Karnawał

Anna Sobolewska (Wenecja, 2013) ©.Barbara Tagliapietra

Słowo karnawał kojarzy się przede wszystkim ze swawolą, z błazenadą, z przebierańcami, jak również z ulicznymi orszakami i hucznymi zabawami. Dla jednych jest rodzajem święta i zarazem rytuału zakorzenionego w antyku i w pogaństwie. Dla innych nie jest niczym innym jak ludyczną formą zabawy. Jedni ignorują jej kontekst polityczny i społeczny, inni zaś religijny i kulturowy.

Okazuje się jednak, że zjawisko karnawału, będąc dla każdego narodu „bogatym, ukrytym źródłem kultury”, posiada wiele aspektów. Pisali o tym Michał Bachtin, Jacques Heers, Johan Huizinga i wielu innych. Etymologicznie wywodząc je ,,bezpośrednio od łacińskiego carrus navalis, wozu w kształcie statku”, uświetniającego różnorakie parady, jak – do dziś – ma to miejsce w Nicei, w Menton, bądź na Wybrzeżu Var. Tradycją południowo-francuskiego karnawału stało się kwiatowe lub owocowe corso. Przygotowywane na tę okazję dużych rozmiarów konstrukcje przemierzające ulice miasta ku uciesze zgromadzonej ludności, przystrajane są w Nicei kwiatami, w Menton owocami cytrusowymi, a ma Wybrzeżu Var mimozą pochodzącą przede wszystkim z tego rejonu. Oceniane są pomysły i uroda matek chrzestnych, zasiadających na wymyślnych platformach w otoczeniu kwiatowych i owocowych stworów, baśniowych, mitologicznych, czy też komiksowych postaci. Kwiaty na koniec karnawałowej parady są rozdawane zgromadzonej na trasie publiczności, a z owoców sprzedawanych za grosze robi się cytrynowe i pomarańczowe wino, będące później rodzajem aperitifu.

Kolejna interpretacja etymologiczna wywodzi się od carne vale, staropolskiego określenia mięsopust. Jak sama nazwa wskazuje, odnosi się to do pofolgowania sobie, tak w jedzeniu, jak i w piciu. I w tym momencie wkraczamy na temat znacznie poważniejszy. Dotyczy on religii, w tym przypadku chrześcijaństwa. Powoli wtapiało się ono i przejmowało od antycznego Rzymu niektóre obyczaje i święta, nadając im odmienny, wypływający z nauki Chrystusa charakter. I tak obchody rzymskich świąt przesilenia zimowego zaważyły na oprawie i obrzędach Bożego Narodzenia, jak i całym następującym po nim okresie świątecznym, w który wplótł się czas zabaw i zbytków. Wielu autorów twierdzi, iż echa rzymskich Bachanalii, Luperkaliów, a przede wszystkim Saturnalii, pobrzmiewają w tradycji chrześcijańskiej, szczególnie średniowiecznej. Święto Głupców obchodzone było wówczas w tym samym prawie czasie, co w połowie I wieku przed naszą erą Saturnalia i, w późniejszych wiekach, występujące już pod nazwą Brumelia, a więc w grudniu. Błazenada ogarniała wszystkich, a zamiana ról cieszyła tak rzymskich niewolników i ich panów, jak też kleryków, ministrantów i duchownych przynależących do danej kapituły. W starożytnym Rzymie i później w krajach Zachodu nade wszystko były uwielbiane radosne grudniowe święta. Chociaż w oczach niektórych antycznych mędrców i filozofów, jak i światłych biskupów, niosły zagrożenia buntu, sprzeciwu wobec ustalonego z góry prawa i, w mniemaniu rządzących, zatwierdzonych raz na zawsze społecznych ról.

Maski (Wenecja, 2013) ©.Anna Sobolewska

Jeżeli patrzymy na to zjawisko od strony tradycji chrześcijańskiej, wiadomo, iż czas karnawału zamyka się między świętem Trzech Króli a popielcową środą, rozpoczynającą Wielki Post. Dla wielu osób karnawał zaczyna się już z dniem Nowego Roku i, w rocznym cyklu, jest najdłuższym świątecznym okresem. Zamykają go tak zwane zapusty, trwające od tłustego czwartku do tłustego wtorku. Po nim nastaje czas umartwiania się i nawrócenia. Coś się kończy i coś lepszego ma się zacząć, więc trzeba jeszcze ostatkiem sił i energii pożegnać to, co było rodzajem zła i przewrotności. Temu więc w ostatnich sześciu lub trzech dniach karnawału służy szaleństwo ulicznych parad, maskarad, burleski, tańców i hucznych, wystawnych biesiad.

Tajemniczy, zakryty maskami karnawał wenecki i drugi szalony, roztańczony południowymi rytmami, brazylijski karnawał z Rio de Janeiro przyciąga tłumy. Każdy, kto bierze w nim udział, staje się na parę godzin kimś innym, kimś, kim nie może być na co dzień. Nie ma to jednak posmaku średniowiecznego Święta Głupców, o którym w książce Święta głupców i karnawały pisał Jacques Heers: „Ceremonia przejścia, pochwała radości życia i powszechnego dostatku. A zatem święto obfitości, podczas którego ludzie piją, jedzą i bawią się, nie przejmując się na razie zakazami; to czas dialogu albo konfrontacji”. To czas tak zwanych ostatków. Autor zwrócił uwagę, iż ,,karnawał zdecydowanie przewyższa żywotnością fantazji i bogactwem inwencji przedstawienia o inspiracji czysto religijnej”. A dialog i konfrontacje podejmowane były już w XV stuleciu nie tylko przez kaznodziejów i świeckich, ale także i przez artystów, którym temat karnawału i postu dawał niecodzienne pole do popisu. Przykładem są przede wszystkim „wspaniałe ilustracje manuskryptów z Norymbergii, z lat 1450-1530, poświęcone w całości tamtejszemu pochodowi karnawałowemu przebierańców w maskach z brodami (Schembartlanuf)”.

Pieter Bruegel (1559) Walka karnawału z postem (1559) ©.Kunsthistorisches Museum Wien

Czarnobiałe ilustracje nie oddają jednak klimatu zabaw karnawałowych tak jak barwna, namalowana na drewnie w roku 1559 przez Pietera Breughla Starszego, Walka karnawału z postem. Obraz oglądać można w Wiedniu, w Muzeum Historii Sztuki. Niderlandzki malarz zamienił się w prześmiewcę wyszydzającego „pruderię katolików i ostentacyjną, lecz rzadko szczerą wstrzemięźliwość reformatorów”.  Widzimy tu ewidentny przykład dysputy „Karnawału z Panią Wielkopostną”, przedstawiony w scenie rodzajowej rozgrywającej się na centralnym placyku miasteczka. Malarz i tym razem nie poprzestał na zagęszczeniu kilku planów obrazu licznymi postaciami wyrwanymi bezpośrednio z jarmarku, z kościoła, od lichwiarza, postaciami które błaznują, żebrzą, zajmują się swoimi codziennymi obowiązkami, praniem, czyszczeniem ryb, graniem w kości czy też zbijaniem bąków. Wszyscy coś robią, są czymś zajęci, a między nimi przechadza się postać pełniąca rolę błazna, na co wskazuje dwukolorowe ubranie w pasy i długoucha czapka na głowie. Po placyku kręci się wiele kalek i małych dzieci zajętych zabawami, kręceniem bąka, strzelaniem z bata. Wśród tego rozgardiaszu i harmidru wjeżdża na placyk malutki wózek, platforma ciągnięta przez dwie osoby: zgarbionego, ubranego w biały habit i czarną kapę zakonnika i towarzyszącą mu mniszkę. Na tym wózku, na zdezelowanym krześle siedzi przeraźliwie chuda kobieta, odziana w szarą, znoszoną szatę. To Pani Post. Jej strawą są mizerne dwa śledzie. Za nią ciągną wygłodzeni, dziwaczni osobnicy. Orszak przechodzi od bram kościoła i kieruje się w stronę Pana Karnawału. Dwie najważniejsze postaci z tego obrazu spotykają się w centralnym miejscu i ma się wrażenie, iż za chwilę zaczną walczyć ze sobą na argumenty, sławiące wyższość postu nad karnawałem, bądź odwrotnie. Korpulentny człowieczek, jegomość z czerwonym nosem i pijacką twarzą, siedzący okrakiem na wielkiej beczce, to Pan Karnawał. Dojada resztek smakowitego jedzenia, na pewno dziczyzny, gdyż jeno łeb dzika nabity na rożen mu pozostał. Na przodzie beczki przybita nożem kołysze się świńska tusza a wokół tego karnawałowego tronu walają się, dzbanki i kubki, karty do gry i pozostałości po sutej biesiadzie. Ferajna karnawałowa podąża za swoim wodzirejem i nie myśli nawet o zaprzestaniu wesołej zabawy. Różnokolorowi przebierańcy hałasują, dziwacznych przedmiotów używając jako muzycznych instrumentów. Nikt nie myśli dać się wykurzyć Wielkopostnej Pani. Breughlowskie miasteczko w czasie karnawałowego święta to kopalnia wiadomości o życiu prostych ludzi, gdzie nie natkniemy się ani na sztuczność, ani na konwenanse. Doszukiwać się możemy różnych zakodowanych alegorii. „Karnawał – siłą rzeczy i na podobieństwo ówczesnych świąt świeckich czy religijnych, wywodzących się z prastarych źródeł lub czerpiących z nowszej tradycji chrześcijaństwa – ofiarowuje bardzo liczne przedstawienia uliczne”, które według są ,,cennymi punktami orientacyjnymi dla rekonstrukcji pewnej kultury” – podkreślał Jacques Heers.

Radosne odgłosy karnawałowe nie były obce kompozytorom muzyki klasycznej. W nutach zapisanych przez Roberta Schumana, Georgesa Bizeta, Henryka Wieniawskiego, Camille’a Saint-Saënsa wyróżnić można wariacje, improwizacje, uwertury i fantazje muzyczne, obrazujące wiedeński, rzymski, jak i rosyjski. Również Karnawał zwierząt. Skomponowane przez nich utwory, datowane przeważnie na XIX wiek, potwierdzają zainteresowania twórców, jak i teoretyków muzycznych, tematem karnawału. Muzyczne, malarskie bądź literackie dzieła, podkreślały wagę na pozór zwykłej zabawy, będącej nośnikiem różnorodnych intencji, przeobrażającej karnawał w wielkie święto.

Sarmacka biesiada z obrazu Dzwon śmierci w kolegiacie Świętej Trójcy w Krośnie ©.Kolegiata Świętej Trójcy, Krosno

W Polsce, kiedy siarczysty mróz trzymał w okowach wsie i miasta, a śnieg topił się dopiero z początkiem wiosny, o przedstawienia uliczne było trudno. Nie zabrakło jednak tradycji karnawałowej, z której słynęły pańskie dwory, kościelne parafie i różnego rodzaju miejskie i wiejskie społeczności. Już od Bożego Narodzenia zapraszano okolicznych sąsiadów, a balom i biesiadom nie było końca. Stoły zastawiano suto i „zaczynał się długotrwały okres zabaw, przedstawień, tańców, przedłużający się następnie w mięsopusty. Jeżeli jeszcze spadł śnieg, to i o gości, o gwarne wyjazdy w sąsiedztwo, kuligi nie było trudno; słowem, święta radości, święta rodziny i sąsiedztwa, święta dzieci i służby, wielkie godne święta” – jak podawał Jan Stanisław Bystroń w swojej książce Dzieje obyczajów w dawnej Polsce: wiek XVI-XVIII.

Wszystkie wyżej wymienione zwyczaje karnawałowe przetrwały do naszych czasów. Jasełka, kolędowanie od domu do domu z gwiazdą i szopką, maskarady i przebierańcy, to niezapomniane chwile mego dzieciństwa. Ale najbardziej ulubionym karnawałowym zwyczajem był w wielu miejscowościach Podlasia organizowany dla dzieci kulig. Gospodarze wypożyczali na tę okazję bajeczne, drewniane, czasami malowane, czasami rzeźbione sanki, koniom zakładano chomąto z dzwoneczkami i w pogodny dzień, przy wtórze dzwoniących dzwonków, kolorowe korowody z przebierańcami sunęły ulicami miast i miasteczek. Kuligi dorosłych odbywały się wraz z zapadnięciem zmroku. Była to jazda saniami do pobliskiego lasu lub sąsiadującej z daną miejscowością puszczy. Czasami nawet dziesięć sań sunęło leśnymi duktami po głębokim śniegu. Nocny mrok rozświetlały trzymane w rękach pochodnie, a odgłos janczarów słychać było bardzo daleko. Wysoko w górę ulatywały iskry z palącego się, przygotowanego na tę okazję ogniska. Las rozbrzmiewał gwarem i śpiewem. Na kuligu nie mogło zabraknąć staropolskiego bigosu i grzanego piwa.  Tańcom przy ognisku nie było końca. Konie okryte grubymi derkami czekały potulnie na rozbawionych uczestników kuligu a mroźna noc nie była żadną przeszkodą.

Karnawał kojarzy się z zapachem konfitury, utartej z płatków różanych, dodawanej do lukrowanych lub osypanych cukrem pudrem pączków, a te smażyło się na domowym smalcu, podobnie jak drugi słodki i kaloryczny przysmak, faworki. Podczas karnawału chrześcijańskie rodziny odwiedzał ksiądz. Wizyta duszpasterska to stara, polska, ciągle aktualna tradycja. Każdego roku tego typu wizytę trzeba było przygotować, nie zapominając o krucyfiksie i świecach, o wodzie święconej i o kropidle. A wszystko to stawiało się na nieskazitelnie białym obrusie. Rodzina musiała być w komplecie, a dla małych dzieci kolędowanie duszpasterza było często wielkim przeżyciem. Obawy dotyczyły znajomości katechizmu, z którym czasami było się na bakier. Huczne bale w czasie karnawału organizowały wszystkie społeczności, tak w miastach, jak i na wsiach. Bale górnika, bale aktorów, studentów, nauczycieli itp. miały swoich wodzirejów i stałych sympatyków. Przygotowywano wymyślne toalety i fryzury, kotyliony. Profesjonalne i amatorskie orkiestry miały pełne ręce roboty. I trudno było ukryć, iż browary na te okazję pustoszały.

Być może moje wspomnienia są dla niektórych powrotem do lat ich młodości, dla innych zaś to zupełnie nieznane fakty. Jednak karnawał poprzedniego i 2021 roku zapamiętamy wszyscy na długie lata. Albowiem nie było i nie jest nam dane poddać się karnawałowym szaleństwom, bo to nie my się bawimy, a bawi się z nami koronawirus, zostawiając za sobą żniwo groźniejsze niż szkody powstałe na różnego rodzaju zabawach i balach.

Anna SOBOLEWSKA

Paryż, styczeń 2021 roku

Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.

Recogito, rok XXII, styczeń 2021