Jest w nas taka miara

Mariusz Grzebalski (Lublin, 2011) © Ośrodek Brama Grodzka/ Archiwum „MG”

Próbuję wznieść się ponad własne tylko emocje, by nie zgorzknieć, a ujrzeć i opisać więcej niż siebie. Kto pyta w sztuce o prawdę i piękno, musi pozostać w niepewności – kanon doskonałego dzieła pogłębia się przecież wraz z doświadczeniem człowieka, przemienia się tak jak otoczenie i obyczaje – kształtując pytanie o sens istnienia tu i teraz. Całkowite zaangażowanie przynosi czasem dobre artystyczne i osobiste efekty, ale nie zawsze tak bywa, więc tym większa radość, gdy świat, a więc ludzie doceniają to, co im z siebie dajemy. Czasem mylimy się co do intencji innych, ale trudno, koszty trzeba ponieść i dziękować za to, co było i jest. Są organizmy działające podobnie, wyczerpujące się emocjonalnie, a inne są bardziej odporne, więcej skłonne ku wyobrażeniom literackim niż rzeczywistemu zaangażowaniu. Tak widocznie musi być. Szukanie śladów, przeglądanie się w obrazach świata – w oczach ludzi, we wspomnieniach, w pejzażu ulicy, w Naturze, by dotrzeć do sedna – zajmuje wiele lat, a odbicie, ukazujące się nagle na dnie, zaskakuje.

Czasem udaje się nadać uniwersalny wymiar własnym emocjom i przeżyciom, wtedy poezja znajduje czytelników, którzy się z nią utożsamiają, odnajdując w niej swoje „ja”, przepisują wiersze i przekazują je dalej. Niekiedy krytycy stają się łącznikami z czytelnikiem, gdy piszą o naszych książkach, nadając nam znamienne imię związane z wybraną drogą – tak się stało w „Tyglu Kultury” 1-6/2013, gdzie Krystyna Stołecka w felietonie nazwała mnie wdzięcznie „Teresą od lampki oliwnej”, która pamięta i przywołuje zapomnianych poetów, ich postawę twórczą i życiowe wybory. Wiersz jest dla mnie aktem poznania. Idąc za głosem mowy, poszukuję znaków swojego istnienia i relacji z innymi. Jestem dzieckiem Mowy, ona mnie wypowiada. Ujął to trafnie recenzent nowego tomiku Co było, co jest (Karol Wojewoda, „Nowe Książki” 1/2014): „Tak często, w samotności albo zgiełku świata, mowa okazuje się dla poety jedynym punktem odniesienia, zadaniem, i celem, prawdziwą ojczyzną. A jednym z domów, tych trwałych, nie do odebrania, jest gospodarstwo poezji”. Poeta może niweczyć piórem ciemność, zamykać ją w atramencie.

Mariusz Grzebalski tworzy wiersze wyważone w formie, oszczędne w słowie, rozjaśniające niejasne i nowe okoliczności poznania – dzięki temu, że skraca dystans i odległość do obserwowanego obiektu, że ogląda rzeczywistość z bliska niby przez szkło powiększające (przez uchylone drzwi balkonu sąsiada, w tańcu, twarzą w twarz z podróżnymi w pociągu czy tramwaju, w kameralnych rozmowach z przyjaciółmi). Jego wiersz służy poznawaniu poprzez słowa-klucze: patrzenie, podróż, spotkanie, notes, długopis, zapis; pomaga rozwiązywać ontologiczne zagadki, dlatego jego definicja poezji (jak określa poeta swoje utwory: wierszy „użytecznych i prostych”) odwołuje się nie tyle do wyobraźni, ile do rzeczy widzialnych, namacalnych. Wśród wielorakich propozycji świata należy umiejętnie dokonywać wyboru tego, co istotne, zatem poeta stosuje jasny, bezpośredni komunikat w formie przyjacielskiej podpowiedzi, perswazji czy porady („Po prostu podnieś się, oprzyj o mnie – i idź”; „Po prostu zamknij oczy i patrz!”; „Co tak siedzisz, dziadku? / Poszedłbyś stąd…”; „To na co patrzysz jest inne!”). Zaciekawia mnie u Mariusza jawne ukazywanie więzi przyjaźni i obrona wrażliwości przed spłycaniem uczuć w kulturze masowej. Najbardziej przekonuje umiar, z jakim poeta opowiada swój los, najbliższy świat, używając jedynie słów koniecznych, rzuconych jakby od niechcenia, na marginesie domowych zajęć i wyznaczonych sobie zadań. Surowe, przejrzyste zdania niosą moc oczyszczenia z tego, co zbędne lub naddane w różnokolorowym świecie reklamy, konkurencji, ale też przypominają o braku (dla niektórych jest to brak jedzenia, dla innych – głębszych więzi). Jest w nas taka miara, zauważa poeta, gdy mija bezrobotnych i meneli siedzących na krawężniku, gdy schyla się ku dziecku albo patrzy w głąb siebie, w pierwsze lata niewinne i jasne. Sumienie – to kategoria pomijana w obecnym dążeniu do zysku i kariery, zatem należy upominać się o wrażliwość i uwagę dla obecności innych obok nas, starać się nawzajem zrozumieć: „Ilekroć widzę jego nieforemną głowę,/ posiniaczoną, ze śladami zadrapań,/ zastanawiam się, dlaczego właściwie/ nazywamy siebie braćmi?// Wciąż przecież nie rozumiem,/ że los takich jak ja, jest obojętny takim jak oni,/ a los takich jak oni, jest obojętny takim jak ja” (Fakty po raz enty). Poetyckie „ja” Grzebalskiego, z wykształcenia filologa i filozofa, chce wiedzieć, jak działa świat, jakimi rządzi się zasadami, dlatego jego refleksje o rzeczywistości wypowiadane są często w formie deklaracji pokoleniowej „my”, gdy zauważa los rodzin ubogich eksmitowanych do kontenerów (W starym języku). Niekiedy moralny nakaz przyjmuje formę aforyzmu czy ogólnej refleksji mówiącej o tym, jak zachować się przyzwoicie, aby pojedynczy pytający mógł się w tej definicji zmieścić, przyswoić ją sobie, zaakceptować w swoim języku. Jednakże wszelkie gorzkie uwagi czy ostrze krytyki bohater kieruje ku sobie, bo rachunki z życia zdawać musimy pojedynczo, osobno. Poznaliśmy się bliżej na wieczorze poetycko-muzycznym w poznańskim Klubie Piosenki Literackiej w Café Głos zimą 1999 roku. Odwiedzam czasem Mariusza w jego redakcyjnym pokoju Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej mającej siedzibę przy ulicy Bolesława Prusa, zachodzę w odwiedziny w drodze na Rynek Jeżycki. Dreptanie ulicą Juliusza Słowackiego w tamtym kierunku to dla mnie spacer sentymentalny, mieszkałam na stancji w kamienicy leżącej na skrzyżowaniu obu ulic podczas polonistycznych studiów. Słodki gościniec zwykle zjadam jednak sama przy krótkiej kawie, bo do Mariusza wciąż dzwonią telefony i musi pędzić, załatwiać różne drukarskie sprawy, ustalać terminy w tempie ekspresowym. Na rynku można dostać różne smakołyki i starocie. Konsumować świat i oglądać jego cuda uda się ze spokojem i twórczym poruszeniem, kiedy już wcześniej dowiedziało się czegoś więcej o sobie, kiedy widzi się jasno siebie i drugiego. Bo czyż każdy z nas nie jest nieodkrytą, dziewiczą, dziką duszą próbującą odnaleźć w ciemnościach źródło światła?

Teresa TOMSIA

Fragment książki Z szarego notatnika, która ukaże się jesienią 2015 roku nakładem Wydawnictwa WBPiCAK w Poznaniu.

Recogito, nr 78 (styczeń-czerwiec 2015)