Léon Bonvin (1834-1866). Poeta rzeczywistości

Léon Bonvin (1834-1866), Mroźny, zimowy pejzaż (1865) © Département des Hauts-de-Seine, musée du Grand Siècle, Donation Pierre Rosenberg

Malarską spuścizną, jaką w drugiej połowie XIX wieku zostawił po sobie młody malarz Léon Bonvin, kolekcjoner z Baltimore William Walters zainteresował się zbyt późno. Amerykanin, dzięki marszandowi Georgowi Lucasowi, stał się właścicielem prawie sześćdziesięciu obrazów francuskiego artysty. Docenił tym samym nieprzeciętny talent, który zgasł i za szybko, i niepotrzebnie.

Léon Bonvin (1834-1866) na dagerotypie ©.Fondation Custodia, Collection Frits Lugt, Paris

Prawdopodobnie pod koniec stycznia 1866 roku 31-letni młody człowiek targnął się na swoje życie. Jego ciało znaleziono blisko lasu w Meudon. Co go pchnęło do tak desperackiego kroku? Czy wystarczy złożyć to na karby jego melancholijnego usposobienia? François, przyrodni brat Léona, również malarz, w zachowanych listach akcentował złożoność takiej decyzji. Tego niezwykle, wręcz genialnie utalentowanego młodzieńca, pragnącego poświęcić się służbie sztuki, nikt nie wspierał, nie zachęcał do kontynuacji rysowania i malowania. I nikt nie chciał zapłacić wyżej niż 10 su za jego pejzaż bądź martwą naturę. Przejęcie po śmierci ojca rodzinnego interesu i prowadzenie wraz żoną oberży odziedziczonej na terenie podparyskiej gminy Vaugirard również nie zadawalało młodego człowieka. Nie było celem samym w sobie. Poświęcając swoje dni obowiązkom i pracom w oberży, przyciągającej lokalną społeczność, ludzi różnorakiego pokroju przychodzących na posiłek zakrapiany alkoholem, miał bardzo mało czasu na zajmowanie się malowaniem. A jednak pasja, która go ogarnęła, dawała niecodzienne rezultaty.

Léon Bonvin (1834-1866), Droga na równinie Vaugirard (1863) ©.Fondation Custodia, Collection Frits Lugt, Paris

Otoczenie, ludzie zaglądający do oberży, wykonywane kuchenne prace, codzienne przedmioty, pobliski ogród były mu inspiracją. Léon Bonvin pragnął za wszelką cenę utrzymywać się z malarstwa. Z natury był nieśmiały i bardzo skryty. W krótkim czasie zakradło się zniecierpliwienie i rozgoryczenie, ponieważ widoki na przyszłość wydawały mu się zbyt mgliste i mało realne. Popełniając samobójstwo zostawiał rodzinę, żonę z trójką dzieci bez środków do życia. Los obszedł się z nim w sposób okrutny. Na barki przyrodniego brata spadła więc rola opiekuna nad pozostawionymi sierotami. Nagłośniona sprawa śmierci spowodowała jednak zainteresowanie pozostawioną malarską spuścizną. Jego akwarele i rysunki znalazły się w wielu prywatnych rękach. Mimo tego przynależał do artystów na długi czas zapomnianych.

Co więc było i jest nadzwyczajnego w pracach, które dzięki kolekcjonerom możemy oglądać i które na aukcjach obecnie osiągają pokaźne sumy? Najtrafniejsze określenie to malarska poezja. Przyzwyczajeni jesteśmy do słownych emocji i słownych uniesień. Tego typu doznań dostarczać może również mistrzowskie malarstwo charakteryzujące się dobieraniem kompozycji, posługiwaniem się światłem, odtwarzaniem rozmaitych faktur, operowaniem kolorem przy wykorzystaniu kilku technik jednocześnie. To wszystko znajdziemy w obrazach, jakie pozostawił po sobie Léon Bonvin. Są misternie tkane jak drogocenna tkanina. Zachwycają precyzją fotograficznej obserwacji, zwracaniem uwagi na najmniejsze detale, umiejętnością operowania stonowaną barwą w celu zatapiania obrazu w mrocznej bądź świetlistej scenerii.

Léon Bonvin (1834-1866), Róże na tle pejzażu (1863) ©.The Walters Art Museum, Baltimore

Do jego obrazów wkrada się stopniowo i cisza, i nostalgia, i liryczność. Czasami niektóre i nich sprawiają wrażenie fotograficznych ujęć, co jest niewątpliwie mylącym wrażeniem. Léon Bonvin jest przedstawicielem ,,unikalnej ekspresji w sztuce XIX stulecia”. Samouk, który prawdopodobnie nie pobierał żadnych lekcji rysunku u renomowanych profesorów, został nazwany ,,poetą rzeczywistości”. Młodzieńcze dzieła odsłaniają wnętrze oberży i atmosferę tego miejsca. Ubogacane niekiedy ludzkimi postaciami, rysowane węglem, który z czasem zastąpi akwarela, kolorowy tusz i gwasz pokazują sceny, które były jego codziennym życiem. W późniejszym czasie dołączy do nich pejzaż, martwa natura, kompozycje kwiatowe. Natura i roślinność to tematy, które fascynowały artystę. Posługując się kilkoma technikami naraz z niebywałą precyzją ukazywał złożoności pór roku, czasu, dzienne i nocne godziny, rejestrując i odtwarzając wiernie odpryski światła jego wszystkie niuanse. Przewaga natury nad dyskretną obecnością człowieka jest w jego malarstwie znacząca. Być może dlatego nie znajdziemy w jego sztuce wielu portretów poza podobizną ojca z 1856 roku bądź autoportretem z 1866. Za to pociągają jego martwe natury. Trudno powiedzieć, czy sam wielki Jean Siméon Chardin, osiemnastowieczny francuski malarz, odegrał tu jakąś rolę i był dla młodszego kolegi wzorcem.  Léon Bonvin potrafił ,,ukierunkować wzrok widza sztuką wizualizacji, która wzmacnia wrażenie głębi”, czyniąc martwe natury czystą poezją, co również odnosi się do delikatnych, misternych kwiatowych bukietów, malowanych z niebywałą wrażliwością i precyzją, bardzo kruchych, a zarazem realnych swoim wyrazie.

Od retrospektywnej wystawy zorganizowanej po drugiej stronie Atlantyku poświęconej jego malarstwu minęło 40 lat. Przygotowana przez paryską Fundację Custodia obecna ekspozycja, na której nie zabrakło również pięciu olejnych obrazów starszego o 17 lat przyrodniego brata François, pozwoliła wskrzesić artystę jedynego w swoim rodzaju, a obecnie poszukiwanego przez kolekcjonerów na całym świecie. Pozwoliła również powrócić jego dziełom. Artysta o „samotnej duszy”, kontemplujący i uważny obserwator świata, pozostawił ich trochę. Z prezentowanych na wystawie 74 prac wykonanych zróżnicowaną techniką większość należy do Walters Art Museum w Baltimore w Stanach Zjednoczonych. Paryżanie i przybysze do stolicy świata mieli to szczęście, że nie musieli udawać się za ocean, żeby obcować z dokonaniami twórcy zasługującego niewątpliwie na baczną uwagę i swoje miejsce w historii sztuki. 

Anna SOBOLEWSKA 

Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.

Recogito, rok XXIV, styczeń 2023