Rozmowy z umarłymi (62)

Paweł Huelle (Gdańsk, 1999) © Marek Wittbrot

Pamiętny czwartek 25 kwietnia 1985 roku w gdańskim domu przy ulicy Chrzanowskiego, w pokoju, w którym niemal 28 lat wcześniej przyszedł na świat. A właściwie poprzedzająca pierwsze spotkanie lektura wierszy – jak można było wyczytać z ofiarowanych strof – Także stół, lampa i krzesło i zmięta koszula, jak i muzyka daleka, czy okręty z orzecha puszczane przez dzieci – należały do świata jakiemu Paweł Huelle pozwolił zaistnieć w maju 1985 na łamach hektografowanego czasopisma „Nasz Prąd”. Czytana z wypiekami na twarzy powieść Ze snu lęku, uznana przez autora za utwór niedoskonały, więc odłożony do szuflady. I wiele innych udostępnianych tekstów, jak też wędrówek po Dolinie Abrahama, nad Strzyżą, po jelitkowskiej plaży czy nad Motławą. Wiele perypatetyckich dysput, a nieraz ciągnących się daleko w noc gdańskich debat w mieszkaniach przy Gorzowskiej, przy Sobótki czy Obrońców Westerplatte. Spotkania i rozmowy w innych miastach i miejscach, nade wszystko na paryskiej Wyspie Świętego Ludwika, a potem przy rue Surcouf, mieszczącej się pomiędzy placem Inwalidów a wieżą Eiffla. Setki, jeśli nie tysiące telefonicznych rozmów. Czytane na głos wiersze lub fragmenty prozy. Przesyłane tradycyjną i nietradycyjną pocztą teksty. Odręczne listy i, o wiele rzadziej, maile. Wreszcie czwartkowy, ostatni wspólny gdański wieczór 8 września 2022 roku, w tym samym domu co 37 lat temu. I wraz w upływem kolejnych miesięcy, tygodni i dni gasnąca nadzieja, że kiedykolwiek możliwe będzie przejść się razem nad Sekwaną albo wyruszyć nad Wezerę.

Paweł Huelle (Paryż, 2015) © Marek Wittbrot

W swoje 65 urodziny pytany, czego sobie życzy w podniosłym dla siebie dniu, Paweł Huelle odpowiedział, że łagodnej śmierci, bowiem nie chce dogorywać w jakimkolwiek hospicjum. Chciał – jak to ujął – idąc ulicą zostać powalony uderzeniem pioruna albo żeby, gdy będzie dokądś podążał, pękło mu serce.

Wiele razy powtarzał, że nie umie i nie chce być sam, i dodawał, że pisanie jest samotniczym zajęciem i że trudno pogodzić te dwie samotności. O ile z drugą nieźle sobie radził, pierwsza odbierała mu wolę życia. Stawała się niemym krzykiem. Przez ostatnie miesiące gasł w oczach, coraz częściej, nawet podczas rozmowy, stawał się nieobecny. Mówił o chasydzkiej, przygotowywanej od lat powieści i prześmiewczej sztuce dla gdyńskiego teatru, ale jakby sam nie wierzył w realizację swoich zamierzeń.  

Cokolwiek by się powiedziało, a po 27 dniu listopada 2023 roku, kiedy w przestrzeni medialnej pojawiła się skutkująca lawiną wspomnień wiadomość, nic nie jest w stanie wypełnić bolesnej wyrwy. Potężnej wyrwy i pustki. Paweł, najprawdopodobniej znacznie wcześniej niż został odnaleziony martwy, odszedł w samotności. Owa krzycząca samotność jeszcze długo nie będzie dawać spokoju.

Niegdyś, w jednej z rozmów, zgodził się z sugestią, iż tworzenie, w tym twórczość pisarska, to dotykanie istoty rzeczy. Nie bał się mówić o metafizycznej odpowiedzialności za słowo. „Cud języka ma w sobie rzeczywiście coś boskiego. Dlatego poeci, wybitni poeci, są właściwie bez wyjątku metafizykami. Myślę, że każdy, kto świadomie tworzy literaturę, jest w jakimś sensie sługą Logosu. I bardzo lubię stwierdzenie z Księgi Zohar – że słowa nie wpadają w próżnię” – nie krył wypytywany o swój pisarski warsztat. Był świadomym twórcą i sztukmistrzem, a jego słowa i książki oczarowywały, nigdy nie wpadały w próżnię.

Paweł Huelle przy grobie Paula Celana (Thiais, 2015) ©.Marek Wittbrot

„W przyszłości możesz na mnie liczyć” – napisał po ukazaniu się w „Recogito” wiersza Przejścia, w którym pachniało gwiazdami / I prawdziwym życiem, ale też nostalgią; a w następnych wierszach wzrastającą melancholią, poczuciem osamotnienia i przeczuciem śmierci. Po godzinach zadumy zwanych na Kaszubach pustą nocą, jak i 7 grudnia w gdańskim kościele św. Jana i na cmentarzu Srebrzysko, chyba nikt nie będzie miał wątpliwości, że odejście Pawła osierociło nie tylko Gdańsk, który stracił jednego z największych swoich piewców.

Przed laty, po śmierci swojego imiennika, Paweł Huelle napisał: „Wiem, że pochowaliście Pawła Jocza. Jestem Ci wdzięczny, że dzięki Tobie miałem okazję go poznać osobiście i napić się z nim wina. […]. Znał Wilno jak mało kto, przypominam sobie dziś jego opowieści o dzielnicy żydowskiej, o Białorusinach, Litwinach, o polskich księżach nad Wilejką, o zaściankach, o Karaimach, Tatarach. Wszystko to odchodzi w ciemność, w niebyt, w czarną dziurę. Pewnie tak być musi, skoro z wyroku Najwyższego jesteśmy śmiertelni i wszystko jest takie kruche, przemijające. Mimo wszystko żal tamtej dawnej Polski, która wcale nie była idealna, ale była bez wątpienia znacznie ciekawsza niż dzisiejsza…”.

A jednak nie sposób do końca się zgodzić, bo dzięki książkom i sztukom Pawła nie wszystko odchodzi w ciemność czy w niebyt. Jak niejedna z nim rozmowa, tak i to, co po sobie pozostawia, pełne jest blasku. I pomaga, niekiedy pośród mroków i zwątpień, podążać ku jasności, ku niecodziennemu światłu.

7/12/2023

Marek WITTBROT

Marek Wittbrot – w latach 1991-1999 prowadził „Naszą Rodzinę”, obecnie zaś jest redaktorem „Recogito”.

Recogito, rok XXIV, grudzień 2023