Dzień naznaczony odchodzeniem

Arcybiskup Hoser i ksiądz Falenczyk (Paryż, 2013) © Alexandre Pietrzyk

Są w nas miejsca niepokalane, których nawet sobie nie uświadamiamy, nazywając codzienne zadania zwyczajnymi, a przecież chodzi o zdolność do poświęcenia życia dla innych, o wysiłek i ogromną wewnętrzną pracę, która prowadzi do uniwersalnego spojrzenia na własne miejsce wśród ludzi oraz niepowtarzalny, indywidualny stosunek do człowieka potrzebującego pomocy. Być misjonarzem to nie jest wyzwanie dla każdego, trzeba wykraczać poza konwenanse i stereotypy, mieć rozległe horyzonty, rozumieć obyczajowość środowiskową w różnych miejscach świata, czyli posiadać umiejętność ponadczasowego widzenia. W piątek 13 sierpnia zdarzyły się dwie znaczące śmierci – odejście arcybiskupa od razu ogłosiły media, o drugiej zawiadomili prywatną linią krewni zmarłego poety. Najpierw dotarła wiadomość o odejściu arcybiskupa Henryka Hosera (27 XI 1942, Warszawa – 13 VIII 2021, Warszawa), nadeszła niespodziewanie, koniec życia zaczaił się w podstępnej chorobie, za wcześnie przekreślając rozpoczęte plany i prace o duchowym wymiarze. Jego życie zatoczyło koło, poznał dalekie kraje, a wrócił w miejsce urodzenia. Był przez lata przewodnikiem duchowym w Rwandzie, tam, gdzie należało chronić życie, o czym szeroko informują telegramy i epitafia, inspirował do działania w tym kierunku.

W latach 1996-2003 pełnił funkcję Przełożonego Regii Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego we Francji. „Życie Henryka Franciszka Hosera było jak jabłko zjedzone do końca – w pełni odżywcze i odżywiające” napisał w ciepłym wspomnieniu pallotyn Stanisław Stawicki. Ktoś, kto ma poczucie humoru, jest otwarty, potrafi zauważać i rozwiązywać problemy, czym broni się przed zamknięciem w zwyczajowym konwenansie. Ks. Henryk czuwał nad młodymi pallotynami w Paryżu i wskazywał im drogę ku dojrzewaniu do działań misyjnych dla dobra i pokoju. Mniej zajmowało go organizowanie spotkań z ludźmi kultury, co jest tradycją Centrum Dialogu w domu pallotynów, pozostawiał tę działalność braciom i redaktorowi „Recogito”, był bowiem przede wszystkim lekarzem oraz misjonarzem z powołania, to go prowadziło. Zwykle tak bywa, że krytyce podlega osoba publiczna, znana z różnorodnych działań i nietypowych opinii, lecz któż może być w całości wolny od grzechu niedoskonałości, póki żyje.

W tamtym czasie, w lipcu 1997 roku, odwiedziłam na krótko dom przy rue Surcouf na zaproszenie redaktora „Naszej Rodziny” i wtedy powstał wiersz z dedykacją dla księdza superiora. Niech ten „znak czuwania” wydobywający się z mądrości Księgi będzie śladem pamięci o aurze kapliczki, o gościnności pallotynów, o chwili pogodnej rozmowy przy kawie i życzliwości gospodarzy. Niech z cienia wychodzi na światło szlachetne dzieło całego życia misjonarza poświęcone pielęgnowaniu harmonii świata w nowo rodzącym się człowieku, a błędy czy ludzkie zaniechania niech ogarnie Miłosierdzie.

* * *

                  Henrykowi Hoserowi

W kapliczce przy rue Surcouf
kielich gladioli
przed tabernakulum –
oczekiwanie na obecność

Zielone palce liści zapalają biel
oliwnej lampki

Spod czarnej skóry księgi
pełznie cień
ku jasności –

znak czuwania

Paryż, w lipcu 1997 r.

Lech i siostra Małgorzata w szpitalu w Stargardzie (2018) ©.Archiwum prywatne

Ubiegły piątek to był dzień naznaczony odchodzeniem. 13 sierpnia 2021 roku wieczorem w szpitalu w Szczecinie zmarł też nagle po operacji Lech Marek Jakób – poeta, satyryk, autor powieści i opowiadań dla dzieci, redaktor literackiego portalu „Latarnia Morska”. Urodził się w Białogardzie 15 grudnia 1953 roku, lecz całe dorosłe życie związany był z Kołobrzegiem. Wiadomość o śmierci przekazał telefonicznie dwa dni później jego brat Krzysztof, gdy znalazł w mailu przyjacielskie pozdrowienia z troską o zdrowie. Na łamach „Recogito” wspominałam niedawno współpracę z pisarzem, z uznaniem przytaczając jego celne aforyzmy w eseju Z szarego notatnika (9). Pytał w nich o poczucie godności człowieka w okolicznościach wciąż zmieniających się i najczęściej nieżyczliwych indywidualiście, jakim się czuł i w istocie był.

W wierszach z wyboru Zielony promień (Wydawnictwo AULA, 2003) Lech M. Jakób napisał o niepokojach poznawania sensu wybranej drogi, o wątpliwościach wobec podejmowanych decyzji, o próbach zrozumienia własnego miejsca w rzeczywistości koniecznej, a nie do końca pojętej: „moja niewinność zabłądziła / wśród ścieżek dzieciństwa // ileż traw  / ileż butów zdeptałem / w poszukiwaniu drogi // a i powrotu nie ma // zostało zdziwienie // przynajmniej to” (Zdziwienie). Poeta pragnął ukojenia i znajdował je w rozmowach z siostrą Ewą (s. Małgorzatą od Matki Bożej z Karmelu w Gnieźnie), która wspierała go w opiece nad ich ciężko chorymi rodzicami, odwiedzała w szpitalu. Leszek od kilku lat sam potrzebował lekarskiej pomocy, a od dawna szukał łączności z naturą – wypływał nocą na jezioro łodzią, by wtopić się w pejzaż z pierwszym drgnieniem poranka, zostawiał na brzegu trudne sprawy, dręczące rozterki, niespełnione nadzieje. Był człowiekiem mocno odczuwającym to wszystko, co się wokół dzieje, a z czym nie umiał sobie poradzić i ogarnąć egzystencjalnie wszelkich obowiązków odciągających go od książek. Metafora stawała się dla niego ochroną przed napierającą ciemnością: „tak pełny jestem / o świcie / w rozkołysanych trawach // sarny zlizują z moich dłoni / słony pot // pstrąg zbiera jętki / z powierzchni strumienia / tuż obok stóp // haustami chłonę chłodne tchnienia / gdy światło w czułej złudzie / rozjaśnia mroczną dolinę” (Tak pełny jestem).

Wiele było naszych spotkań, rozmów, listów, wzajemnych odwiedzin, ale to nic nie wyjaśnia, bo każdy jest samotny w drodze życia i po omacku rozpoznaje znaki, jakie los mu niesie, nie można nikogo naśladować. Gdyby nawet ktoś chciał to czynić, krocząc śladami mistrzów czy przyjaciół, musiałby się w końcu odnieść do konkretów swojego czasu i miejsca, przywołać imiona i adresy, zapisać przesłania. Jedno jest pewne, nikt nie jest w stanie poznać siebie i drugiego do końca, zawsze pozostaje niewiadoma, zagadka, jaka może okazać się wieczną niespodzianką, gdy ktoś, o kim zapominamy, nagle objawia nam się w jasności istnienia, gdy odchodzi, gdy – tak jak kołobrzeski poeta Lech M. Jakób – zostawia nam w testamencie nie tylko „zdziwienie”, niepewność, ale też podziw dla świata, w jakim żył, a nade wszystko zadziwienie pięknem i tajemnicą istnienia (Być może):

Być może przeoczyłem coś.
Nie przypominam sobie.
Padał deszcz. Padałem na twarz.
Padały narody, imperia, idee.

Dużo tego było.
Pokoleń, książek, wojen, modlitw,
wyciętych drzew.

Warstwa do warstwy odkładała się ziemia.
Fala do fali odkładało się morze.
Człowiek do człowieka.

Nie pamiętam. Wybaczcie.

Muszę zapiąć sandały i
iść dalej.

Ceremonia pożegnania arcybiskupa Henryka F. Hosera odbędzie się w Warszawie w piątek 20 sierpnia,  spocznie w krypcie w podziemiach bazyliki katedralnej św. Michała Archanioła i św. Floriana Męczennika. Tego samego dnia również w południe rodzina, przyjaciele i czytelnicy pożegnają na cmentarzu komunalnym w Kołobrzegu Lecha M. Jakóba, przyjaciela pisarzy, poetę, który tajemnicę Księgi i przygodę z książką ukochał ponad wszystko.

Teresa TOMSIA

Teresa Tomsia – poetka, eseistka, animatorka kultury. Współpracowała z miesięcznikiem „Nasza Rodzina” od połowy 1997 roku, następnie z internetowym „Recogito”, „Latarnią Morską”, „Toposem”, „Frazą”. Mieszka w Poznaniu.

Recogito, rok XXII, sierpień 2021