Droga Światła

Jan Jastrzębski (Jerozolima, 2012). Fot. Archiwum prywatne © Recogito

Pamięci Henryka Sekulskiego
autora „Drogi Krzyża”

* * *

           Tak było na początku: ciemność nad bezmiarem wód i światłość wzbudzona słowem Boga, oddzielona przez Niego od ciemności i nazwana dniem, a ciemność – nocą.

            Dziedzicząc winę i wygnanie, musimy przejść przez ciemność, a chcąc ją obłaskawić, próbujemy z nią paktować, zawierać sojusze. Lecz ona ciągle pochłania ofiary.          

I szczęśliwi, którzy mogą powtarzać za psalmistą: „Panie, dobyłeś mnie z Szeolu, / przywróciłeś mnie do życia spośród schodzących do grobu”.

            Jednakże światło zarania nigdy nas nie opuściło i jeśli nawet osunęliśmy się w mrok, zeszliśmy w ciemną dolinę – ono wciąż tam czuwa…

I
ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA

              Po upływie szabatu, o świcie pierwszego dnia tygodnia przyszła Maria Magdalena i druga Maria obejrzeć grób. A oto powstało wielkie trzęsienie ziemi. Albowiem anioł Pański zstąpił z nieba, podszedł, odsunął kamień i usiadł na nim. Postać jego jaśniała jak błyskawica, a szaty jego były białe jak śnieg. Ze strachu przed nim zadrżeli strażnicy i stali się jakby umarli.

         Anioł zaś przemówił do niewiast: Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział (Mt 28,1-7).

               Ta po trzykroć święta a niedocieczona chwila, w której grób stał się kolebką Nowego Początku, bramą Nowej Przyszłości. I świt pierwszego dnia po szabacie, przeniknięty wielkim drżeniem ziemi i błyskawicowym lśnieniem anioła, rozbrzmiewający jego przedziwnym oznajmieniem. I zderzony z tą nowiną ludzki rozum, nieprzygotowane na nią ludzkie serce…

             Jak ewangeliczne Marie stoimy przed Twoim grobem, Panie. Przejęci bojaźnią, zdumieni uległością kamienia, porażeni anielskim blaskiem. A jednocześnie każdy z nas jest strażnikiem, kamieniem i pieczęcią własnej czeluści, piastunem zrodzonej z niej trwogi.                  

             I jakże chcielibyśmy usłyszeć: „Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie […]”.

II
APOSTOŁOWIE PRZY PUSTYM GROBIE

            Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył (J 20, 3-8).

          Razem z Szymonem Piotrem i Janem zmagamy się z tajemnicą pustego grobu. Wpatrujemy się w porzucone płótna i chustę. A one mówią nam, że Ten, którego spowijały, przebył ludzką drogę aż po kres, by przemienić jego perspektywę; zapewniają, że choć doznamy skażenia i rozkładu, dźwignie nas kiedyś z prochu Boża moc.

           Przecierpieliśmy niejedno odejście, Panie, i nieraz jeszcze przyjdzie nam ćwiczyć się w żałobie. Ale niech znajdzie się i taka łza, która przywoła odsunięty kamień, przejrzy się w blasku przyszłego zwycięstwa. 

III
JEZUS OBJAWIA SIĘ MARII MAGDALENIE

               Maria Magdalena […] odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?”. Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego:» Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę. Jezus rzekł do niej: Mario!A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku:Rabbuni, to znaczy: Nauczycielu! (J 20, 14-16).

 

             Piotr i Jan, jakoś pogodzeni ze stanem rzeczy, powrócili do siebie, „Maria Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc”. Były to łzy bólu, goryczy, bezsilności, a przede wszystkim – rodzącej się już tęsknoty. I jakby w nagrodę za tę wierność Jezus zawołał ją po imieniu. Dopiero wtedy Go poznała, by zaraz usłyszeć zaskakujące słowa: „Nie zatrzymuj Mnie”.

            Tak bardzo pragnęła dotknąć Mistrza, ale wstrzymała jej rękę Jego jaśniejąca inność, Jego świetlista osobność.

           Ileż to razy musieliśmy grzebać nasze marzenia, plany i oczekiwania. Najtrudniejszy jest jednak pogrzeb własnej wiary, nadziei lub miłości – a bywa, że umierają jedna po drugiej. Obyśmy, przejęci tą stratą, nie ustawali w lamencie, Panie, i jak Maria z Magdali dostąpili widzenia.

IV
JEZUS TOWARZYSZY UCZNIOM W DRODZE DO EMAUS

           Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali (Łk 24, 14-16).

         Kleofas i jego towarzysz zdążali do Emaus. Przypominali poniekąd żołnierzy z rozbitego oddziału, którzy chcieli co prędzej oddalić się od miejsca swojej klęski. Szli więc do owej wsi, bo w tym czasie zamętu potrzebowali oparcia, a w sobie nieśli tylko smutek i rozczarowanie. Rozmawiając zaś o tym, „co się wydarzyło”, zagłuszali zarazem własne rozterki.

         I właśnie wtedy dołączył do nich Nieznajomy, by ich pełne goryczy „A myśmy się spodziewali […]” rozjaśnić blaskiem przeoczonych proroctw, aby przywrócić ich drodze światło.

          Wciąż wędrujemy, szukając ocalenia, Panie. Ale bez Twojej łaski nie zdołamy pojąć, że objawiło się ono już w świetle tego dnia – pierwszego dnia po szabacie – w które zbawiennie zostaliśmy obleczeni.

V
UCZNIOWIE ROZPOZNAJĄ JEZUSA PRZY ŁAMANIU CHLEBA

          Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc:Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu (Łk 24, 28-31).

           Cóż za osobliwego Wędrowca napotkali w drodze! Zdumiał ich swoją mądrością, rozpalił serca, toteż gorąco pragnęli, aby był ich gościem. A potem, podczas wieczerzy, wreszcie Go rozpoznali. Wprawdzie zaraz „zniknął im z oczu”, ale zdawał się jeszcze trwać w niknącym poblasku swej postaci, w pogłosie słów błogosławieństwa. Pozostał zaś w połamanym chlebie. Pozostał.

          Jak dobrze mieć Cię za towarzysza podróży, Panie, i móc powtarzać w złej doli przejmującą prośbę Twoich uczniów – i ufać jak dziecko, że i nas wysłuchasz.

VI
ZMARTWYCHWSTAŁY JEZUS UKAZUJE SIĘ UCZNIOM W WIECZERNIKU

               A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: Pokój wam!”. Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem(Łk 24, 36-39).

                Widziała Go już Maria Magdalena, ukazał się Szymonowi, dał się poznać uczniom z Emaus, a teraz objawił się zebranym w Wieczerniku. Stanął pośród swoich, ale miast entuzjazmu wzbudził lęk, wprawił w zakłopotanie, nie rozwiał wątpliwości. I nawet późniejsza radość – owoc Jego perswazji – nie byłą wolna od zdumienia i niewiary.

               Bo to wszystko zdawało się snem, z którego wnet mogło ich zbudzić złowrogie łomotanie do drzwi.

             Gdybyś wtargnął w nasze życie jak do Wieczernika, Panie, zachwiałoby się ono w posadach, musielibyśmy je całkowicie przebudować. Przeto choć Twoje imię gości na naszych wargach, któż Cię wygląda o drugiej czy o trzeciej straży? Kto przepasał swe biodra i lampę ma w gotowości?

VII 
JEZUS PRZEKAZUJE UCZNIOM DAR POKOJU I POJEDNANIA

         A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20, 21-23).

        Wieczór, zaryglowane drzwi i miotana różnymi uczuciami gromadka uczniów. A pośród nich On, zjawiający się z życzeniem pokoju, ale i stanowczym „posyłam”. Co oznaczało otwarcie, wyjście, ryzyko. Wszakże mieli wyruszyć w świat napełnieni Jego Duchem, bo tylko tak mogli podjąć rzucony przez Niego ogień…

                Panie, bez którego nic nie możemy uczynić, niech spocznie na nas – jak ongiś na uczniach – Twoje tchnienie, albowiem jeszcze bardziej niż oni potrzebujemy oczyszczenia, odnowy i umocnienia.

VIII
ZMARTWYCHWSTAŁY JEZUS UMACNIA WIARĘ TOMASZA

           Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: Pokój wam!. Następnie rzekł do Tomasza: Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!”. Tomasz Mu odpowiedział: Pan mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20, 26-29).

             „Może innym to się przydarzyło, ale nie mnie – myślisz nieraz. – Ja nie widziałem, nie słyszałem, nie dotknąłem”. I w przeciwieństwie do nieufnego Tomasza, dopuszczającego zmianę swego nastawienia, z upodobaniem zatrzaskujesz się w sobie. Zawsze jednak odnajduje cię ten głos, który jest jak cierpliwe kołatanie: „Na pewno nie widziałeś? Na pewno nie słyszałeś? Na pewno nie dotknąłeś?”.

             Panie, który przychodzisz mimo drzwi zamkniętych i przynosisz swój pokój, wybacz, że wyzyskujemy ten cud, zazwyczaj go nie dostrzegając.

IX
ZMARTWYCHWSTAŁY JEZUS UKAZUJE SIĘ UCZNIOM NAD JEZIOREM TYBERIADZKIM

         A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. A Jezus rzekł do nich: Dzieci, czy macie co na posiłek?”. Odpowiedzieli Mu: Nie. On rzekł do nich: Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie(J 21, 4-6).

         Byli u siebie: w Galilei – w malowniczej i żyznej Galilei, gdzie mieli Go ujrzeć. Ożywały związane z Nim wspomnienia, odnawiało się poczucie winy, wracało echem niedawne „posyłam”. Ale im dłużej na Niego czekali, tym bardziej to wszystko blakło, traciło swoją realność. Podstawą bytu na powrót stawała się łódź, domowe jezioro jednak ich zawiodło, wręcz z nich zakpiło.

        A o świtaniu na brzegu stanął On – usłyszeli Jego głos, napełniła się sieć, zaś na żarzących się węglach leżała ryba i chleb. Znów mogli spożywać z Nim posiłek – i to w takim miejscu – a byli onieśmieleni, skrępowani. Tylko ich serca śpiewały: „To jest Pan!”.

            Biegli w swoim rzemiośle, wciąż idziemy łowić ryby, Panie, choć nieobcy nam jest widok pustych sieci. Ta upływają godziny i lata, tak życie upływa. A gdy minie noc ostatniego połowu, niech obejmie nas przeczysty ranek i powierzy Tobie, stojącemu na brzegu.

X 
ZMARTWYCHWSTAŁY JEZUS POWIERZA PIOTROWI SWÓJ KOŚCIÓŁ

            I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? Odparł Mu: „[…] Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś owce moje!. Powiedział mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?. Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: „Czy kochasz Mnie?”. I rzekł do Niego: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego Jezus:Paś owce moje! (J 21, 16-17).

          Pytania Jezusa są jak nagłe podmuchy wiatru od jeziora, uderzają zaś w tego, który miał być skałą, a stał się nadłamaną, usychającą trzciną. Ale nie upokarzają go, nie przyginają do ziemi, tylko wlewają w niego życie, scalają, prostują. Zadaje je bowiem Ten, który „wszystko wie”, dla którego człowiek nie ma tajemnic, za to On jest jego najgłębszą tajemnicą. Gdyby nie to, gdyby nie Jezusowe spojrzenie na dziedzińcu domu arcykapłana, cóż mógłby odpowiedzieć Piotr?

         A kiedy znów usłyszał: „Pójdź za Mną!”, w dodatku nad tym samym jeziorem, może przez chwilę wyobrażał sobie, że oto wszystko dopiero się zaczyna…

            Mimo najlepszych chęci często przypominamy Piotra z dziedzińca, Panie. Podobnie jak on, idziemy „z daleka”, zachowujemy bezpieczną odległość, czyniąc to również z lęku przed pytaniem, które do niego skierowałeś. Jakbyśmy wciąż jeszcze nie wiedzieli, że wystukują je nieustannie nasze skołatane serca.

XI
WIELKIE ROZESŁANIE UCZNIÓW PRZEZ JEZUSA

            Jezus przemówił tymi słowami: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata(Mt 28, 18-20).

             Ogrom świata i tych jedenastu, którym daleko było do herosów. Kiedyś jednak zostawili wszystko i poszli za Nim, a teraz mieli potwierdzić ów przedziwny związek, udając się z powierzoną im misją. Stanęli przed zadaniem ponad swoje siły, a przecież i my otrzymaliśmy od nich bezcenny dar: wywiedzione z Galilei „ja ciebie chrzczę […]”.

            Panie, przymnóż nam wiary, abyśmy – obmyci rosą chrztu, więc także posłani – prawdziwie byli Twoimi świadkami.

XII
WNIEBOWSTĄPIENIE JEZUSA

           Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba (Łk 24, 50-51).

         Oto najosobliwsze rozstanie w dziejach świata. Jezus od dawna przygotowywał uczniów na tę chwilę i może Jego słowa brzmiały im w uszach, gdy – ugodzeni już tęsknotą za Nim – patrzyli, jak oddalał się, niknął w niebieskim przestworzu… Ale nikogo nie porzucał, bo „Jego ręce są nadal wyciągnięte nad tym światem. Te błogosławiące ręce Chrystusa są jakby chroniącym nas dachem”*.

            „Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać”, powiedziałeś, Panie. I kiedy czasem – jak „mężowie z Galilei” – wpatrujemy się w niebo, wyczekujemy niejako tamtego obłoku, który zabrał Cię im sprzed oczu.

XIII
UCZNIOWIE Z MARYJĄ OCZEKUJĄ W WIECZERNIKU NA ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO

            Wtedy wrócili do Jerozolimy z góry, zwanej Oliwną, która leży blisko Jerozolimy, w odległości drogi szabatowej. Przybywszy tam weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda [brat] Jakuba. Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego (Dz 1, 12-14).

           Przebywali w Jerozolimie, jak im nakazał. Zebrani w „sali na górze”, wolnej jakby od władzy rzeczywistości, oddawali się modlitwie. Była z nimi również Jego Matka. W czasie tego misterium czekania uczyli się od Niej cierpliwości i pokory, promieniowała na nich tajemnica Jej wielkiego TAK. I powoli stawali się przygotowanymi naczyniami…

          Gdy zaczynamy odwracać się od świata, kiedy gubimy się i marniejemy, prowadź nas, Panie, do Twej «sali na górze «i pozwól nam w niej odzyskać nadzieję odmiany.

XIV
ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO

           Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. […] I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym (Dz 2, 1-4 ).

          Cichy, wychylony w niebo Wieczernik i spadający nań donośny szum, objawiające się języki z ognia. Nieziemski wiatr i niebiański ogień. Wicher, który wypełnia, przenika, zagarnia, i ogień, który naznacza, odnawia, przemienia. Ta przyodziana w żywioły Moc nie niszczy jednak Wieczernika, lecz – utajona w tych, co tam czuwali – wylewa się na świat, by trwać w nim po wszystkie dni.

          Troszczący się i martwiący o wiele, a do tego zwykle słabi, chorzy, zagubieni – tak bardzo potrzebujemy Twojego „Effatha”, Panie, owego „Otwórz się!”. Ponieważ tylko ono wyzwala, uzdrawia; i tylko ono stwarza przestrzeń dla Ducha, który daje życie.

* * *

Rozpięci między życiem i śmiercią, wiarą i zwątpieniem
nie porzucajmy nadziei, nie odtrącajmy miłości
– idźmy do Galilei, z głębi serc wołając:

światło świtu pierwszego dnia tygodnia     –  obudź nas
światło łez Marii Magdaleny                       –  oczyść nas
światło drogi do Emaus                              –  uspokój nas
światło rąk łamiących chleb w Emaus        –  natchnij nas
światło znad Jeziora Tyberiadzkiego          –  przygarnij nas
światło obłoku Wniebowstąpienia               –  pociągnij nas
światło objawione w Wieczerniku                – uświęć nas

Światłości Świata niepojęta                         –  zbaw nas. Amen.

Jan JASTRZĘBSKI 

* Joseph Ratzinger – Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, cz. II, Kielce 2011.

Jan Jastrzębski urodził się w 1952 roku. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Pracował jako nauczyciel i dziennikarz. Debiutował w 1975 w dwutygodniku „Kamena”. Publikował między innymi w następujących czasopismach: „Nowy Wyraz”, „Odra”, „Sycyna”, „Borussia”, „Ocalenie przez poezję”, „Jaćwież”, „Topos” oraz w antologiach. Jest autorem zbiorów prozy: Fado o ogrodach (1981), Drżąc (1987), Błoto (1995), Prozy kolejowe (1999), Dzwonek (2011), Zaćmienie księżyca (2014), Ona (2015). Mieszka w Gołdapi.

Recogito, rok XX, maj 2019