Na prowansalskiej ziemi

Abbaye du Thoronet (Le Thoronet, 2021) © Anna Sobolewska

Wędrówka po departamencie Var to ciągłe odkrywanie. Głównie odrębności jaką Południe zachowało względem innych regionów Francji. Opuszczając Saint-Maximin-la-Sainte-Baume i kierując się w stronę jeziora Carcés, a później do miejscowości o nazwie Cotignac, potrzeba ponad pół godziny jazdy samochodem, aby dotrzeć do Tourtour. Warto odwiedzić ten zakątek. Jego historia sięga pradziejów: panowania Rzymian, najazdów barbarzyńców i początków chrześcijaństwa.

Abbaye du Thoronet (Le.Thoronet, 2021) ©.Anna Sobolewska

Na miejscu łatwo się zauroczyć kamiennymi domami, pokrytymi charakterystyczną dla tego regionu dachówką, ośmioma fontannami i placem, na którym, z racji bytności w Toutour Anny Austriaczki odbywającej pielgrzymkę dziękczynną do Cotignac, w 1638 roku zasadzono dwa wiązy. Niestety oba wiekowe drzewa zostały wycięte 40 lat temu i tylko nazwa placu, Des Ormeaux, istnieje do dziś. Historię miasteczka opowiadają również: średniowieczny zamek oraz ten z XVII wieku. Sklepione przejścia, wąskie uliczki zalane jaskrawym słońcem i samo określenie, le village dans le ciel de Provance (podniebne miasteczko Prowansji), z racji swego położenia na wysokości 635 metrów nad poziomem morza może stanowić atrakcję dla każdego przybysza. Miejscowość należy do najpiękniejszych we Francji. Znajdziemy tutaj również ślady bytności mnichów cysterskich, potwierdzone podupadłą w ruinę kaplicą Notre-Dame de Florielle. Jest ona ostatnim śladem cysterskiego opactwa Florièyes, które istniało tu od 1136 roku, aby dziesięć lat później rozkwitnąć na nowo w lasach Le Thoronet.  

Obejrzenie opactwa, prawie w całości zachowującego swój pierwotny kształt, było kolejnym celem mojej wędrówki po Prowansji. Położone nie w miejscowości o takiej samej nazwie, ale na uboczu, daleko od życia jego mieszkańców, w dębowym lesie, na zupełnym pustkowiu, od średniowiecznych czasów do końca XVIII wieku żyło swoim rytmem i surową regułą. Dzisiaj potwierdzają ją jedynie kamienie układające się w bogaty zespół architektoniczny. Jest on świadkiem wspaniałej sztuki romańskiej. Ona zaś, tak jak sztuka gotyku, za każdym razem robi na mnie duże wrażenie. Dróżka w lesie prowadząca do zabudowań klasztornych, które – jak się okazało – nie razu rzucają się w oczy, gdyż umieszczone są w niezbyt głębokiej niecce, a także kamienna brama z okalającym murem i pomieszczeniem zaadoptowanym na butik z pamiątkami, w którym kupić można bilety i czekać na czas wyznaczony z przewodnikiem, jeżeli wybiera się tego rodzaju wizytę – witają chętnych powrotu do czasów średniowiecza.

Na terenie dawnego klasztoru (Le Thoronet, 2021) ©.Anna Sobolewska

To dzięki przewodniczce, Karine Mangin, osobie o rozległej historycznej, matematycznej i muzycznej wiedzy, chyba nie tylko mnie udało się mocno zagłębić w epokę sięgającą XII i XIII stulecia. Pani Karine odsłoniła wiele tajemnic, skrytych przed oczami przypadkowego przybysza. Ukazała cysterskie opactwo jako kamienną biblię służącą tym, którzy ją budowali, w niej egzystowali, w niej pracowali i się modlili. Starali się wprowadzać w życie regułę, przyspasabiającą do życia eremickiego, stworzoną przez Benedykta z Nursji w XI wieku. W tym kompleksie sakralnym nie było nic przypadkowego. Siedem sztuk wyzwolonych, wyróżnianych w IV wieku p.n.e., w średniowieczu stało się podstawowym modelem edukacji. Posłużyło mnichom do tworzenia racjonalnego systemu architektonicznego. Korespondował on z pragmatyczną gospodarką klasztorną, odpowiadającą zarówno konwersom, braciom świeckim, jak i ascetycznym zadaniom, wypełnianym przez mnichów podległych ścisłej klauzurze. Przewodniczka przypomniała, iż założeniem zakonów cysterskich było całkowite przeciwstawienie się, zerwanie z przeszłością kongregacji kluniackiej, wywodzącej się z największego w Europie Zachodniej benedyktyńskiego klasztoru w Cluny. Dlatego też w 1098 roku Robert z Molesmes przy pomocy Stefana Hardinga, myśląc o odnowie duchowej mnichów, założył na terenie Francji, w Citeaux (stąd też nazwa cystersi) w Burgundii, nową gałąź zakonu benedyktynów. Za cel wyznaczono powrót do korzeni.

Nowy zakon powstawał stopniowo, a wsparciem dla nowej kongregacji, jaką stanowić zaczęli tak zwani biali mnisi, było wstąpienie do klasztoru w 1112 roku Bernarda z Clairvaux i trzydziestu nowych braci, co dało możliwość tworzenia nowych opactw w całej ówczesnej Europie. Ucieczka przed światem, prostota i ubóstwo, milczenie i surowość życia, praca w pocie czoła – miały wyznaczać mnichom ich miejsce na ziemi. Ponowne wdrażanie do dyscypliny i dążenie doskonalenia duchowego, prowadzącego do wyżyn świętości, stanowiło credo odnowionej reguły zakonnej.

Braciom, którzy przybyli w okolice Tourtour z opactwa Mazan w Ardèche, by później osiąść na stałe w Thoronet, zawdzięcza się istnienie klasztoru na terenie Prowansji. Hrabia Tuluzy Rajmund de Saint Gilles był jego fundatorem. Budowę rozpoczęto w 1150-1160 roku, aby na w 1230 roku mogło zamieszkać tam 20 mnichów wraz z kilkunastoma braćmi świeckimi.  Do dzisiaj nie wszystko z romańskiego klasztoru przetrwało. Na skraju potoku, na kamiennych pozostałościach prowadzących do opactwa, odrestaurowano podwójne łuki mające pokazać potężną kubaturę pomieszczenia, służącego przed wiekami do przyjmowania gości. Podobnie uczyniono z refektarzem i dormitorium usytuowanym na parterze, służącym świeckim braciom, konwersom. Nie zachowała się w całości wielka kuchnia, a jedynie piwniczne pomieszczenia, w których mnisi produkowali oliwę i wino, co było podstawowym zajęciem braci świeckich. Zachowane w bardzo dobrym stanie krużganki o surowym wyglądzie, wsparte na łukach z kapitelami, bez jakichkolwiek ozdób, oddzielały wspólnotowe życie od dużego kościoła. Przy pozostałościach refektarza nie istnieje już pomieszczenie spełniające rolę umywalni. Zachowały się natomiast sale służące za bibliotekę, gdzie przechowywano manuskrypty i gdzie pracowali mnisi podlegający ścisłej klauzurze. W kapitularzu zbierano się każdego poranka, aby odczytać wersety reguły św. Benedykta, rozstrzygać sporne kwestie wspólnoty, a także, jeżeli zaistniała taka konieczność, dokonywać wyboru nowego opata. Miejscem, gdzie można było rozmawiać, gdyż cystersi zachowywali całkowite milczenie, było pomieszczenie nazywane parloir. Piętro wyżej po lewej stronie, gdzie znajdowała się cela opata, w każdym zagłębieniu spał mnich. Umiejscowienie w nich ławek ograniczała i wyznaczała kamienna kostka. Kościół natomiast usytułowany został od zachodniej strony i zaprojektowany z nadzwyczajną prostotą. Można podziwiać w nim sklepienia stożkowe, podwyższone arkady, niską absydę i cztery kaplice otwierające się na ramiona transeptu. Kilka okien wpuszcza światło do wewnątrz, przez co kościół staje się jasny. Nie posiada on ani wysokiej wierzy z dzwonami, jedynie niewielką sygnaturkę, ani centralnego wejścia, ponieważ nie był przeznaczony dla wiernych. Są natomiast dwa boczne wejścia z przeznaczeniem dla dwóch grup zakonników. Z lewej strony dla konwersów, z prawej zaś dla mnichów. Jest to budowla o czystej i niczym nieskażonej formie, bez jakiejkolwiek dekoracji, ale o zadziwiającej akustyce, jaką dane nam było odkryć słuchając cysterskiego chorału, wykonanego na jeden kobiecy głos przez przewodniczkę.

Abbaye du Thoronet (Le Thoronet, 2021) ©.Anna Sobolewska

Zdumienie było wielkie i wrażenie trudne do opisania. Każde miejsce w kościele odpowiadało zadziwiającym echem i rozlewającą się melodią. Jakiego wrażenia można by doznać słuchając w tym miejscu dwudziestu mnisich głosów na raz? Nikt do dzisiaj – jak nas poinformowano – nie odkrył tego akustycznego fenomenu i żadna współczesna sala koncertowa nie dorównuje tej, stworzonej przez budowniczych średniowiecza. W obrębie budynków klasztornych znajdowały się budynki gospodarcze, świadczące o znaczeniu opactwa i jego rozwiniętej działalności rolniczej. Brama na zawsze zamykała się za osobami wstępującymi do zakonu cystersów. Tutaj żyli i umierali, więc miejsce pochówku było w obrębie budynków klasztornych, można powiedzieć, iż u wezgłowia kościoła. Na cmentarz wynoszono ich drzwiami dla umarłych, zachowując surową regułę pochówku bez trumny, w białym całunie i bez nagrobka.

Oczywiście upływający czas robił swoje i w 1660 roku remontowanie klasztornych pomieszczeń stało się nieuniknione, a rok 1699 okazał się tragiczny w skutkach. Pękały mury, zawalił się dach, okna były w opłakanym stanie. Jeszcze w 1790 roku rezydowało tu siedmiu starszych już mnichów. Opactwu groziła całkowita ruina i tylko dzięki generalnemu inspektorowi historycznych zabytków we Francji, jakim w 1834 roku był Prosper Mérimée, ocalało. Restaurowanie i prace remontowe rozpoczęły się w 1841 roku i nie były przerywane. Właścicielem sakralnego obiektu jest obecnie francuskie państwo. A stan dzisiejszy jest efektem prac renowacyjnych, jakie przeprowadził w XIX wieku Henri Révoil. Od ponad dwóch stuleci Abbaye du Thoronet nie służy mnichom w białych habitach. Jest historycznym zabytkiem z czasów średniowiecza, tak jak drugie na prowansalskiej ziemi opactwo w Silvacane. Ich „trzecia siostra” z Sénanque współcześnie stała się miejscem modlitwy o starej monastycznej tradycji. „Średniowiecze bowiem to czas wyjątkowy, w przedziwny sposób łączący jednolitość z różnorodnością, czas, w którym nowe idee nie zawsze spierają się ze starymi, niejednokrotnie współegzystując w sposób trudny dla nas do zrozumienia, czas, w którym w wielu dziedzinach kiełkuje myśl nowożytna. Jednocześnie jest to epoka, która wywoływała i wywołuje nadal bardzo różne, częstokroć zdumiewające w swej skrajności oceny, zarówno wśród uczonych, jak i w potocznych opiniach” – napisały Małgorzata Frankowska-Terlecka i Teresa Giermak-Zielińska we wstępie do własnego przekładu Powieści o Róży Wilhelma z Lorris i Jana z Meun.

Kościół św. Piotra (Cotignac, 2021) ©.Anna Sobolewska

Moja wędrówka po prowansalskiej ziemi i miejscach związanych z chrześcijaństwem, historią i legendą tamtego regionu, w końcu dnia zatrzymała się w sercu zielonej Prowansji, w malowniczo położonej miejscowości Cotignac. Do tamtejszego sanktuarium Notre-Dame de Grâces de Saint Joseph od 500 lat przybywają z pielgrzymką rodziny szukające łask, źródeł płodności; tak jak w XVII wieku królowa Francji Anna Austriaczka, dziękując za poczęcie syna Ludwika XIV. Tutaj miały miejsca dwa objawienia. Pierwsze, Matki Boskiej z Dzieciątkiem w otoczeniu Archanioła Michała i św. Bernarda z Clairvaux, w 1519 na górze Verdaille, zaś w 1660 roku św. Józefa ukazującego cudowne źródło umierającemu pasterzowi na górze Bessillon. Królowa doczekała się potomka po dwudziestu latach małżeństwa – według miejscowych przekazów – będąc posłuszna prośbie Matki Bożej, jaką w swoim śnie w 1637 roku z dzieckiem ujrzał augustianin brat Fiacre. Madonna prosiła królową o trzy nowenny w jej intencji, a dziecko, które zakonnik ujrzał, miało być przyszłym delfinem, ofiarowanym Francji przez Boga. W imieniu królowej ojciec Fiacre odprawił trzy nowenny w Notre-Dame de Grâces, kolejną w Notre-Dame w Paryżu i ostatnią w paryskiej Notre-Dame-des-Victoires. Anna Austriaczka urodziła rok później syna, którego nazwano Louis-Dieudonné. I chociaż miejsca objawień w Cotignac nie zostały uznane przez kościół, w miesiącach letnich przybywa tu wielu pielgrzymów, odwiedzając sanktuarium Matki Boskiej słynącej Łaskami oraz klasztor Świętego Józefa na górze Bessillon z cudownym, tryskającym źródłem.

Na ziemi prowansalskiej ludzkie i boskie ślady często się krzyżują i nakładają na siebie – jak pisał zmarły niedawno Adam Wodnicki – „są bliskie, dalekie, widoczne i nie – na dziejowych szlakach, rozstajach, pielgrzymich ścieżkach”, na które warto wyruszyć, jakie warto poznać.

Anna SOBOLEWSKA

Paryż, lipiec 2021

Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.

Recogito, rok XXII, lipiec 2021