Obraz Matki

Józef Sadzik z matką (Paryż, 1976) © Recogito

Jeżeli święty Łukasz nie napisałby swojej Ewangelii Dziecięctwa, gdzie opowiada narodzenie i pierwsze lata Jezusa z punktu widzenia Dziewicy, Maryja pozostała by dla nas prawie nieznaną. Nie widziano by Jej życia, ruchów, myśli, śpiewu, uprzedzającego cierpienia, powolnego poznawania tajemnicy, która się rozwija w Niej i wokół Niej. Wiele obrazów Dziewicy ma swoje źródło w tej Ewangelii św. Łukasza, który – jak sam stwierdza – mógł pytać naocznych świadków. Łukasz był historykiem. Łukasz był poetą. Tradycja dodaje, że był malarzem. Łukasz być może pojął, że po Piśmie, które opowiada najbardziej zdatnym symbolem do zrozumienie tajemnicy Maryi jest obraz spowity w milczenie, witraż przepojony światłem, posąg, a to dlatego, że prawdziwa Maryja mówiła mało, że pozostawała często w medytacji, jak kobieta, która czeka. Mógł odpowiadać kolor, o ile sam jest słowem pewnego milczenia, lub – jak mówił Goethe – cierpieniem światła.

Potrzeba było wiele wieków, aby malarstwo i Dziewica zeszły się razem. Można powiedzieć, że trzeba było czekać malarstwa, olejnego, które podbija w niewolę zmysły, które sprawia, że śpiewają cienie, które umożliwia przejścia, które przez nakładanie farb daje kolorowi relief. Pierwsze obrazy Dziewicy są raczej symbolami niż portretami. Pierwsze figury Dziewicy więzią ją w kamieniu. Bo jaźń, aby nie uczynić z ciała kobiecego, chociażby było najczystsze, przedmiotu adoracji, idea wschodnia, że kobieta, nawet tylko w twarzy, ma pozostać niewidoczną, wzbraniały przez długi czas sztuce umiejscowić się na rysach Dziewicy. Ma istnienie kobiety czystej, która oddała Bogu swoje człowieczeństwo, rozproszyło skrupuły. Zapraszało do kontemplacji postawy kobiecej? pozwalało odtworzyć włosy, rodzenie się szyi, stopy, ręce, pierś, twarz, spojrzenie – pozwalało na odpoganizowanie kobiety zamienionej w bożka. To właśnie wiara w rzeczywistość historyczną matki Jezusa, pozwoliła nam uwolnić kobietę z wschodniego haremu i wystawić jej twarz na jasny dzień. Można nawet powiedzieć, że na Zachodzie wytworzyła się pewnego rodzaju osmoza pomiędzy typem dziewicy i typem kobiety, która nie przestała wpływać na ideę toalety i przyzwoitości. W odróżnieniu do bogiń attyckich, nawet najbardziej czystych, Dziewica jest udrapowana w szaty. Nielada korzyść dla malarza, który będzie grał na różnicy pomiędzy tą twarzą bladą i luksusami odzienia, wykonując ową naukę fałdów znaną rzeźbiarzom greckim, która jest delikatną geometrią podtrzymującą kolor. „Podmiot” – jak to się w malarstwie wyraża – daje malarzowi zasoby prawie magiczne: ciało uproszczone, postawa adoracji, twarz spokojna mimo utajonej emocji, otoczenie bogactwa lub próżni, obecność osób na drugim planie o najróżniejszych rodzajach; aniołowie zmieszani z ludźmi, z budynkami, z arabeskami, z abstrakcjami nawet; możliwość dalekich krajobrazów, efektów światła złagodzonego, skośnego, porannego lub wieczornego, lub nawet nocnego, jak również efekty przesłony, przezroczystości – w sumie nieprawdopodobne zebranie wszystkich środków zamierzonych przez artystę, aby na przestrzeni ograniczonej zasugerować maksimum myśli i głębi.

Niektórzy z Heglem powiedzą (za naszych dni, z Alain), że ludzie przerzucają w mityczny obraz Dziewicy Maryi to, co mają w sobie wznio­słego te ludzkie stany, które nazywają, się oddaniem się na służbę, stawieniem się do dyspozycji, cierpieniem i radością. Inni będą być może myśleli (jak to mógł czynić Platon, jak to mówili Molier, święty Jan Eudes i wielu mistyków), że Bóg, który od wieków przewidział stworzenie doskonałe mające być Matką Słowa Wcielonego, położył na wszystkie kobiety, zlał na wszystkie stany Kobiety, odblask jej podo­bieństwa. Jak by jednak nie było, punktem, w którym schodzą się wierzący i niewierzący, mistycy i artyści, jest fakt, że przedstawienie plastyczne Dziewicy pozwala dosięgnąć połączonego doznania piękna i ludzkości, jednocząc liczne przeciwne idee: ludzkiego z boskim – dziewiczego z małżeńskim – matczynego i zwyczajnego z wzniosłym.

Cykl Dziewicy zaczyna się bardzo wcześnie. Jej stan odnajduje się proroczo w stanie Anny, jej matki i wychowawczyni. Temat Maryi-dziecka nauczanego przez Annę, która ją uczy czytać, wyraża to, co wszelkie wychowa­nie, szczególnie gdy ono jest kobiece, zawiera w sobie tajemniczego, tym bardziej, że tutaj córka wyprzedza matkę w porządku łaski, jak genialne dziecko, nad którym ze zdziwienia i trwogi płaczą rodzice. Delacroix oddał cudownie tajemnicę w tym obrazie z prywatnego zbioru, gdzie widać Annę przewodzącą Maryi, z palcem położonym na książce. Lecz ta litera, którą Maryja sylabizuje, czymże by była bez tej macierzyńskiej atmosfery wiedzy, niemej czułości i autorytetu! Anna jest tutaj równocześnie symbolem inteligentnej miłości, oraz symbolem przeszłości, która poprzedza, Tradycji, która otacza Pismo. Dla mnie jest to również symbol tego, czym miała by być prawdziwa Szkoła, gdzie znak byłby ożywiany przez uprzedzającą obecność. Delacroix położył swoje kolory czerwieni, zieleni, ziemi ze Sienny, a szczególnie kolor niebieski, intensywny i głę­boki, który nazywa się czasem kolorem Delacroix, a który, jak to zrozumieli witrażyści, odpowiada Dziewicy. Drzewa wschodnie, szerokie i cieniste, przywołują na pamięć „wieś francuską”, książka sybillińska, niema ewangelią: powiedziano mi, że ten obraz został namalowany w Nohant, u Georges Sand. Co czyta Maryja? Bez wątpienia swoją własną historię zakrytą w przesłonie figur Kobiet i Dziewic Izraela, owej Rebeki lub owej Ewy „matki żyjących”, jak dziecko w szkole poznaje swoje przyszłe życie ucząc się, że ludzie przeszłości rodzili się, rośli, umierali. Wszystko to, co dotyczy Syna Człowieczego, wszystko to, co o nim prorokuje, jest w tej książce, której… ona wyjaśnia. I Dziewica również, prowadzona przez swą matkę, wyczytuje – swoje tajemnicze przeznaczenie. Jest możliwe, że Dziewica-dziecko miała, jak później Jezus-dziecko, moc „pytania i zadawania pytań”. A przez to wynosiła, na najwyższy poziom, łaskę właściwą dziecięctwu: spojrzenie dziecka jest uważne i pełne pytań, nie wszystkie one są wyrażone i dają jego twarzy cudowny niepokój.

Józef SADZIK

Józef Sadzik (1933-1980) – pallotyn, edytor, estetyk, założyciel ośrodka odczytowo-dyskusyjnego Centre du Dialogue w Paryżu, przyjaciel artystów i mecenas wielu artystycznych przedsięwzięć, autor prekursorskiej Estetyki Martina Heideggera oraz rozproszonych po różnych książkach i czasopismach artykułów. Tekst pochodzi z maszynopisu.

Recogito, nr 81 (lipiec-grudzień 2016)