Cień Norwida

Ignacy Gogolewski jako Norwid, kadr z filmu Dom świętego Kazimierza (1983) ©.Filmoteka Polska

Ktoś kieruje naszymi krokami w sposób trudny do przewidzenia. W Paryżu mieliśmy się zatrzymać w Instytucie Kultury Polskiej, ale w ostatniej chwili okazało się, że nie będzie to możliwe.[1] Tuż przed odlotem z Warszawy gorączkowo szukałem nowego miejsca zakwaterowania, aż po którejś z kolei rozmowie telefonicznej zgodziły się nas przyjąć – w drodze wyjątku – siostry miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, zwane potocznie szarytkami. Dopiero kiedy stanęliśmy przed gmachem paryskiego klasztoru przy ulicy Chevaleret 119, doznałem olśnienia, że to przecież ów słynny Zakład świętego Kazimierza, przytułek dla sierot, osób ubogich oraz weteranów powstań listopadowego i styczniowego, gdzie przez ostatnich sześć lat życia mieszkał i tworzył Cyprian Kamil Norwid. Poeta trafił tu na początku lutego 1877 roku dzięki pomocy kuzyna Michała Kleczkowskiego.

Inskrypcja z płyty ufundowanej w stulecie śmierci Norwida (Paryż, 1983)

Na ascetycznej, surowej fasadzie niezbyt okazałego, trzypiętrowego budynku wmurowano tablicę pamiątkową, na której umieszczono u góry napis w języku francuskim: „Tu żył od 1877 roku i zmarł 23 maja 1883 roku Cyprian Kamil Norwid, polski poeta”, poniżej zaś wymowny cytat po polsku z Norwidowskiego wiersza Do obywatela Johna Brown[2]Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona, / A niźli skona pieśń, naród pierw wstanie[3].

Klasztor usytuowany jest blisko centrum miasta, w trzynastej dzielnicy chińskiej, która ma dzisiaj jednak wygląd europejski. Kiedy mieszkał tu Norwid, były to jeszcze odległe przedmieścia Paryża. Aby dotrzeć do centrum, poeta podróżował dorożką do Sekwany, a potem przesiadał się na mały statek, co trwało razem kilka godzin. W pobliżu istniała już stacja kolejowa Austerlitz – nazwana tak na pamiątkę słynnego zwycięstwa Napoleona – z której przewożono wozami do centrum stolicy towary. Przy ulicy, gdzie założono przytułek, znajdowały się stajnie z końmi pociągowymi, stąd jej nazwa – Chevaleret, czyli „Konikowa”. Konie były zapewne wielkie, pociągowe, jest więc w tej nazwie chyba duch francuskiej przekory i humoru, a może także i współczucia dla ciężko pracujących zwierząt. Dzisiaj obok dawnych domów wznoszą się nowe, wielopiętrowe budynki, a w pobliżu znajduje się wspaniała, nowoczesna biblioteka im. François Mitteranda. Ponadto gigantycznie rozrosły się stacja kolejowa oraz wielopoziomowe metro, żyjące w spazmatycznym, pospiesznym rytmie – kolorowe, ludzkie kretowisko. Nieopodal żurawie dźwigów wznoszą codziennie setki ton betonu i stali, systematycznie zabudowując niebo. Przypomina mi to sarkastyczny wiersz, w którym Josif Brodski opisuje dokonania Le Corbusiera:

Odsłonięcie pamiątkowej tablicy, kadr z filmu Dom świętego Kazimierza (1983) ©.Filmoteka Polska

Gdzie spojrzeć, sterczą bryły nowych bloków.
Le Corbusiera to łączy z Luftwaffe,
że i on działał z werwą, bez ogródek
na rzecz przemiany oblicza Europy.
Co rozwścieczone pominą cyklopy,
Tego dokończy rzeczowy ołówek[4].

Do centrum dojechać można metrem w kilkanaście minut. Ale ulica Chevaleret jest nadal cicha, trochę senna, wciąż jeszcze jakby prowincjonalna.

Ciężkie wrota zakładu otwiera sympatyczna siostra staruszka i kiedy się przedstawiamy, mówi: „Przepraszamy, ale niestety dysponujemy tylko skromnym pokojem tuż obok dawnej celi Norwida”. Dla mnie jest to oczywiście niezwykły przypadek, wielki dar losu. Kiedy wchodzimy w głąb, ogarnia nas miła atmosfera; siostry i pensjonariusze mówią po polsku i francusku, uśmiechają się. Zaraz za ciężkimi wrotami z prawej strony, w sieni, widnieje wizerunek Norwida w brązie, płaskorzeźba według projektu Czesława Dźwigaja (taki sam, tylko większy, znajduje się w Krypcie Wieszczów w podziemiach katedry królewskiej na Wawelu)[5]. Dalej – nad wiklinowymi fotelami i ławą – portrety królowej Marysieńki i króla Jana III Sobieskiego, który zawsze kojarzy mi się w pierwszej chwili z Żółkwią mojej mamy – miejscem dzieciństwa przyszłego króla i jego ulubioną siedzibą, także ze Lwowem, który Sobieski tak umiłował, którego bronił i gdzie do dziś olśniewa renesansowym dziedzińcem usytuowana w rynku kamienica królewska.  Także z malowniczym zamkiem w Olesku, gdzie przyszły król przyszedł na świat w 1629 roku i związaną z tym faktem piękną legendą, która utrwaliłem w swej książce Lato w Krzemieńcu. Legendy znad Ikwy[6]. Z Jaworowem, gdzie przed wojną mieszkali moi dziadziowie, a którego to miasta starostą był Jan Sobieski w latach 1644-1664 i gdzie miał swój pałacyk myśliwski, istniejący do dziś. A dopiero później z licznym zwycięstwami, w tym z wiktorią wiedeńską. Te dwa dzieła wprowadziły mnie od razu w nastrój kresowy, tematykę tamtych ziem, uczyniły to miejsce też z tych powodów mi bliskim. Tutaj jednak szczególnie dzieła te przypominały, że Norwid był po kądzieli potomkiem Sobieskich. Ten żyjący tu przez lata w ewangelicznej wręcz biedzie poeta, nosił w sobie blask królewski. Nie tylko ze względu na koligacje z Sobieskimi. Ubóstwo nie przygasiło nigdy bogactwa jego ducha, płynącego też z wiary i Ewangelii, nie odebrało największego daru – jakim jest dla artysty talent.

Plącze się i macha ogonem mały, czarny piesek, sympatycznie wielorasowy, który wita każdego wchodzącego i odprowadza go dalej; widocznie umyślił sobie, aby czynić honory wszystkim tu przybywającym. Otrzymujemy klucze do pokoju na pierwszym piętrze, tuż obok dawnej celi autora Promethidiona; stąpamy po tym samym korytarzu, który tak sugestywnie opisał w wierszu Do Bronisława Z.[7]:

Cyprian Norwid (1856), fotografia według wzoru Michała Szweycera (1809-1871) ©.Biblioteka Narodowa, Warszawa

Wnijdź – ma się pod wieczór, mniemałbyś może,
Iż na Malcie w zakonu gdzieś rycerskiego ostatku
Zatułałeś się… tu, tam – uchylone Ci drzwi okażą
Rdzawą na murze szablę albo groźny i smętny profil:
O mało nie stuletni owdzie mąż w konfederatce, jak cień
Nie dołamanej chorągwi przy narodowym pogrzebie,
Przeszedł mimo i zgasł w długim jak nicość korytarzu – –
Czujesz dzieje, jak idą, niby stary na wieży zegar,
Nie pytający się o miasto, któremu z chmur bije godziny.
Wiek tu który? który rok? niedola która?[8]

Korytarz jest ciemny, bo nie ma okien, a nowe drzwi do kolejnych pomieszczeń błyszczą w sztucznym świetle. Nietrudno sobie wyobrazić, że kiedy przechodził tędy Norwid – ów „prorok niechciany”[9] – zza uchylonych drzwi wyłaniały się w blasku świec postaci weteranów powstań: chorych, starych, rozgoryczonych, skłóconych, nieszczęśliwych, biednych, zdziwaczałych, a przecież godnych najwyższego szacunku – rycerzy niepodległości, którzy schronili swoje głowy w tej cichej przystani przed ostateczną zagładą. Cela Norwida była bardzo mała, skromnie wyposażona: łóżko, stolik z krzesłami, półka na książki, świecznik. Ogrzewana jedynie rurą z ciepłym powietrzem poprowadzoną wzdłuż ściany.

Poeta miał ten sam widok, który oglądamy z naszego okna – na podwórko wewnętrzne klasztoru, na ogród, kilka drzew, na niewielką wieżę kaplicy, jej mury i okna. W kaplicy owej często modlił się przed wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej – Królowej Korony Polskiej, nad którym widnieją wciąż: Orzeł, Pogoń i Archanioł, czyli znaki trzech bliskich sobie narodów, tworzących ongiś I Rzeczypospolitą. Za taką właśnie ojczyznę – w granicach przedrozbiorowych – walczyli powstańcy. Norwid napisał w tym przytułku szereg utworów: między innymi – oprócz wspomnianego już wiersza Do Bronisława Z. – Assuntę, poemat o miłości chrześcijańskiej, której pragnął całe życie; Kleopatrę, dramat wyrażający oczekiwanie pogańskiego świata na Gwiazdę Betlejemską; sławne rozprawy Milczenie i Boga-Rodzicę czy znakomitą prozę poetycką – arcydzieła polskiej nowelistyki – Ad Leones oraz Stygmat.

Ostatnie lata życia poety opisał ksiądz Aleksander Syski w książce Zakład św. Kazimierza w Paryżu, wydanej w Łucku w 1936 roku w Drukarni Kurii Biskupiej: Mieszkał tu Norwid w pawilonie dla starców, w jednym z pokoików na pierwszym piętrze. Prowadził tu życie dość odosobnione. Śniadania i podwieczorki przynoszono mu do pokoju. Wychodził ze swego pokoju tylko na kolacje i na obiad do refektarza. Często stale do refektarza nie chodził i przynoszono mu także kolacje i obiady na górę. W niedzielę i święta nie opuszczał nigdy Mszy św. Przychodził też czasem na Mszę św. do kaplicy, ale wracał zaraz potem do siebie. Był stale zamyślony i małomówny i tylko dzieci miały do niego łatwiejszy przystęp. Uśmiechał się do nich i głaskał je nieraz po głowie, kiedy mu się kłaniały przy spotkaniu na podwórzu. Dzieci uważały go za wielkiego, smutnego pana, który jest bardzo, bardzo mądry. Patrzyły na niego zawsze z wielkim podziwem[10].

Któż wtedy mógł przewidzieć, że Norwid stanie się w przyszłości – „po samodzielnych bojach” w literaturze – jednym z wieszczów narodowych, że rodacy wzniosą mu pomniki, że jego twórczość w sposób szczególny będzie wyróżniał w swych homiliach i encyklikach Święty Jan Paweł II.  Wyjątkowy zupełnie wyraz uznania dla głębi myśli poety o sztuce dał Ojciec Święty w słynnym Liście do artystów.

Tomasz August Olizarowski (rysunek Norwida z 1878 roku) ©.Biblioteka Narodowa, Warszawa

Norwid zaprzyjaźnił się blisko w zakładzie świętego Kazimierza z Tomaszem Augustem Olizarowskim, absolwentem Liceum Krzemienieckiego, powstańcem, działaczem konspiracyjnym w Galicji, więźniem, a przede wszystkim utalentowanym poetą i dramatopisarzem, zaliczanym dziś przez historyków literatury do „ukraińskiej szkoły romantycznej”, z której – jak wiemy – najsławniejszą postacią był Juliusz Słowacki. Czy Norwid rozmawiał z Olizarowskim o autorze Kordiana, czy często przywoływali razem z pamięci postać przyjaciela z Krzemieńca, ale też przecież z Paryża? Olizarowski tworzył poezje liryczne, powieści poetyckie, napisał ponad czterdzieści dramatów, odznaczających się dużymi walorami językowymi. Jego najsłynniejsza powieść poetycka Zawierucha, opublikowana w Poezjach w Krakowie w 1836 roku, zrodziła się z fascynacji folklorem ukraińskim, pieśniami i podaniami czumackimi oraz ziemią krzemieniecką.

Wypada wspomnieć, że Olizarowski był w latach 40. i 50. XIX wieku w Paryżu uczestnikiem wielu spotkań dawnych uczniów szkoły krzemienieckiej. Publikował swoje utwory związane z Krzemieńcem, między innymi Śpiew Krzemieńczan (1848), w paryskiej „Biesiadzie Krzemienieckiej” – piśmie, które zawiera wiele cennych informacji dotyczących sławnego liceum i losów jego absolwentów. Tradycje paryskiej „Biesiady Krzemienieckiej” po drugiej wojnie światowej podtrzymywano: od 1977 roku wychodziło w Londynie pismo pod tym samym tytułem, a obecnie ukazuje się „Dialog Dwóch Kultur”[11], który jest plonem spotkań pisarzy, malarzy, naukowców i muzealników, jakie wraz z żoną Urszulą organizujemy od kilkunastu lat w krzemienieckim Muzeum Juliusza Słowackiego. Warto też wspomnieć, że do wydawanego w mieście Słowackiego w okresie międzywojennym periodyku „Życie Krzemienieckie” nawiązuje publikowany w Poznaniu od 1991 roku półrocznik o tej samej nazwie[12].

Olizarowski był również pierwszym tłumaczem francuskich dramatów Adama Mickiewicza. Przybył do zakładu św. Kazimierza w 1864 roku i mieszkał tam do swej śmierci w roku 1879. Został pochowany w zbiorowej mogile razem z Norwidem. W paryskim przytułku pisał między innymi scenki dramatyczne dla tamtejszego amatorskiego teatrzyku, a także liczne wiersze okolicznościowe. Norwid twórczość przyjaciela cenił wysoko, czemu dał wyraz w Dwóch aureolach[13], eseju napisanym jedenaście dni po wstąpieniu do Domu św. Kazimierza, a także w epitafium nakreślonym na odwrocie kartki nekrologu Olizarowskiego, krótkim, ale – jak to u Norwida – pełnym esencjonalnej refleksji: W kilku tomach pozostałych rękopisów (które kiedy wydane będą???) pozostały i pozostaną arcywyjątkowe zalety i piękności – takie jednak, których żaden księgarski przedsiębiorca nie rozumie i nie ceni, bo ku temu trzeba osobnej nauki i obywatelskiej miłości rzeczy publicznej, nie zaś doraźnego interesu i wyzysku. Dodam jeszcze, że archaiczny, estetyczny i rytmiczny język polski stracił w Olizarowskim jednego z kilkunastu biegłych – więcej albowiem nad kilkunastu nie ma ich dziś w całej Polsce[14].

Warto dodać, że niestety także i w tym wypadku słowa autora Promethidiona okazały się prorocze. Do dziś bowiem większość utworów Tomasza Augusta Olizarowskiego, w tym wspomniane ponad czterdzieści dramatów, czeka na opracowanie i wydanie. Pozostają nadal w rękopisach, które znajdują się w Bibliotece Polskiej w Paryżu, a także w Bibliotece Kórnickiej i Bibliotece Narodowej. Być może ostatnim wnikliwym czytelnikiem dzieł Olizarowskiego był właśnie Norwid.


Duch Kresów w Zakładzie św. Kazimierza

Cyprian Norwid (1821-1883) Portret Marii Kalergis z różami we włosach (1848) ©.Biblioteka Narodowa, Warszawa

Pisanie na tematy związane z Kresami przypomina dziś w dużej mierze pracę archeologa. Zasypane popiołem niepamięci trwają jednak miejsca, budowle, dzieła, arcydzieła oraz przedmioty codziennego użytku. Wielkie wydarzenia dziejowe, ongiś sławne postaci i drobne, zwyczajne fakty składają się na historię narodu polskiego, która toczyła się na tych terenach przez bez mała siedemset lat. Wszystko to jest częścią nas samych, choć nieraz o tym nie pamiętamy i nie wiemy, że przeszłość owa współtworzy fundament naszej tożsamości. Zajmowanie się tak rozumianą archeologią prowadzi często do odkrycia przedziwnych skarbów.

Uwrażliwiony na tematykę kresową, nie mogę nie zauważyć, że właśnie osobie z terenów wschodniej Rzeczypospolitej zawdzięcza swe powstanie Dom Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo nad Sekwaną. Założycielką zakładu była bowiem siostra Teofila Mikułowska, urodzona w 1811 roku w Orchowie, w powiecie włodzimierskim na Wołyniu. Mikułowska kształciła się najpierw w szkole w Horochowie, potem zaś w Łucku, przypuszczalnie w pensjonacie Józefy Polanowskiej. W 1830 roku wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia w Wilnie i tam złożyła śluby zakonne. W klasztorze św. Jakuba zaopiekowała się Jakubem Konarskim, starym i chorym generałem buławy Wielkiego Księstwa Litewskiego. W 1837 roku wileńskie siostry szarytki sprzeciwiły się władzom carskim i odmówiły przejścia na prawosławie, za co rząd rosyjski oddał je pod stały nadzór policji. W styczniu 1842 roku skasowano należące do nich domy i szpitale. W srogą zimę w styczniu 1844 roku siostra Teofila Mikułowska wraz z towarzyszącą jej Gertrudą Szczepańską uciekły pieszo w świeckim przebraniu i nielegalnie przekroczyły zasypaną śniegiem granicę rosyjsko-pruską. Po bardzo długiej i pełnej niebezpieczeństw wędrówce przez Prusy wyczerpane dotarły w końcu do Paryża, gdzie w 1845 roku księżna Anna Czartoryska zleciła siostrze Mikułowskiej opiekę nad sierotami, przeważnie dziećmi powstańców, co było pierwszym krokiem na drodze do założenia zakładu św. Kazimierza.

Anna Zofia Czartoryska (1799-1864) z córką i synową (Paryż, 1861) ©.CBN Polona

Przytułek ten jest w sensie organizacyjnym dziełem głównie rodu Czartoryskich i osób związanych z Hotelem Lambert, które wspierały finansowo jego działalność. W surowych warunkach realnej ekonomii francuskiej nie było to łatwe, tym bardziej że nie dysponowano początkowo żadnym budynkiem czy nieruchomością. Według badaczy dom św. Kazimierza formalnie rozpoczął swoją trwającą do dziś działalność w 1846 roku. W ciągu tych 170 lat funkcjonowania przebywało w nim wiele osób, często wybitnych i zasłużonych dla polskiej kultury. Oprócz Norwida mieszkało tam aż ośmiu innych literatów, siedmiu malarzy i kilku pianistów.

Wspomniany już Tomasz August Olizarowski zapewne wielokrotnie wracał pamięcią do szkolnych lat spędzonych w Krzemieńcu[15], często przywołując w rozmowach z Norwidem postać i dzieło Juliusza Słowackiego. Autor Zwolona poznał wielkiego krzemieńczanina w Paryżu w marcu 1849 roku, gdy ten był już ciężko chory. Spotkania z nim opisał w słynnych Czarnych kwiatach, opublikowanych siedem lat po śmierci twórcy Kordiana. Ponadto w kwietniu 1860 roku wygłosił szereg publicznych prelekcji poświęconych dziełom Słowackiego. W wykładach tych – wydanych rok później w Paryżu przez drukarnię Martineta w formie broszury zatytułowanej O Juliuszu Słowackim. W sześciu publicznych posiedzeniach. (Z dodatkiem rozbioru „Balladyny”) – Norwid przywołał pamięć Słowackiego jako wielkiego artysty słowa, niedocenionego podobnie jak i on sam[16].

Józef Wysocki (około 1870) ©.CBN Polona

Zwraca uwagę, że wielu mieszkańców zakładu świętego Kazimierza było nauczycielami, urzędnikami, aptekarzami, a zatem należało do środowisk inteligenckich. Wśród weteranów powstania listopadowego, a później styczniowego znaleźli się oprócz zwykłych żołnierzy także dowódcy w randze generałów, pułkowników i majorów, między innymi generał Józef Wysocki, urodzony w Tulczynie na Podolu absolwent liceum krzemienieckiego, w 1863 roku mianowany przez Rząd Narodowy dowódcą sił zbrojnych ziem ruskich i województwa lubelskiego. W bitwie stoczonej pod Radziwiłłowem na Wołyniu w pobliżu Krzemieńca oddział Wysockiego został doszczętnie rozbity i zmuszony do wycofania się do Galicji. Po aresztowaniu we Lwowie generał był internowany w Linzu, a gdy go zwolniono, wyjechał do Francji.

Ludwik Norwid, brat poety (Paryż, lata 1861-1865) ©.Muzeum Literatury w Warszawie

Analiza listy weteranów z zakładu świętego Kazimierza pozwala stwierdzić, że wielu z nich pochodziło z Kresów – zarówno ukraińskich, jak i litewskich[17]. Zapewne wpływało to na tematykę rozmów i współtworzyło atmosferę, która otaczała Norwida. Każdy dzień w zakładzie rozpoczynał się mszą świętą odprawianą w kaplicy ze wspomnianym już wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej i zachowanymi do dziś godłami trzech narodów. W kaplicy przyciąga też wzrok obraz przedstawiający Matkę Boską Ostrobramską, a na fasadzie gmachu klasztoru w dwóch wnękach znajdują się figury św. Jadwigi i św. Kazimierza, patrona Polski i Litwy. Z fasady spogląda więc na nas Polska jagiellońska.

Święty Kazimierz, drugi syn króla Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki, urodził się na Wawelu w 1458 roku, a zmarł w Grodnie w roku 1484. Wychowawcą królewicza był Jan Długosz, wielki dziejopis, a pod koniec życia także arcybiskup lwowski. Kazimierz zasłynął dzięki swej dobroczynności, surowemu trybowi życia oraz głębokiej pobożności eucharystycznej i maryjnej. Został kanonizowany już w 1602 roku, a relikwie jego do dziś znajdują się w katedrze wileńskiej. Zapewne fakt, że założycielki przytułku przywędrowały nad Sekwanę właśnie z Wilna, gdzie głęboko zakorzeniony i żywy był kult tego świętego, zadecydował o nazwie paryskiego zakładu.

Warto też wspomnieć o jeszcze jednej osobie. Zapewne nikt by dzisiaj nie wiedział, gdzie spoczywają prochy Norwida, nie byłoby norwidowskiej urny w Krypcie Wieszczów na Wawelu, gdyby nie kresowy arystokrata Teodor Jełowicki – marszałek powiatu humańskiego, z wykształcenia prawnik i muzyk, który w miarę możliwości wspierał finansowo artystów, zwłaszcza tych zajmujących się twórczością muzyczną. Jełowicki – członek Komitetu Administracyjnego Zakładu św. Kazimierza i Towarzystwa Historyczno-Literackiego – wielokrotnie wspomagał Norwida, szczególnie w okresie jego pobytu w zakładzie, za co otrzymał od autora Promethidiona tekę namalowanych przez niego rysunków i akwarel. To Teodor Jełowicki i Michalina Zaleska pokryli koszty pogrzebu poety, kiedy jego prochy zostały w 1888 roku ekshumowane na cmentarzu w Ivry i przeniesione do zbiorowej mogiły w Montmorency.


Legenda Zakładu św. Kazimierza

Cyprian Norwid (1821-1883), Akropol (akwarela z Albumu Orbis w szkicu, tom I) ©.Biblioteka Narodowa, Warszawa

Czesław Miłosz w Prywatnych obowiązkach pisał: Historia literatury przekazuje legendy i mity narastające dookoła pewnych postaci, dzieł, miast, regionów. Im bardziej dana literatura jest splątana z historią, tym większa rola literackich legend i mitów, dlatego też tak wyspecjalizowały się w nich literatury słowiańskie. […]

Co do literatury polskiej, to wystarczyłoby wyliczyć same słowa dziedzicznie, by tak rzec, obciążone, ale jest ich tak dużo, że zapełnić nimi można by wiele stronic. Takie jak: Czarnolas, Wawel, Wilno, Filomaci, Soplicowo, liryki lozańskie, dom świętego Kazimierza, noc listopadowa.

Kto czyta po polsku, obcuje z głosami wielu epok i wielu pokoleń równocześnie, nie może być tylko strażnikiem mitów, jakich go nauczono, choć to, czym nasiąkł w młodości, działa na niego silnie, tkwi głębiej niż świadomość. Nie może dlatego, że jest w ruchu, a przeszłość zmienia się zależnie od punktu w czasie, z którego patrzymy. Tak podróżny, jadąc wzdłuż górskiego pasma, widzi coraz to inaczej te same szczyty. Żyjąc w tym, a nie innym momencie, mamy swoje, niepowtarzalne w ich szczególnej barwie, kłopoty i zainteresowania, szukamy więc w przeszłości tego, co dla nas użyteczne, żywe, silne, jako myśl i forma[18].

Wśród tych „słów dziedzicznych”, owych miejsc świętych dla polskiej kultury, trzeba jeszcze wymienić Lwów, Krzemieniec, Drohobycz, Żurawno, Rudki z Beńkową Wisznią, mały Hołosków „poety serca” Franciszka Karpińskiego, Prut i Huculszczyznę Stanisława Vincenza, Bibliotekę Polską w Paryżu, a w Krakowie – oprócz Wawelu – Skałkę i kościół Mariacki z ołtarzem Wita Stwosza.

Cyprian Norwid (1821-1883), Najady (1846) ©.Biblioteka Narodowa, Warszawa

Oczywiście legenda domu świętego Kazimierza ściśle związana jest z Norwidem i jego przejmującym losem. „Ciemny” i niezrozumiany przez współczesnych poeta-tułacz, tragiczny geniusz, delikatny, dumny i wyrafinowany, subtelny i głęboki w swych refleksjach, trafił w końcu do paryskiego przytułku, gdzie doświadczył dobroci i pomocy ze strony sióstr miłosierdzia, ale też piekła sporów, jakie wiedli ze sobą weterani – wykorzenieni z domów, środowisk, majątków, ojczyzny, starzejący się, schorowani i kolejno odchodzący do wieczności. W pokutnej, małej celi poeta oddawał się pracy literackiej i malarskiej, tworzył arcydzieła, w czym nie przeszkodziły mu ani coraz bardziej nasilające się problemy ze słuchem, dręczące go od czasów, gdy przebywał w pruskim więzieniu, ani stopniowa utrata wzroku. Zastanawiające, że przy owej głuchocie, którą artysta dotknięty został dość wcześnie, pisane przez niego wiersze nieraz odznaczały się niepowtarzalnym rytmem i subtelną melodyką. Autor Zwolona przypomina Ludwiga van Beethovena, który komponował arcydzieła nawet wówczas, gdy pod koniec życia stracił słuch. Melodia wewnętrzna utworów Norwida, przenikająca przez treść słów, jest dla nas osobnym, przejmującym przekazem…[19]

Ksiądz Modzelewski poświęca tablicę upamiętniającą Norwida, kadr z filmu Dom świętego Kazimierza (1983) ©.Filmoteka Polska

Norwid marznący w celi, poddany krępującemu swobodę regulaminowi przytułku, odseparowany od środowiska polskiej emigracji, od życia kulturalnego oraz niepodległościowego, które zawsze go przecież interesowało i pociągało – taki obraz poety przetrwał do dziś. W 1984 roku nawiązał do niego Ignacy Gogolewski, reżyser głośnego filmu biograficznego Dom świętego Kazimierza, w którym ukazany został ostatni miesiąc życia poety[20]: główny bohater – odizolowany murami zakładu, bez jakichkolwiek funduszy i świadomy daremności wcześniejszych zabiegów o pomoc – nękany jest dolegliwościami zdrowotnymi, cierpi z powodu lekceważenia, braku zrozumienia dla swej twórczości oraz brutalnych ataków ze strony krytyków literackich.

O upokarzającym lekceważeniu, jakiego doświadczał Norwid, pisał także Czesław Miłosz w poemacie Toast:

Autograf Wandy Norwida (1847) ©.Biblioteka Narodowa, Warszawa

Wejdź ze mną za kotarę w paryskim salonie.
Lokaj obcina świece i kominek płonie.
Hrabia francuską powieść, właśnie modną, czyta,
Chociaż nic nie rozumie, mruczy: „Wyśmienita”.
Wchodzi żona. Nerwowo szal wzorzysty szarpie
(Zwykle kiedy ma przykrość, tak mści się na szarfie):
„Co robić? Znów w kuchni ten… ten malarzyna”.
„Józefie! Weź dla pana Norwida litr wina[21].

Nic dziwnego, że przytułek św. Kazimierza jest źródłem jednej z najsławniejszych polskich legend literackich. W ciągu wielu dziesięcioleci nie tylko skupiał serca i myśli badaczy sztuki, ale także stał się tematem licznych dzieł poetyckich i prozatorskich. Należy tu wspomnieć choćby o powieści biograficznej Żniwo na sierpie[22] Hanny Malewskiej, która przejmująco opisała ostatnie chwile Norwida, a także o dwu utworach odznaczających się w moim odczuciu największą siłą artystycznego wyrazu: wierszu Dom świętego Kazimierza[23] Włodzimierza Słobodnika oraz poemacie lirycznym Józefa Czechowicza pod tym samym tytułem.

Józef Czechowicz (Lublin, lata 30. XX wieku) ©.Muzeum Literatury w Lublinie

Wielu krytyków literackich, często znakomitych[24], uznało Czechowiczowski dom świętego kazimierza za arcydzieło, zafascynowany był nim między innymi Zbigniew Herbert[25]. Dziś wiersz ten powszechnie uchodzi za jedno ze szczytowych osiągnieć wybitnego lubelskiego poety. Pomysł napisania owej muzycznej i wizyjno-malarskiej symfonii poetyckiej zrodził się w Paryżu, gdzie Czechowicz przebywał w 1930 roku na stypendium Ministerstwa Wyznań Religijnych. Artysta przeszedł wówczas operację oczu, zmagał się z obsesyjnym lękiem przed utratą wzroku i przed dziedziczną chorobą psychiczną, a także głęboko przeżywał krzywdzące opinie krytyków literackich, którzy zarzucali mu jako poecie egocentryzm i nadmierny estetyzm. Bez wątpienia właśnie nad Sekwaną dostrzegł wyraźną analogię między swoim losem a historią Norwida. W tym czasie odbył pielgrzymkę do zakładu świętego Kazimierza oraz stanął nad zbiorowym grobem powstańców w Montmorency, gdzie w 1888 roku spoczęły prochy twórcy Czarnych kwiatów. Po powrocie do kraju lapidarnie opisał swoje doświadczenia w wierszu autoportret, zamieszczonym w tomie w błyskawicy: paryż ocean widziałem przez dym siny / także laurowo ciemno[26]. „Dym siny” to być może aluzja do wspomnianych kłopotów ze wzrokiem, natomiast wyrażenie „laurowo i ciemno” stanowi oczywiście cytat z utworu Norwida[27], brzmiący w tym kontekście jakby pogłębionym echem.

Anatoliusz Czerepiński (1929-2004), Grób Józefa Czechowicza (Lublin, lata 50. XX wieku) © Archiwum Państwowe w Lublinie

Nawiązując do cytowanych wcześniej słów Miłosza, można powiedzieć, że wiersze pisane z myślą o innych twórcach są w zależności od miejsca i czasu swego powstania niczym spojrzenia na szczyty gór z różnych punktów. Zarazem autorzy takich utworów starają się często uwypuklić własną postawę. A zatem poemat Czechowicza jest nie tylko hołdem złożonym wielkiemu artyście, hymnem na jego cześć, artystycznym „portretem” miejsca czy zmetaforyzowaną analizą poetyki Norwida. To także wyraz sprzeciwu wobec krytyki, z jaką musiał się zmagać sam Czechowicz, subtelna obrona jego własnej drogi twórczej, która – jak w przypadku Norwida – była samotna i niepowtarzalna. Innymi słowy: Czechowiczowski dom świętego kazimierza to pochwała dzieł pozornie obcych życiu, a w swym najgłębszym wymiarze życiodajnych.

Poemat dopełnia proza poetycka Wspomnienie, która pozwala nam porównać, jak zmieniły się okolice ulicy Chevaleret przez ostatnie 75 lat… Czytając utwór lubelskiego autora, mam jednak wrażenie, że oglądał on zakład jedynie z zewnątrz. Wskazują na to pewne błędy natury topograficznej, pojawiające się zarówno w wierszu, jak i w prozie. Czechowicz pisał na przykład: Ale na pewno z okna swego azylu widział Sekwanę łamiącą brzegi w zawiłych skrętach[28]. Jedyne okno w celi Norwida wychodziło na podwórko wewnętrzne klasztoru, zatem rzekę – oddzieloną od zakładu wieloma kilometrami zabudowanej przestrzeni – poeta mógł zobaczyć jedynie „oczyma duszy”. Nie zmienia to naturalnie faktu, że zarówno poemat, jak i proza Czechowicza odznaczają się przedziwną i przejmującą prawdą artystycznego przekazu. Warto także – niejako w nawiązaniu do wcześniejszych rozważań o atmosferze kresowej panującej w zakładzie świętego Kazimierza – wspomnieć, że Czechowicz mieszkał przez jakiś czas na Wołyniu, gdzie pisał piękne wiersze inspirowane ową krainą i współtworzył grupę poetycką „Wołyń”[29]. To zapewne pomogło wiarygodnie utrwalić legendę domu, który już na zawsze będzie się nam kojarzył z Norwidem.

Mariusz OLBROMSKI                 

[1] Bezpośrednim impulsem, do napisania tej książki był mój pobyt w Paryżu – wieczór autorski w Bibliotece Polskiej w Paryżu w styczniu 2012 roku, połączony z wernisażem wystawy malarskiej Memento mori Andrzeja Rysiaka, znakomitego artysty, absolwenta Akademii Królewskiej w Brukseli oraz Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w salach wystawowych biblioteki. Po prezentacji wystawy jedną z prac artysta podarował Bibliotece Polskiej w Paryżu.  Nasz pobyt w stolicy Francji zawdzięczaliśmy zaproszeniu przez prof. Piotra Zaleskiego prezesa Polskiego Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu oraz dyrektora Biblioteki Polskiej w Paryżu. Na naszą twórczość zwrócił łaskawie jego uwagę pan Andrzej Paluchowski, były dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.  

Poza Biblioteką Polską w Paryżu organizatorem całości przedsięwzięcia był: Instytut Narodowy im. Adama Mickiewicza, Instytut Lwowski w Warszawie, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Departament Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą i Departamentu Współpracy z Zagranicą.

[2] W Metrykach i objaśnieniach do wiersza czytamy: „Apostrofa do Johna Browna (1800-1859), farmera ze Stanów Zjednoczonych, bojownika o wolność Murzynów amerykańskich, który 16 X 1859 roku dokonał w towarzystwie dwóch synów oraz kilku ochotników zbrojnego napadu na arsenał w Harpers-Ferry, pragnąc wywołać powstanie ludowe w celu zniesienia niewolnictwa. Raniony i schwytany podczas tego napadu, został postawiony przed sąd w Charlestonie (27 X), oskarżony o zdradę stanu, uznany winnym przez przysięgłych (28 X) i skazany na karę śmierci przez powieszenie (2 XI). List z wierszem Norwida musiał być wysłany do USA (prawie na pewno do Nowego Jorku, gdzie poeta miał znajomych) w drugiej połowie listopada 1859 roku, gdy do Paryża doszły wieści o wyroku skazującym Browna” (C. K. Norwid: Pisma wszystkie, t. 2, Wiersze, część druga. Zebrał J. W. Gomulicki. Warszawa 1971, ss. 364-365).

[3] C. K. Norwid: Do obywatela Johna Brown (w:) tegoż: Pisma wszystkie, t. 1, Wiersze, część pierwsza. Zebrał J. W. Gomulicki. Warszawa 1971, ss. 302-303. Norwid postaci Johna Browna poświęcił jeszcze jeden wiersz – John Brown (zob. tamże, ss. 304-306).

[4] J. Brodski: Dziennik rotterdamski (w:) tegoż: 82 wiersze i poematy. Wybór i opracowanie S. Barańczak, przedmowa C. Miłosz. Paryż 1988, s. 176.

[5] Brązowy pomnik – płyta nagrobna autorstwa Czesława Dźwigaja przedstawiająca postać Cypriana Kamila Norwida – został umieszczony przy wejściu do Krypty Wieszczów na Wawelu w 1993 roku, w 110 rocznicę śmierci poety. Obok – w 180 rocznicę urodzin, a więc w 2001 roku – ustawiono w małej wnęce brązową urnę z ziemią pobraną z grobu Norwida ze zbiorowej mogiły na cmentarzu w Montmorency pod Paryżem. Wcześniej ziemię ową poświęcił Jan Paweł II, który był – jak wiadomo – od wczesnych lat szkolnych zafascynowany twórczością Norwida.

[6]  Mariusz Olbromski, Legendy znad Ikwy, wyd. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP, Warszawa 2009.

[7] Adresatem tego listu (wiersza) był Bronisław Zaleski (1819-1880), historyk, publicysta i rytownik, rozwiedziony mąż Michaliny Dziekońskiej, osiadły w roku 1861 w Paryżu, gdzie stał się najbliższym przyjacielem Norwida. Poetycki list został wysłany do Zaleskiego pocztą w dniu 21 I 1879 roku (C. K. Norwid: Pisma wszystkie, t. 2, Wiersze…, dz. cyt., s. 407).

[8] Tamże, s. 238.

[9] Taki tytuł – Cyprian Norwid. Prorok niechciany – nosiła głośna wystawa zorganizowana w Warszawie w 2001 roku przez Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza we współpracy z Muzeum Narodowym w Warszawie i z Biblioteką Narodową. Ekspozycji towarzyszył katalog (pod tym samym tytułem) z licznymi reprodukcjami dzieł Norwida. Autorami wystawy byli Aleksandra Melbechowska-Luty, Anna Lipa i Łukasz Kossowski.

[10] A. Syski: Zakład św. Kazimierza w Paryżu. Łuck 1936, s. 235.

[11] Dotychczas opublikowanych zostało pięć roczników „Dialogu Dwóch Kultur” (zeszyt pierwszy jest zapisem spotkań literackich, muzealniczych i naukowych, zeszyt drugi, tzw. poplenerowy, rejestruje warsztaty kulturowo-artystyczne). Od 2006 roku organizatorem Dialogu Dwóch Kultur i wydawcą roczników było Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej, w 2011 roku Polskie Towarzystwo Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Krzemienieckiej w Poznaniu. Impreza i wydawnictwo są od początku powstania finansowane przez Kancelarię Senatu RP za pośrednictwem Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”, a od roku 2013 także przez Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Zob. też M. J. Olbromski: Krzemienieckie spotkania „Dialog Dwóch Kultur” (w:) Dziedzictwo i Pamięć Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej. Materiały I Muzealnych Spotkań z Kresami zorganizowanych przez Muzeum Niepodległości w Warszawie w dniach 26-27 maja 2008. Red. A. Stawarz, Warszawa 2009, ss. 267-273.

[12] „Życie Krzemienieckie. Półrocznik społeczny” wydawany jest od 1991 roku przez Polskie Towarzystwo Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Krzemienieckiej w Poznaniu, skupiające głównie absolwentów Liceum Krzemienieckiego, byłych mieszkańców miasta Krzemieńca i Wołynia. Dotychczas ukazało się 41 numerów. Periodyk wydawany jest w Poznaniu przez komitet redakcyjny w składzie: Bogdan Jankowski (red. naczelny), Janina Bożenek, Zofia Józefowicz-Niedźwiecka, Kazimierz Denek i Wojciech Opolski.

[13] C. Norwid: Pisma zebrane, t. 4, Proza. Wybrał i oprac. J. W. Gomulicki. Warszawa 1968, ss. 341-344.

[14] Tamże, s. 99.

[15] Zob. A. E. Kamińska: Epizod krzemieniecki w życiu i twórczości Tomasza Augusta Olizarowskiego (w:) Krzemieniec. Ateny Juliusza Słowackiego. Pod red. S. Makowskiego. Warszawa 2004, ss. 316-334.

[16] Zob. W. Toruń: Norwid i Słowacki. „Dialog Dwóch Kultur” 2008, z. 1, ss. 151-155.

[17] Zob. J. Szczepański: Weterani powstań narodowych w Zakładzie św. Kazimierza w Paryżu. Warszawa 2011.

[18] C. Miłosz: Prywatne obowiązki. Paryż 1980, s. 76.

[19] Po II wojnie światowej lwowski poeta Marian Hemar napisał na emigracji w Londynie jednoaktówkę Układ. W świetnym, a mało dziś znanym utworze przedstawił wizytę Cypriana Kamila Norwida u ciężko chorego Fryderyka Chopina. Zgodnie z fabułą sztuki kompozytor wspomógł znajdującego się w beznadziejnej sytuacji finansowej poetę. Znając delikatność i poczucie godności Norwida, uczynił to niezwykle umiejętnie – polecił służącej wręczyć „zaliczkę” na honorarium za napisanie libretta do opery, którą miał rzekomo skomponować. Chopin wiedział wszakże, że ze względu na stan swojego zdrowia nie zdąży już tego zrobić. Hemar zamieścił w Układzie ciekawe rozważania dotyczące muzyki i zacytował jeden z wierszy Norwida na ten temat. Sztuka w reżyserii Zbigniewa Chrzanowskiego została wystawiona kilka lat temu w Polskim Teatrze we Lwowie i zyskała duże uznanie publiczności. Zob. M. Hemar: Układ (w:) tegoż: To, co najpiękniejsze. Jednoaktówki. Kraków 1992.

[20] Dom świętego Kazimierza. Reżyseria I. Gogolewski, w rolach głównych I. Gogolewski, I. Malkiewicz, scenariusz L. Wosiewicz. Zespół Filmowy Profil, prapremiera 21 maja 1984 roku.

[21] C. Miłosz: Poezje. Warszawa 1982, s. 187.

[22] Powieść ta po raz pierwszy opublikowana została w 1947 roku.

[23] Wiersz Włodzimierza Słobodnika opublikowany został w tomie Ciężar ziemi (1959).

[24] Zob. m.in. K. Wyka: Rzecz wyobraźni. Warszawa 1959, s. 64; L. Fryde: Odmiany poezji „czystej”. „Pion” 1939, nr 6.

[25] Z. Herbert: Uwagi o poezji Józefa Czechowicza. „Twórczość” 1955, z. 9, ss.129-135.

[26] J. Czechowicz: autoportret (w:) tegoż: Poezje. Lublin 1982, s. 109.

[27] Zob. wiersz Klaskaniem mając obrzękłe prawice (w:) C. K. Norwid: Pisma wszystkie, t. 2, Wiersze…, dz. cyt., s. 15.

[28] J. H. Czechowicz: Wspomnienie: Dom świętego Kazimierza. Lublin 1983, s. 4.

[29] Zob. W. Michalski: Wiersze wołyńskie Józefa Czechowicza. „Akcent” 2003, nr 4, ss. 90-94.

Mariusz Olbromski. Urodził się w 1955 roku w Lubaczowie. Jest absolwentem KUL. W latach 80. XX wieku związany był z opozycją polityczną. W ramach Klubu Inteligencji Katolickiej w Lubaczowie, którego był prezesem, organizował Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, cykle wykładów i spotkań artystycznych, występy Teatru Polskiego ze Lwowa i zespołów polskich z Kresów. Przyczynił się do organizacji Muzeum Juliusza Słowackiego w Krzemieńcu i Muzeum Józefa Conrada-Korzeniowskiego w Berdyczowie. Od wielu lat jest animatorem wielu różnorakich działań kulturalnych, a szczególnie na dawnych Kresach RP. Między innymi spotkań pisarzy, naukowców, muzealników polskich i ukraińskich na terenie Ukrainy i Polski. Spotkania te noszą nazwę Dialog Dwóch Kultur, a celem ich jest budowanie wzajemnego poznania i zrozumienia przez elity kulturalne obu narodów. Wielokrotny laureat konkursów literackich, między innymi Ogólnopolskiego Konkursu „U progu Kresów”. Od 2015 roku jest dyrektorem Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku w Podkowie Leśnej. Opublikował między innymi: Niepojęte, niewysłowione (1994), Róża i kamień. Podróże na Kresy (2012), Grupa Poetycka „Wołyń”; publikacja towarzysząca wystawie Mariusza Olbromskiego i Lecha Wojciecha Szajdaka (2018), Powroty do Krzemieńca (2019), Na szlaku dialogu (2020).

Recogito, rok XXII, luty 2021