Jerzy Łukasz Kaczmarek – Aż do pierwszego słowa

Jerzy Ł. Kaczmarek w Domu Literatury (Poznań, 2019) ©.Eugeniusz Toman

Na drugą stronę                                            

Czytam siebie jak książkę
aż do pierwszego słowa.
W oczekiwaniu na ostry strzał

powietrza, iskrę światła
na błękitnym niebie,
gdy zbliża się ciemność
i pęka cienka struna.

Cień ćmy większy
od mego cienia.
Pod fioletowym niebem
płyną w łodziach Charona
złotouści bankierzy,
a moje życie mija
i puste stają się perony.
Noc gra znów swoją pieśń
na purpurowych strunach
światła. Po wąskiej kładce
życia powoli przechodzę
na drugą stronę. 


Wiatr i smutek

W krainie smutku,
w dolinie łez opłakujemy
naszych zmarłych i żyjących.

Słońce wypala kamienie
do trzeciego pokolenia
i chowa się za horyzont.
Łuna nocy purpurową wstęgą
dekoruje niebo na dzień świąteczny.

Jesteśmy wszyscy w środku
tych wstęg, tych chmur.
Ścigają nas wiatr i smutek,
ale za chwilę szybsi będziemy.

 

Nocne pociągi

Pociągi na Dworcu Lambrate
przeskakują jak iskry
po cienkiej linii powietrza.
Ich mysie piski ożywiają
stalowe pejzaże. Stukot kół –
wtórujących: ta, ta, tam,
ta, ta, tam. Albo: na zawsze,
na zawsze, na zawsze.

Tak właśnie – na zawsze zapisał
mnie ten fragment symfonii
nocnych pociągów, sennych
stacji i – a jakże – zwykłej
tęsknoty za czasami (przeszłymi?
przyszłymi?), za tym
rodzajem słów, które potrafią
wypowiedzieć, że miejsce
to rzecz drugorzędna. Liczy się
ślad, którego już nie ma.

 

Przypominając stare zdjęcia, dawne zapachy

Wtedy byliśmy jeszcze młodzi, to znaczy
nie mieliśmy wiele do stracenia.
Popełnialiśmy głupstwa, ale w normie.
Nic było ważniejsze od wszystkiego,
a wszystko mieściło się w kieszeni płaszcza,
który skradziono pewnej kwietniowej nocy
w barze pod jakąś nóżką czy gąską.
Dziś to mało ważne, choć wtedy za to,
gdzie, kiedy i z kim: na noże, na butelki,
na obrazę na wieki.

Wtedy jeszcze byliśmy w miejscach młodości,
to znaczy nad rzeką, w oparach absurdu,
alkoholu i trzeciego „a”, które może być
amnezją, arogancją albo czymkolwiek.
Te miejsca jeszcze są, choć ich nie ma.
Bo o to chodziło, żeby nie przywiązywać się
do miejsc i do ludzi – i do innych jeszcze rzeczy.
Żeby być wolnym. Och, te marzenia o pokonywaniu
tego, co zniewala, to znaczy chyba siebie,
chociaż wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy
i dlatego dzisiaj patrzymy ze zdziwieniem,
że droga, po której schodziliśmy, nagle się urywa.

 

Błyski

Zagarnia cię wiatr.
Nie należysz już do świata.
Żyjesz w dawnych pieśniach,
nawet nie w pamięci.

Nadchodzi lato –
ale młodość nie powróci.
Gaśnie płomień drogi.
Są tylko ogniki, światła,
białe błyski.

Idź!
Choćby niczego
nie było na horyzoncie.
Idź!

Mgła marszczy się
jak bibuła.
Wejdź po niej.
W ogniu.
W popiele.

Prosto do Nieba.

 

światło słowa

po co wiersz
gdy nienawiść na stole
jak zepsuty chleb

po co wiersz
gdy zbliża się cień
i ogarnia serce
bijące jeszcze

może po to właśnie
by nagle światło słowa
zabłysło między nami


Nicość i pełnia

Za szybą jest
albo odbija się od szyby

Nie wiesz czy się rusza
czy też właściwie
nie ma nic

Drży słońce na liściach
na dachu na tafli szkła

Jest więc coś
czy nic nie ma

Albo czyż można
odpowiedzieć na to pytanie
nie dotykając jednocześnie
nicości i pełni

 

Napełnieni Duchem

Ziemio Święta!
Ziemio bólu i łez.
Historia wypalona
słońcem i mieczem.

Dni jak paciorki różańca
na nitce wieczności.
Wstaje księżyc i jego blask
niczym muzyka rozpada się
w czystym powietrzu.

Jedno słowo modlitwy
pozostaje na ustach.
Stąd do nieskończoności
jest tylko krok. Uczynią go
napełnieni Duchem.

 

Po trzykroć chwalić

Chwalić Stwórcę
i Księgę Stworzenia
to jedyne, co możesz
robić godnie – poeto.

Życie chwalić i śmierć,
która jest wstępem do życia
jeszcze większego. I wierszem
dopełniać braki tego świata.
Rzeźbić w sylabach, zdaniach,
w słowach, które nabiorą blasku
i trwać będą aż po ów dzień,
gdy po ostatnie pójdziesz Słowo.

Z Jego ust.

 

Modlitwa na koniec lata

Kiedy wszystko już zniknie,
skończy się, przeminie – wtedy

schowaj mnie – o Panie –
jak suchy liść między
karty Twojej Księgi.

Jerzy Ł. KACZMAREK

Jerzy Łukasz Kaczmarek urodził się 13 grudnia 1964 roku w Jarocinie. Poeta, krytyk literacki, tłumacz literatury niemieckojęzycznej, socjolog. Redaktor kwartalnika literacko-artystycznego „Już Jest Jutro” na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku. Teoretyk i inicjator „Akcji Droga”, pomysłodawca kilku edycji „Nocy Działań Twórczych”, interdyscyplinarnych spotkań artystów z całej Polski. Od 1994 roku adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. W latach 1996-1997 i 2002 stypendysta DAAD w Mannheim, Bielefeld i Erkner. Autor poetyckiej prozy i wierszy Przepowiednie. Z kręgu nocy i dnia (Bydgoszcz 2015) oraz tomiku Niewidzialny stygmat (Sopot 2019). Wiersze i eseje publikował w pismach literackich w Polsce i w Niemczech oraz w antologiach poetyckich, m.in. 11 („Już Jest Jutro” 1993), Parnas Bis („Empik&Odeon” 1995), Kosmos literatów („Dreammee Little City” USA 2018). Uczestnik międzynarodowego projektu poetycko-plastycznego „gedichtet/gezeichnet. dichter und künstler im dialog”. Za twórczość literacką otrzymał Złotą Książkę – Nagrodę im. Witka Różańskiego (2018). Tomik Niewidzialny stygmat był nominowany wśród dwudziestu najlepszych tomików roku do Nagrody ORFEUSZ.

Jerzy Ł. Kaczmarek zmarł 7 kwietnia 2021 roku w Poznaniu. Został pochowany na cmentarzu Bożego Ciała przy ulicy Bluszczowej, który jest zabytkową poznańską nekropolią.

Wybrane wiersze pochodzą z pośmiertnie wydanego tomiku Aż do pierwszego słowa”, Biblioteka „Toposu”, T. 207 (Sopot 2022).

Recogito, rok XXII, kwiecień 2022