnic, a razem zawsze złączone – tak mijają oni.

Jest zima bez śniegu, w ogrodzie kwiaty zwarzone,
lecz każdy gest i słowo niebieskie róże może tworzyć. 
Nieutulone są trwoga i ból, też łzy wszystkie nowe,
przez każdy dzień siostry anioły niech wiodą.
Świata pustynia bez deszczu z Błękitu niczego nie zrodzi.           
Miłosierdzie to miłość w trud czynów przemieniona.
Wiem: niewiele rąk nie obejmie wszystkich…
Reszta!!!? w Paryżu – gdzie indziej – miliony…
Ale każdy objęty pomocą to cały świat ocalony.           

VII

Kto czas swój jedyny oddaje           
– ku innym pomocy – ten pisze –                
tutaj i w niebie – najpiękniej.

Gromnica rozjaśnia ciemności               
najlepiej – kiedy się spala zupełnie.

Kto więcej serca swego rozdał         
– ten ma go jednak coraz więcej.            

Kto dojrzy tu twarze najbliższe               
– dla tego świt nastanie nareszcie.

Praca, jest krzyża także niesieniem.                
Cierpienie pracy – zmienia ziemię.    

VIII

Odpływałeś stąd – Cieniu zza ściany i duchem
odepchnąłeś planetę spodloną, zgasły oczy,
aby widzieć może t a m więcej, za szumem świata,                
za wielkiej rzeki mrocznym Acherontem                  
dźwięki usłyszeć tu niedościgłych tonów.

Odjeżdżałeś jak ci przez ten świat pominięci,
przy których twoje strofy niczym wieczne
znicze w zadumaniu płoną… proch malał,
w czeluści mroku zmieszany z gliną tamtych
niknął, by wzrastać rok za rokiem innych pamięcią
jak drzewa wiosną wybuchają ku słońcu
i śpiew nowymi liśćmi podobłoczny tworzą.

Odjeżdżałeś stąd Cieniu, gdy gasły gromnice,
oczy Madonny, psalmy wokół i tak małe grono.      
Zegar uderzał cicho, coraz ciszej raz już ostatni,
z daleka lokomotyw nadlatywał poświst
ulica Chevaleret w girlandach obłoków majowych
jak pęki mazowieckich bzów pod Głuchowem.

I nie szły liczne chorągwie, bębny nie dudniły,
nie huczał wielki potok pożegnalnej mowy.    
I wolno, wolno koła już poza – do mogiły zbiorowej
wędrowała samotność, przemilczenie i wiara    
w pierwszą ojczyznę, gdzie tylko język miłości          
nie gości, lecz przenika wszystko jednym tonem.

Głuchy łoskot nie serca, lecz gleby, źdźbła trawy,
korzonki, nie laury, nie żadne wawrzyny,
słowa modlitwy na brzeg milczenia schodziły,

nikłej poświaty może jeszcze trzepotał się gołąb…

Czy koniec już tej drogi? Nie, niemożliwe!
Te trochę kół obrotów – trochę brzęku obręczy 
o bruk wśród rwących się coraz to śpiewów.
Dwie drogi nadal – tak nieprzeniknione:
ta dzieł – w rękopisach – wciąż nieodgadniona
ta druga – niewymowna za zmysłów horyzont.

 Przykryjcie mnie lepiej”**.

aż grudki z mogiły – późny wnuk poświęcił 
zachwycony światłem tej poezji
Święty Apostoł Narodów – je przykrył

królewskiej ciszy Wawelem,                  

Prochu – Polski Pielgrzymie…
do Prawdy Jerozolimy.

A dzieła Twe – studnie w świata pustyni –

                                    Paryż, styczeń 2012
                                      (pierwsze rzuty)

 * Z wiersza Cypriana Kamila Norwida Do Bronisława Z.                                                                                         
** Ostatnie słowa N

Mariusz OLBROMSKI

* Tekst jest poszerzonym studium na temat Norwida, jakie w lutym 2021 ukazało się w „Recogito” i stanowi część książki Cień Norwida, jaką w 2021 roku wydała Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna ADAM w Warszawie.

 

[1]Bezpośrednim impulsem, do napisania tej książki był mój pobyt w Paryżu – wieczór autorski w Bibliotece Polskiej w Paryżu w styczniu 2012 roku, połączony z wernisażem wystawy malarskiej „Memento mori”  Andrzeja Rysiaka, artysty, absolwenta Akademii Królewskiej w Brukseli oraz Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w salach wystawowych biblioteki. Po prezentacji wystawy jedną z prac artysta podarował Bibliotece Polskiej w Paryżu.  Nasz pobyt w stolicy Francji zawdzięczaliśmy zaproszeniu przez prof. Piotra Zaleskiego prezesa Polskiego Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu oraz dyrektora Biblioteki Polskiej w Paryżu. Na naszą twórczość  zwrócił łaskawie jego uwagę pan Andrzej Paluchowski, przez wiele lat dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.  

Poza Biblioteka Polską w Paryżu organizatorem całości przedsięwzięcia był: Instytut Narodowy im. Adama Mickiewicza, Instytut Lwowski w Warszawie, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Departament Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą i Departament Współpracy z Zagranicą.

[2] Imię Kamil otrzymał Norwid na bierzmowaniu.

[3]W Metrykach i objaśnieniach do wiersza czytamy: „Apostrofa do Johna Browna (1800-1859), farmera ze Stanów Zjednoczonych, bojownika o wolność Murzynów amerykańskich, który 16 X 1859 r. dokonał w towarzystwie dwóch synów oraz kilku ochotników zbrojnego napadu na arsenał w Harpers-Ferry, pragnąc wywołać powstanie ludowe w celu zniesienia niewolnictwa. Raniony i schwytany podczas tego napadu, został postawiony przed sąd w Charlestonie (27 X), oskarżony o zdradę stanu, uznany winnym przez przysięgłych (28 X) i skazany na karę śmierci przez powieszenie (2 XI). List z wierszem Norwida musiał być wysłany do USA (prawie na pewno do Nowego Jorku, gdzie poeta miał znajomych) w drugiej połowie listopada 1859 r., gdy do Paryża doszły wieści o wyroku skazującym Browna”; C. K. Norwid, Pisma wszystkie, t. 2, Wiersze, część druga, zebrał  J. W. Gomulicki, Warszawa 1971, s. 364-365. 

[4]C. K. Norwid: Do obywatela Johna Brown w: Pisma wszystkie, t. 1, Wiersze, część pierwsza, zebrał J. W. Gomulicki. Warszawa 1971, ss. 302-303. Norwid postaci Johna Browna poświęcił jeszcze jeden wiersz – John Brown (zob. tamże, s. 304-306).

[5]              J. Brodski, Dziennik rotterdamski w: 82 wiersze i poematy, wybór i opracowanie S. Barańczak, przedmowa C. Miłosz, Paryż 1988, s. 176.

[6]              Brązowy pomnik – płyta nagrobna autorstwa Czesława Dźwigaja przedstawiająca postać Cypriana Kamila Norwida – został umieszczony przy wejściu do Krypty Wieszczów na Wawelu w 1993 roku, w 110 rocznicę śmierci poety. Obok – w 180 rocznicę urodzin, a więc w 2001 roku – ustawiono w małej wnęce brązową urnę z ziemią pobraną z grobu Norwida ze zbiorowej mogiły na cmentarzu w Montmorency pod Paryżem. Wcześniej ziemię ową poświęcił papież Jan Paweł II.

[7] Ród Sobieskich wywodzi się z Żółkwi nad Giełczwią w powiecie krastawskim (dziś Żółkiewka); zob. Andrzej Wac-Włodarczyk: 250 lat kościoła w Żółkiewce, Żółkiewka, 2020.

[8] Mariusz Olbromski, Legendy znad Ikwy, Warszawa 2009.

[9] Językoznawcy wywodzą nazwisko Norwid ze słów litewskich. Rodzina pochodziła się z Norwidiszek  w pobliżu miasteczka Telsze na Żmudzi, w sercu Litwy. W swej Autobiografii artystycznej poeta pisał m.in.: „Do dziś jest osada ‘Norwidy’ w powiecie mariampolskim, niegdyś własność ojca C. Norwida”. Poeta „po kądzieli” był w dalekiej linii potomkiem rodu Sobieskich.  Babką Norwida była Anna z Sobieskich Zdzieborska, a pradziadem Józef Sobieski, właściciel miejscowość Strachówka na Mazowszu. Poeta miał świadomość i był z tego dumny,  że w jakimś stopniu ma „pochodzenie królewskie”. Na jego myślenie jako głęboko wierzącego katolika i na jego głębokie poczucie patriotyzmu miała ogromny wpływ prababka Hilaria, zamężna właśnie ze wspomnianym Józefem Sobieskim. Bowiem po śmierci matki,  Ludwiki ze Zdzieborskich  w 1825 roku, sprawowała ona opiekę nad Cyprianem i trójką jego rodzeństwa przez pięć lat, aż do swojej  śmierci. Przez jakiś czas wychowywał się zatem Cyprian Norwid w rodzinie Sobieskich.

[10] Adresatem tego listu (wiersza) był Bronisław Zaleski (1819-1880), historyk, publicysta i rytownik, rozwiedziony mąż Michaliny Dziekońskiej, osiadły w roku 1861 w Paryżu, gdzie stał się najbliższym przyjacielem Norwida. Poetycki list został wysłany do Zaleskiego pocztą w dniu 21 I 1879 r. (C. Norwid,  Pisma wszystkie, t. 2, Wiersze…, dz. cyt., s. 407).

[11]            Tamże, s. 238.

[12]            Taki tytuł – „Cyprian Norwid: prorok niechciany” – nosiła głośna wystawa zorganizowana w Warszawie w 2001 roku przez Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza we współpracy z Muzeum Narodowym w Warszawie i z Biblioteką Narodową. Ekspozycji towarzyszył katalog (pod tym samym tytułem) z licznymi reprodukcjami dzieł Norwida. Autorami wystawy byli:  Aleksandra Melbechowska-Luty, Anna Lipa i Łukasz Kossowski.

[13] Po raz pierwszy Cezara i Kleopatrę Norwida wystawił we Lwowie w Teatrze Miejskim w 1933 roku Wiliam Horzyca, wielki reformator teatru. Rolę Kleopatry zagrała  wschodząca gwiazda teatru Irena Eichlerówna, dziś uznawana za jedną z najwybitniejszych aktorek w dziejach polskiej sceny. Została ona zaangażowana przez Wiliama Horzycę do pracy w Teatrze Miejskim we Lwowie w latach 1932- 1924. Wspaniałą scenografię do przedstawienia stworzył Andrzej Pronaszko, oryginalny malarz, przedstawiciel awangardowej sztuki lat  lat 20. i 30. XX wieku, członek ugrupowań Formiści i Praesens. Urodził w Debreczynie na Podolu, do szkół uczęszczał w Kijowie, następnie studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, między innymi u Leona Wyczółkowskiego. Dziś w zbiorach Lwowskiej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego znajduje się jego sugestywny autoportret. Pronaszko uznawany jest też obecnie za najwybitniejszego polskiego scenografa XX wieku. Wedle relacji historyków teatru i świadectw fotograficznych lwowska  Kleopatra była widowiskiem hieratycznym i monumentalnym, do czego przyczynił się właśnie Pronaszko, który posłużył się swym ulubionym stylem „monumentalnego kubizmu”, opartym na wielkich bryłach dekoracji. Aktorzy grali w usztywnionych kostiumach zamieniających postaci w ruchome rzeźby. Znakomite było w tym przedstawieniu aktorstwo nie tylko Ireny Eichlerówny jako Kleopatry, ale i Cezara, granego przez czołowego aktora scen lwowskich i warszawskich – Tadeusza Białoszczyńskiego. Przedstawienie lwowskie doczekało się wielu omówień i recenzji. Przeszło do historii teatru polskiego jako jedno z najważniejszych wydarzeń w tej dziedzinie okresu dwudziestolecia  międzywojennego. Warto dodać, że Andrzej Pronaszko stworzył we Lwowie scenografie do ponad pięćdziesięciu dramatów.  Powstały niezwykłe realizacje plastyczne nie tylko do Cezara i Kleopatry Norwida, ale też do dzieł innych romantyków – do Nie-boskiej komedii Zygmunta Krasińskiego (1935), a wcześniej do słynnej inscenizacji Dziadów Adama Mickiewicza (1932).

[14] A. Syski,  Zakład św. Kazimierza w Paryżu. Łuck 1936, s. 235.

[15] Współcześnie opublikowano: Olizarowski Tomasz August (1811-1879)  w: Dawni pisarze polscy od początków piśmiennictwa do Młodej Polski. Przewodnik biograficzny i bibliograficzny, t. 3,  Warszawa, 2002, s.175-176 oraz: Olizarowski Tomasz August. Poematy, red. M. Burzka-Janik, J. Ławski,  Białystok, 2014.

[16] Zob. A. E. Kamińska, Epizod krzemieniecki w życiu i twórczości Tomasza Augusta Olizarowskiego  w: Krzemieniec. Ateny Juliusza Słowackiego, pod red. S. Makowskiego, Warszawa 2004, ss. 316-334 oraz tejże: Krzemieniec Tomasza Augusta Olizarowskiego w: „Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza XL/2005, s. 155-168.

[17]            Do roku 2019 opublikowanych zostało XIV roczników „Dialogu Dwóch Kultur”. Początkowo periodyk podzielony był na dwie części. Zeszyt pierwszy był zapisem spotkań literackich, muzealniczych i naukowych, zeszyt drugi, tzw. poplenerowy, rejestrował warsztaty kulturowo-artystyczne. Od 2006 roku organizatorem Dialogu Dwóch Kultur i wydawcą roczników było Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej, w 2011 roku Polskie Towarzystwo Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Krzemienieckiej w Poznaniu. Impreza i wydawnictwo była przez wiele lat wspierana finansowo przez Kancelarię Senatu RP za pośrednictwem Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”,  w 2019 przez Kancelarię Rady Ministrów, a od roku 2013 także przez Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Zob. też M. J. Olbromski: Krzemienieckie spotkania „Dialog Dwóch Kultur” (w:) Dziedzictwo i Pamięć Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej. Materiały I Muzealnych Spotkań z Kresami zorganizowanych przez Muzeum Niepodległości w Warszawie w dniach 26-27 maja 2008, red. A. Stawarz, Warszawa 2009, s. 267-273.

[18] „Życie Krzemienieckie. Półrocznik społeczny” wydawany jest od 1991 roku przez Polskie Towarzystwo Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Krzemienieckiej w Poznaniu, skupiające głównie absolwentów Liceum Krzemienieckiego, byłych mieszkańców miasta Krzemieńca i Wołynia. Dotychczas ukazało się 41 numerów. Periodyk wydawany jest w Poznaniu przez komitet redakcyjny w składzie: Bogdan Jankowski (red. naczelny), Janina Bożenek, Zofia Józefowicz-Niedźwiecka, Kazimierz Denek i Wojciech Opolski.

[19] C. Norwid: Pisma wybrane, t. 4, Proza, wybrał i oprac. J.W. Gomulicki, Warszawa 1968, ss. 341-344.

[20] Tamże, s. 99.

[21]            Zob. J. Szczepański, Weterani powstań narodowych w Zakładzie św. Kazimierza w Paryż,  Warszawa 2011.

[22] Zob. Mała kronika życia i twórczości Cypriana Norwida w: C. Norwid: Pisma zebrane, t. 4… tamże s. 53.

[23] Tamże,  t. 1, Wiersze, s.474-475.

[24] Tamże,  t. 5, Listy, s. 77 i s.79, przyp. 10.

[25]  Tamże, s. 192.

[26] Zob. Cyprian Norwid, Wierny portret, oprac. Edyta Chlebowska, Kielce 2021, s.51. Rysunek Norwid wykonał piórem i tuszem. List znajduje się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej.

[27] Tamże, t 1, s. 479.

[28] Tamże, s.280-286.

[29]Tamże, s. 783- 784

[30]  Na ten temat m.in. Włodzimierz Toruń, Norwid i Słowacki,  w: „Dialog Dwóch Kultur” 2008, z. 1, s. 151-154.

[31]  Tamże, t. 4, Proza, s.36.

[32] Kompozycje Fryderyka Chopina do słów Stefana Witwickiego: Czary, Gdzie lubi, Hulanka, Narzeczony, Pierścień, Smutna rzeka, Wiosna, Wojak, Życzenie (II wersje).

[33] Kompozycje Stanisława Moniuszki inspirowane wierszami Stefana Witwickiego: Hulanka, Wiosna.

[34] Mieczysław Gwalbert Pawlikowski przyszedł na świat w 1834 we Lwowie, a zmarł w 1903 w Krakowie.                Był  poetą (Pamiętnik pieśniarza, 1856; Ave patria, 1888), prozaikiem – napisał opowiadania i powieści (Plotki i prawoTestament Napoleona, 1880; Drugi tom, 1885; Baczmaha, 1898).Zajmował się dziennikarstwem, był współzałożycielem dziennika „Kraj” (1869), pisywał często recenzje teatralne.  Był działaczem politycznym i niepodległościowym, pionierem taternictwa. Wspierał działania Towarzystwa Muzeum Narodowego Polskiego w Rapperswilu i został członkiem honorowym tego stowarzyszenia. Wziął udział w powstaniu styczniowym jako członek Komitetu Miejskiego oraz Komisji Ekspedycyjnej we Lwowie. W 1863 został zastępcą komisarza Rządu Narodowego w Galicji Wschodniej, w związku z czym w latach 1864–1865 był więziony przez Austriaków w twierdzy w Ołomuńcu. Przez całe życie kontynuował działalność swego ojca, Józefa Gwalberta Pawlikowskiego w tworzeniu ośrodka kultury polskiej w majątku Medyka pod Przemyślem poprzez gromadzenie ogromnej kolekcji dzieł sztuki i rękopisów. Był jednym ze współzałożycieli Towarzystwa Narodowo-Literackiego (1867). W publicystyce w okresie popowstaniowym reprezentował postawy pozytywistyczne. Należał do grona „odkrywców” Tatr i Zakopanego. Był jednym z najwybitniejszych taterników.Przeszedł, miedzy innymi przez Zachodnie Żelazne Wrota, jako drugi wspiął się na Wysoką razem z Adamem Asnykiem, synem Janem Gwalbertem oraz przewodnikiem Maciejem Sieczką. Od 1874 r. był członkiem Towarzystwa Tatrzańskiego, w latach 1880–1883 jego wiceprezesem.

[35] C. Norwid: Pisma zebrane, t. 5, Listy …, s. 298.

[36] Tamże, s. 315.

[37] Zbiory Biblioteki Pawlikowskich gromadzone były przez Józefa Benedykta Pawlikowskiego (17701830),  burmistrza Przemyśla,  Józefa Gwalberta Pawlikowskiego (1793-1852), Mieczysława Gwalberta Pawlikowskiego ( 1834 – 1903)  i  Jana Gwalberta Pawlikowskiego  (1860 –1939).

[38] W latach 18491895 zdeponowano zbiory Pawlikowskich w klasztorze Dominikanów we Lwowie, następnie przeniesiono do budynku na ulicy Trzeciego Maja 5, do wybudowanego przez Jana Gwalberta Pawlikowskiego gmachu, gdzie znajdował się osobny pawilon i biblioteka. Budynek ten zachował się do dziś, choć ulica nosi obecnie nazwę – o ironio – 17 Weresnia.

[39] We Lwowie znajdują się następujące rękopisy Norwida – wiersze Do Mieczy-sława, [Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala], [O tak, wszystko…], Obyczaje, Do wroga, Buntowniki, czyli Stronnictwo-wywrotu, –  listy: Do Mieczysława Pawlikowskiego z r.1855 (4 listy); 1856, (8 listów); 1857 (2 listy); 1859, Do Jerzego Lubomirskiego z r. 1850, Do N.N. z r.1846 [Biblioteka Naukowa im. W. Stefanyka UAN],  oraz grafiki: Krzysztof Kolumb (akwarela),Trzy szkice figuralne (tusz), Mężczyźni niosący trumnę i inne szkice (tusz) [Lwowska Galeria Sztuki im. Borysa Woźnickiego]. 

[40]  W Kijowie [Biblioteka Ukraińskiej Akademii Nauk] znajduje się – wiersz Norwida: Le religion de Mr le Senateur Comte Victor Hugo oraz listy: Do Władysława Chodźkiewicza z r.1857 (2 listy); 1875 (2 listy). Dane odnośnie spuścizny Norwida w zbiorach ukraińskich podaję dzięki uprzejmości dr hab. Włodzimierza Torunia prof. KUL.

[41] W. Chodźkiewicz , urodził się około 1820 roku w okolicach Tulczyna  na Podolu, a zmarł w 1898 w Neuilly pod Paryżem. Był inżynierem kolejowym, orientalistą. Także prozaikiem, spod jego pióra wyszła powieść historyczna Zamek w Czarnokozińcach, opublikowana w 1847, a pośmiertnie w 1903 ukazała się powieść Pamiętniki włóczęgi. Jest on autorem satyry Nasza ziemia (1859), napisał też dramat osnuty na biblijnej Księdze Estery oraz tragedię Haman (1846). Od 1851 osiadł w Paryżu, gdzie aktywnie uczestniczył w życiu emigracji, między innymi działał w Towarzystwie Historyczno-Literackim, był asesorem Czytelni Polskiej. Wziął udział w wojnie krymskiej jako tłumacz w sztabie Napoleona III. W latach był 1876, 1880–81 korespondentem „Tygodnika Ilustrowanego”. Norwid poznał go na spotkaniach paryskiego Towarzystwa Filologicznego, do którego obaj należeli.

[42] Cz.  Miłosz, Prywatne obowiązki. Paryż 1980, s. 76.

[43] Tamże, s. 76.

[44]    Norwid został aresztowany w 1846 roku w pobliżu granicy między Prusami, a Królestwem, skąd nie posiadając paszportu usiłował wjechać. Został schwytany i aresztowany przez pruską policję, przywieziony do Berlina i na kilka tygodni zamknięty w więzieniu, gdzie przebywał w ciężkich warunkach, co spowodowało początki późniejszej głuchoty. Uwolniono go po interwencji księcia Wilhelma Radziwiłła.

[45] Po II wojnie światowej lwowski poeta Marian Hemar napisał na emigracji w Londynie jednoaktówkę Układ. W świetnym, a mało dziś znanym utworze przedstawił wizytę Cypriana Kamila Norwida u ciężko chorego Fryderyka Chopina. Zgodnie z fabułą sztuki kompozytor wspomógł znajdującego się w beznadziejnej sytuacji finansowej poetę. Znając delikatność i poczucie godności Norwida, uczynił to niezwykle umiejętnie – polecił służącej wręczyć „zaliczkę” na honorarium za napisanie libretta do opery, którą miał rzekomo skomponować. Chopin wiedział wszakże, że ze względu na stan swojego zdrowia nie zdąży już tego zrobić. Hemar zamieścił w Układzie ciekawe rozważania dotyczące muzyki i zacytował jeden z wierszy Norwida na ten temat. Sztuka w reżyserii Zbigniewa Chrzanowskiego została wystawiona kilka lat temu w Polskim Teatrze we Lwowie i zyskała duże uznanie publiczności. Zob. M. Hemar: Układ, w: To, co najpiękniejsze. Jednoaktówki. Kraków 1992.

[46]Dom świętego Kazimierza. Reżyseria I. Gogolewski, w rolach głównych I. Gogolewski, I. Malkiewicz, scenariusz L. Wosiewicz. Zespół Filmowy Profil, prapremiera 21 maja 1984 roku.

[47] C. Miłosz: Poezje. Warszawa 1982, s. 187.

[48] Powieść ta po raz pierwszy opublikowana została w 1947 roku.

[49] Wiersz Włodzimierza Słobodnika opublikowany został w tomie Ciężar ziemi (1959).

[50] Zob. m.in. K. Wyka, Rzecz wyobraźni, Warszawa 1959, s. 64; L. Fryde, Odmiany poezji „czystej” w:  „Pion”, 1939, nr 6.

[51]Z. Herbert, Uwagi o poezji Józefa Czechowicza, w: „Twórczość”, 1955, z. 9, ss.129-135.

[52]J. Czechowicz: autoportret, w: Poezje, Lublin 1982, s. 109.

[53]Zob. wiersz Klaskaniem mając obrzękłe prawice,  w: C. K. Norwid: Pisma wszystkie, t. 2, Wiersze…, dz. cyt., s. 15.

[54]J. H. Czechowicz, Wspomnienie,  Dom świętego Kazimierza, Lublin 1983, s. 4.

[55] W. Michalski, Wiersze wołyńskie Józefa Czechowicza, w: „Akcent”,  2003, nr 4, ss. 90-94 oraz Wołyń Czechowicza w: J. F. Fert, Lektury i inspiracje, Lublin 2017, ss. 219-238.

[56]  J. F. Fert, Na smętne wieści z Watykanu. Próba ustalenia tekstu, w: Lektury i inspiracje, Lublin 2017,  s. 51- 72.

[57] Zob. J. F. Fert,   Życie po życiu, w: Życie Cypriana Norwida. Pamiątka dwusetnej rocznicy urodzin Poety 1821/2021, Kielce 2020, s. 89-101.

[58] Warto wspomnieć, że Edward Zrębowicz  był we Lwowie członkiem literackiego Klubu Konstrukcjonalistów, który powstał w 1911 roku. Literaci – a byli to Roman Jaworski, Piotr Dunin-Borkowski, Mieczysław Rettiger spotykali się – tak jak słynni lwowscy matematycy –  w Kawiarni Szkockiej, aby dyskutować o kwestiach związanych ze współczesną literaturą i sztuką. Przedmiotem zainteresowań były również kwestie dotyczące filozofii, estetyki. Konstrukcja, według członków tego klubu  miała być drogą do ocalenia sztuki w okresie wielorakich zmian, zachodzących w świecie współczesnym. Akcentowano również rolę konstrukcji w procesie twórczości artystycznej. Stąd – jak myślę – szczególne zainteresowania Edwarda Zrębowicza twórczością Norwida – również jako filozofa kultury i sztuki. W spotkaniach tych uczestniczyli także czasem Ostap Ortwin i Karol Irzykowski, późniejsi, wybitni krytycy literaccy. Roman Zrębowicz był też inicjatorem powstania czasopisma „Krokwie”, dwumiesięcznika, którego dwa numery ukazały się w 1920 roku w Warszawie. Roman Zrębowicz wydał po raz pierwszy od śmierci autora „Czarnych kwiatów” książkę zawierającą utwory Norwida. Był to Wybór poezji” opublikowany w 1908 roku . Antologię opracował, opatrzył cennymi komentarzami zarówno  teoretycznymi, jak  i historycznoliterackimi. Przez lata promował twórczość Norwida również wygłaszając liczne odczyty. Po­święcił  mu liczne studia, drukowane między innymi  w krakow­skiej „Krytyce”. W  1910 roku opublikował we Lwowie zbiór prozy Norwida Czarne i Białe kwiaty”, a książkę poprzedził cenną przed­mową. Wpadł też na znakomity pomysł, aby o Norwidzie przeprowadzić rozmowy z twórcami niepodległości Polski: Ignacym Paderewskim i Józefem Piłsudskim. Ta wyjątkowa działalność Zrębowicza zyskała mu wielkie uznanie środowisk literackich, naukowych i społeczeństwa nie tylko Lwowa, ale i w całym kraju.

[59]  J. F. Fert, Na smętne wieści z Watykanu.,  dz. cyt.,  s. 55.

[60] Tamże, s.57-59.

[61] S. Dziedzic, Boży romantyk, Kraków  2014, s.75.

[62] K. Wojtyła, Poezje, dramaty, szkice. Jan Paweł II  Tryptyk rzymski, Kraków 2004, s. 28.

[63] Tamże.

[64] Profile Cyrenejczyka (1957), [kryp. Andrzej Jawień], pierwodruk: „Tygodnik Powszechny” 12(1958) nr 13(479), s. 4; w: K. Wojtyła, Poezje i dramaty, Kraków 1979, s. 49-57.

[65] Pieśń o blasku wody (1950), [kryp. Andrzej Jawień], pierwodruk: „Tygodnik Powszechny” 6(1950) nr 19(268), s. 1; w: Karol W o j t y ł a, Poezje i dramaty, Kraków 1979, s. 30-34.

[66] Hiob. Drama ze Starego Testamentu, Kraków 1940, w: K. Wojtyła, Poezje i dramaty, Kraków 1979, s. 264-318  oraz Jeremiasz. Drama narodowe we trzech działach, Kraków 1940, w: K. Wojtyła, Poezje i dramaty, Kraków 1979, s. 319-376.

[67] Kamieniołom (1956), [kryp. Andrzej Jawień], pierwodruk: „Znak” 9(1957) nr 6(41), s. 559-563; 30(1978), nr 12(294), s. 1427-1431; w: K. Wojtyła, Poezje i dramaty, Kraków 1979, s. 44-48.

[68] K. Wojtyła, Poezje, dramaty, szkice. Jan Paweł II  Tryptyk rzymski, dz. cyt. 114.

[69] Cyprian-Camil Norwid, O sztuce. Dla Polaków, Paryż, w drukarni L. Martinet, 1853.

[70]  K. Wojtyła, Poezje, dramaty, szkice. Jan Paweł II  Tryptyk rzymski, dz. cyt., s. 512.

[71] Jędrzej Wowro urodził się w Gorzeniu koło Wadowic, był ubogim włóczęgą i świątkarzem. Jest on bohaterem  utworu Emila Zegadłowicza Ballady o świątkarzu, pisanego gwarą beskidzką, a opublikowanego przez Towarzystwo Bibliofilów w Poznaniu w 1928 roku.

[72] K. Wojtyła, Poezje, dramaty, szkice. Jan Paweł II  Tryptyk rzymski, dz. cyt. , s. 30

[73] Norwid w nauczaniu Jana Pawła II, Ośrodek Dokumentacji i Studium Pontyfikatu Jana Pawła II w Rzymie; https://jp2doc.pl/norwid-w-nauczaniu-jana-pawla-ii/ (dostęp: 20.05.2020)

[74] Fragment homilii Jana Pawła II wygłoszonej 10 czerwca 1987 roku w Tarnowie, podczas mszy św. beatyfikacyjnej Karoliny Kózkówny, w czasie III Pielgrzymki do Ojczyzny, w: Norwid w nauczaniu Jana Pawła II, dz. cyt.

[75] Fragment homilii Jana Pawła II wygłoszonej 14 czerwca 1987 w Bazylice Św. Krzyża w Warszawie, w: tamże.  

[76] Fragment wystąpienia Jana Pawła II wygłoszonego 8 czerwca 1991 roku w teatrze Wielkim w Warszawie, w: tamże.

[77]  List został ogłoszony w Watykanie, dnia 4 kwietnia 1999, w Niedzielę Wielkanocną Zmartwychwstania Pańskiego, w dwudziestym pierwszym roku Pontyfikatu.

[78] List Ojca Świętego Jana Pawła II Do moich braci i sióstr – ludzi w podeszłym wieku, Wrocław 1999.  Cytat za:  C. Norwid, Nie tylko przyszłość…, Post scriptum, w: tamże I, ww. 1-4., s. 313

[79] Książka Jana Pawła II   Pamięć i tożsamość po raz pierwszy została wydana przez Społeczny Instytut Wydawniczy Znak 14 marca 2005 w Krakowie. Książka ukazała się też we Włoszech oraz  w ponad dwudziestu krajach.

[80] Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość, Kraków 2005, s. 67.

[81] Warto wspomnieć, ze sekretarzami Jana Pawła II byli: ks. Stanisław Dziwisz z Archidiecezji Krakowskiej, a także ks. Mieczysław Mokrzycki z Archidiecezji Lwowskiej ( z siedzibą po wojnie w Lubaczowie do 1991 roku), dzisiejszy metropolita lwowski – co nie było przecież przypadkowe. Od 1997 roku zwierzchnikiem Kościoła Lwowskiego z siedzibą w Lubaczowie był najbliższy przyjaciel i współpracownik Jana Pawła II – ks. prof. biskup Marian Jaworski, podniesiony w 1991 roku do godności arcybiskupa, a następnie kardynała w 2001. To ks. prof. Marian Jaworski, z urodzenia lwowianin, wrócił w 1991 roku do Lwowa, by podjąć się wielkiej pracy nad odbudową struktur Kościoła Katolickiego na terenie obecnej Ukrainy, wskrzeszonych na nowo przez Jana Pawła II. To ks. prof. Marian Jaworski, metropolita lwowski, kardynał, przygotował historyczną wizytę Jana Pawła II na terenie Ukrainy , w tym we Lwowie w czerwcu 2001 roku.

[82] Zob. Adam Łazar, Świętemu Janowi Pawłowi II bliski był Lubaczów, Lubaczów 2017 oraz Mariusz Olbromski, Dwa skrzydła nadziei, Lubaczów- Lwów, 2014.

[83] Pierwsze wydanie Psałterza w tłumaczeniu Mikołaja Reja ukazało się w 1545 roku lub na początku 1546. Wieś Temerowce, nad rzeką Łomnicą, dopływem Dniestru, przekazana aktem donacyjnym przez króla Zygmunta Starego Mikołajowi Rejowi, usytuowana jest w ziemi halickiej, blisko majątków matki poety Barbary, pochodzącej z możnego i zasłużonego dla polskiej kultury rodu rycerskiego Herburtów. Dziś wieś Temeriwci ( po ukraińsku), położona jest na Ukrainie, w obwodzie iwanofrankiwskim, w rejonie halickim. Liczy około 300 mieszkańców.

[84] Psałterz Dawidów – poetycka parafraza biblijnej Księgi Psalmów autorstwa Jana Kochanowskiego została wydana w 1579 roku nakładem Drukarni Łazarzowej.

[85] Wiersz ten to jeden z najbardziej znanych liryków genezyjskich Słowackiego. Powstał w 1948 roku w czasie podróży poety do Wielkiego Księstwa Poznańskiego, najbardziej tajemniczych w twórczości Wielkiego Krzemieńczanina. Wiersz zyskał ogromny rozgłos po wyborze kard. Karola Wojtyły na papieża w 1978 roku, a Ojciec Święty cytował go wielokrotnie. 

Mariusz Olbromski. Urodził się w 1955 roku w Lubaczowie. Jest absolwentem KUL. W latach 80. XX wieku związany był z opozycją polityczną. W ramach Klubu Inteligencji Katolickiej w Lubaczowie, którego był prezesem, organizował Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, cykle wykładów i spotkań artystycznych, występy Teatru Polskiego ze Lwowa i zespołów polskich z Kresów. Przyczynił się do organizacji Muzeum Juliusza Słowackiego w Krzemieńcu i Muzeum Józefa Conrada-Korzeniowskiego w Berdyczowie. Od wielu lat jest animatorem wielu różnorakich działań kulturalnych, a szczególnie na dawnych Kresach RP. Między innymi spotkań pisarzy, naukowców, muzealników polskich i ukraińskich na terenie Ukrainy i Polski. Spotkania te noszą nazwę Dialog Dwóch Kultur, a celem ich jest budowanie wzajemnego poznania i zrozumienia przez elity kulturalne obu narodów. Wielokrotny laureat konkursów literackich, między innymi Ogólnopolskiego Konkursu „U progu Kresów”. Od 2015 roku jest dyrektorem Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku w Podkowie Leśnej. Opublikował między innymi: Niepojęte, niewysłowione (1994), Róża i kamień. Podróże na Kresy (2012), Grupa Poetycka „Wołyń”; publikacja towarzysząca wystawie Mariusza Olbromskiego i Lecha Wojciecha Szajdaka (2018), Powroty do Krzemieńca (2019), Na szlaku dialogu (2020).

Recogito, rok XXII, grudzień 2021