Wobec tajemnicy, jaką jest istnienie

Dr nauk med. Czesław Korybut-Daszkiewicz ©.blog./ Teresa Tomsia

Podczas niespokojnych dni, gdy toczą się spory o ochronę życia, a starsze kobiety wspominają, jak było przed laty, dowiedziałam się od mojej matki Zofii, że życie córki zawdzięcza niezwykłemu człowiekowi. Okazuje się, że lekarz z Wołowa, gdzie się urodziłam, jest patronem mojego istnienia. Jemu należy się wdzięczna pamięć naszej rodziny i modlitwa o pokój wieczny w Dzień Zaduszny. Tym człowiekiem był dr nauk medycznych Czesław Korybut-Daszkiewicz, to on zaopiekował się młodą kobietą z trudnym przebiegiem ciąży. Młoda matka urodziła już wcześniej synka, miał dopiero ponad rok, była osłabiona, cierpiała bowiem na silną anemię po zsyłce i pracy w sowieckim kołchozie, jej organizm nie radził sobie z nieplanowaną ciążą. Szukała pomocy w przychodni zdrowia i tam, po badaniu, lekarka ginekolog zasugerowała, że ciąża w jej sytuacji raczej się nie utrzyma i chyba jedynym wyjściem będzie aborcja. Zofia nie poddała się jednak, uznając walkę o życie dziecka za najważniejsze zadanie matki i poszła po poradę do lekarza Czesława Daszkiewicza, ówczesnego dyrektora szpitala w Wołowie, chirurga i położnika, by się upewnić, co czynić dalej. Tak się zaczęło wielomiesięczne zmaganie o przetrwanie dziewczynki w łonie matki. Działo się to wszystko wiosną 1951 roku, w surowych powojennych warunkach poniemieckiego miasteczka przesiedleńców na Dolnym Śląsku.

Zofia z córką Teresą (Świdwin, 1961) ©.Bolesław Holinko

Lekarz uważnie zbadał pacjentkę, zastanowił się i opracował projekt specjalnego pasa podtrzymującego jej brzuch, który wykonano we Wrocławiu. Mama jeździła na przymiarkę, a następnie na dalsze dopasowania – i w ten sposób ciążę donosiła. Urodziłam się kilka dni przed Bożym Narodzeniem, lecz nie wróciłyśmy do domu na święta, w szpitalu pozostałyśmy jeszcze przez miesiąc pod opieką troskliwego doktora, a przez kolejny miesiąc przychodził do domu leczyć Zofię i kontrolować, czy stan zdrowia jej i dziecka się poprawia. Poród był ciężki, z przodującym łożyskiem, z trudem wydostawałam się na świat. Być może tamto pierwsze doświadczenie spowodowało, że do dziś odczuwam lęk w zamkniętym pomieszczeniu, potrzebuję wciąż otwartych okien i przestrzeni wokół siebie. Ta historia, opowiedziana w kontekście obecnych wydarzeń ulicznych, mocno mnie przejęła i zaczęłam szukać wiadomości o naszym dobroczyńcy.

Portale wołowskiego starostwa podają niewiele informacji, ale i z nich wynika, że człowiek ten z pasją pełnił misję lekarza do końca życia. Czesław Korybut-Daszkiewicz urodził się 21 września 1901 roku w Paździerzycach na Wileńszczyźnie w rodzinie ziemiańskiej. Jako 17-letni młodzieniec w 1919 roku na ochotnika zaciągnął się do 10. Pułku Ułanów Litewskich i brał udział w wojnie polsko-sowieckiej. Studia medyczne ukończył w 1929 roku na Uniwersytecie Wileńskim im. Stefana Batorego, uzyskując tytuł doktora nauk medycznych. Specjalizację w zakresie chirurgii odbył w latach 1930-1933 we Lwowie w tamtejszej Klinice Państwowej pod kierownictwem prof. Tadeusza Ostrowskiego, następnie objął posadę dyrektora Szpitala w Stolinie w województwie pińskim, gdzie pracował do wybuchu II wojny światowej. W tym czasie uzyskał specjalizację z położnictwa i ginekologii w szpitalu we Lwowie. Po zajęciu terenów wschodnich przez wojska sowieckie pracował początkowo pod przybranym nazwiskiem jako pracownik fizyczny w tartaku, po czym został zatrudniony jako lekarz w jednym z lwowskich szpitali.

Po zakończeniu wojny, tak jak wiele polskich rodzin wygnanych z Kresów, osiedlił się na Ziemiach Zachodnich w Brzegu Dolnym, gdzie w latach 1946-1948 zorganizował szpital. Wkrótce przeniósł się do pobliskiego Wołowa zasiedlonego przez Sybiraków i uciekinierów z rzezi wołyńskiej, tam aktywnie włączył się w organizowanie służby zdrowia, a szczególnie obecnie funkcjonującego Szpitala Powiatowego w Wołowie, gdzie przez 30 lat pełnił funkcję dyrektora. Wraz z żoną Marią wychowywali dwóch synów oraz przygarniętego pod swój dach potomka kuzynki, synka powstańców warszawskich, którzy zginęli. Nie mieli córki, choć jej oczekiwali, na świecie w ich rodzinie zjawiali się chłopcy. Mama zapamiętała żart lekarza, który powtarzano jako rodzinną anegdotę. Gdy udało się uratować jej dziecko i poród przebiegł pomyślnie, lekarz obejrzał dokładnie niemowlę, sprawdził, czy wszystko jest w porządku i uśmiechnął się: „Tyle było krzyku, a tu tylko dziewczynka się urodziła!”

Pacjenci i mieszkańcy serdecznie wspominają doktora Daszkiewicza i jego uważne, godne podejście do każdego chorego człowieka. Mama opowiada, że zatrzymywał się z żoną na ulicy, żeby porozmawiać z nią, gdy wiozła dziecko w wózku, chciał wiedzieć, jak się wiedzie jego małym podopiecznym. W szpitalu przy chorych oprócz pielęgniarek pomagało kilka sióstr boromeuszek, których pracę wysoko cenił jako dyrektor szpitala i nie pozwolił ich wyrugować, gdy władze komunistyczne tego się dopominały – zajmowały pomieszczenia na poddaszu i dyżurowały na zmianę. Zagroził odejściem ze szpitala wraz z zakonnicami i wtedy na jakiś czas dano im spokój, bo nie było kim go zastąpić. Przeszkadzało zapewne też to, że lekarza widziano na mszy św. w niedzielę. Wykształconych przed wojną urzędników czy lekarzy niewielu ocalało, w podobnych okolicznościach uratował się też mój ojciec Michał Chałupka wzywany na przesłuchania w Urzędzie Bezpieczeństwa w ramach prześladowań inteligencji katolickiej w latach 1949-53 (był kierownikiem Inspektoratu PZU).

W ostatnich latach przestrzeń wokół szpitala, który otrzymał imię doktora Czesława Daszkiewicza, została odnowiona i pięknie przygotowana, aby godnie upamiętnić lekarza zasłużonego dla miasta. Na pamiątkowej tablicy, którą starosta wołowski Janusz Dziarski – z urzędnikami, lekarzami i mieszkańcami Wołowa – odsłonił 27 września 2018 roku, widnieje napis:

W tym szpitalu w latach 1948-1977 pracował jego założyciel wybitny chirurg dr Czesław Korybut-Daszkiewicz.

Dla upamiętnienia zasług Doktora, który dla innego człowieka potrafił poświęcić cały swój czas i w pracę wkładał całe serce.

Ten szlachetny lekarz i człowiek pełnił misję pomocy drugiemu człowiekowi do końca, na emeryturze leczył jeszcze przez długie lata, wspierał środowisko wiedzą i doświadczeniem. Zmarł 30 października 1992 roku. Został pochowany na Cmentarzu Komunalnym w Wołowie.

Ważnym przystankiem w kolejnej podróży będzie odwiedzenie grobu doktora Daszkiewicza w Wołowie, zapalenie światełka wdzięcznej pamięci, opowiedzenie o nim dzieciom i wnuczkom. Droga ku życiu zawsze jest trudna i wymaga niełatwych wyborów wobec tajemnicy, jaką jest istnienie. Żeby być pewnym lub mieć nadzieję „dokąd iść”, trzeba wsłuchać się w sumienie, w głos wewnętrzny, który podpowiada naukę miłości – co jest przemijającą modą, okresowym zwyczajem, próbą sił doczesnych, a co światłem rozjaśniającym drogę nie tylko na teraz.

Teresa TOMSIA

Teresa Tomsia poetka, eseistka, animatorka kultury, autorka tekstów pieśni i piosenek.  Publikowała w pismach literackich „Tygiel Kultury”, „Topos”, „Fraza”, „Recogito” i in.  W tłumaczeniu na j. niemiecki i francuski ukazał się wybór jej wierszy SchönerPiękniejsze – C’est plus beau (2000). Ostatnio wydała tomik Kobieta w kaplicy (2016) i szkice literackie Niedosyt poznawania (2018). Pochodzi z rodziny o kresowym rodowodzie. Mieszka w Poznaniu.

Recogito, rok XXI, listopad 2020