Matka Afrykańczyków

Maria Teresa Ledóchowska (1863-1922). Fot. Archiwum „Naszej Rodziny”

Z dziewięciorga dzieci z drugiego małżeństwa hrabiego Antoniego Ledóchowskiego, z których troje zmarło wcześniej, najstarszą była Maria Teresa. Urodziła się 19 kwietnia 1863 roku w Losdoorf pod Wiedniem. Oprócz niej z tej samej rodziny wyszło troje wybitnych sług Kościoła i Ojczyzny: matka Urszula (1865-1939) – założycielka Sióstr Urszulanek Najświętszego Serca Jezusa Konającego (zwanych popularnie: urszulankami szarymi), ogromnie zasłużona, gorąca patriotka, głęboka i wytrawna mistrzyni dusz zakonnych; ojciec Włodzimierz (1866-1942), kapłan głębokiej wiedzy i świętości, generał Jezuitów; Ignacy Ledóchowski, generał dywizji, zmarły w roku 1945 w obozie koncentracyjnym jako cichy męczennik sprawy narodowej.

Dom rodzinny Ledóchowskich promieniował religijnością. Pani Ledóchowska starała się przede wszystkim dać swym dzieciom mocne zasady moralne i religijne. Niemały wpływ na dzieci miał przykład rodziców. Maria Teresa wspomina klęcznik matki obity niebieskim aksamitem, na którym każde z dzieci odmawiało rano i wieczorem swe modlitwy. Często też zastawała swego ojca przed obrazkiem Matki Boskiej Częstochowskiej, który stał na jego biurku.

Maria Teresa była dzieckiem wyjątkowo uzdolnionym i nad wiek rozwiniętym. Mając zaledwie pięć lat próbowała swoich zdolności literackich: napisała sztuczkę odegraną później przez domowników. Uprosiła też, by jeden ze znajomych profesorów botaniki wpisał jej do dzienniczka 300 nazw łacińskich rozmaitych roślin, których wyuczyła się na pamięć.

W roku 1873 rodzina przeniosła się do Sankt Pölten, gdzie dziewczynki mogły uczęszczać do szkoły Pań Angielskich.

Jakkolwiek życie związało Marię Teresę z Austrią, która stała się dla niej drugą ojczyzną i jakkolwiek później w ramach szerokich horyzontów Kościoła objęta swoim sercem cały świat, a zwłaszcza Afrykę, zawsze uznawała Polskę za swą Ojczyznę. Sprawy polskie reprezentowane przez stryja Marii Teresy kardynała Mieczysława Ledóchowskiego przy Stolicy Apostolskiej przyczyniły się do szerokiego otwarcia się przyszłej błogosławionej na problemy całego Kościoła i umieszczenie w tych ramach powszechnych polskiej racji stanu. Już jako założycielka Instytutu Misyjnego i redaktorka najprzeróżniejszych pism misyjnych, dba o to, aby jak najszybciej dotarty one do polskiego czytelnika.

Młodość Marii Teresy upływa szczęśliwie. W roku 1879 zabrał ją ojciec po raz pierwszy do Polski. Odwiedzili krewnych w Warszawie, w Wilnie i na litewskiej wsi, gdzie Maria Teresa zachorowała na tyfus.

W grudniu 1885 roku Maria Teresa zostaje damą dworu arcyksiążąt toskańskich w Solnogrodzie. Szybko poznano jej prawość charakteru, obowiązkowość i głęboką religijność. Chociaż wielki świat, w którym się znalazła miał dla niej niewątpliwy urok, to jednak to właśnie na dworze, bardziej niż gdziekolwiek indziej miała możność nauczyć się znikomości świata i krótkotrwałości wszystkiego, co świat może i chce zaofiarować.

Zaraz na początku swej kariery dworskiej pisze do swego stryja kardynała: „Wiem bardzo dobrze, że kariera, jaką obieram, jest zarówno surowa, jak trudna, a zewnętrznie pełna blasku. Czerpię jednak odwagę z mocnego przeświadczenia, ze dobry Bóg nie odmówi mi pomocy, póki będę miała zdecydowaną wolę i poważny zamiar być Jego wierną sługą. Abym Jednakże pozostała na właściwej drodze, potrzeba mi – drogi stryju – twych modlitw bardziej niż zazwyczaj”.

W roku 1887 pałac arcyksiążęcy odwiedziły dwie siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi. Maria Teresa przysłuchiwała się ich opowiadaniom o życiu na misjach o biedzie, o epidemiach, o gotowości przyjęcia wiary przez krajowców. Otworzył się przed jej oczyma cały niezmierzony świat naglących i rozpalających potrzeb. Jeszcze jesienią tego roku wpadła Marii Teresie całkiem przypadkowo do ręki książeczka kardynała Lavigerie przeciw niewolnictwu zawierająca tekst przemówienia kardynała do kobiet w Londynie. Pisał on: „Kobiety katolickie Europy! Jeśli Bóg dat wam zdolności pisarskie, oddajcie je w służbę tej sprawie. Żadna inna nie jest bardziej święta niż ta!”

Maria Teresa była świadoma swych zdolności pisarskich. „Panie, oto jestem, poślij mnie” – powiedziała w duchu. „Niech od tej chwili pióro moje służy tylko apostolstwu, tylko misjom”. Odtąd życie jej zaczęto płynąc w dwóch kierunkach. W dalszym ciągu wiernie spełniała obowiązki dworskie, a wszystek wolny czas poświęcała na pisanie dramatu o niewolnictwie pod tytułem: Zaida, dziewczę murzyńskie. Sprawa jednak nie skończyła się napisaniem dramatu, który ukończyła w styczniu 1889 roku. Po nim następują artykuły, ulotki. Maria Teresa nawiązuje kontakty z misjonarzami, rozwija się żywa wymiana listów. Zaczyna współpracować z czasopismem misyjnym „Dziennik St. Angola”, gdzie Maria Teresa dostaje do dyspozycji parę stron zatytułowanych: „Echo z Afryki”. Jej artykuły, pisma i utwory sceniczne wychodzą pod pseudonimem „Afrykanus” lub Aleksander Halka, ponieważ ze względu na stanowisko nie może występować publicznie. Praca publicystyczna urasta do tego stopnia, ze nie daje się pogodzić z funkcjami na dworze. W roku 1891 definitywnie opuszcza dwór arcyksiążęcy i zamieszkuje w skromnym pokoju w Riedensburgu u Sióstr Szarytek. Stąd redaguje swoje pisma misyjne. Maria Teresa jasno widziała braki dotychczasowego stanu rzeczy i niewystarczalność dotąd stosowanych środków. Planowana przez nią pomoc dla misji musiała stanąć na szerszych podstawach. Należało zapewnić jej trwałość i współpracę wielu osób. Dojrzewał więc w żywym umyśle pustelnicy z Riedensburga nowy plan. Postanowiła założyć zrzeszenie ludzi świeckich, które na wzór Dzieci Maryi nazwała Sodalicją. W tym celu potrzebne jej było pozwolenie ze strony władz kościelnych. Za radą i pomocą doświadczonego ojca Schwärzlera, prowincjała Jezuitów we Wiedniu naszkicowała plan Sodalicji świętego Piotra Klawera dla misji afrykańskich.

Z ułożonym na piśmie planem i statutami pojechała w kwietniu 1894 roku do Rzymu, gdzie uzyskała audiencję specjalną u Ojca Świętego Leona XIII. Plany zostały zdecydowanie zaaprobowane przez Papieża i potwierdzone na piśmie przez kardynała sekretarza stanu. Pierwsza towarzyszka zakonną Marii Teresy została jedna z abonentek „Echa z Afryki” Melania von Ernest. Zamieszkały obie dwóch pokojach przy kościele świętej Trójcy w Solnogrodzie. Były szczęśliwe, chociaż panowały prostota i ubóstwo. Dzień wypełniała im praca od rana do wieczora jedynie z przerwą na ćwiczenia duchowe i posiłki oraz wieczorną przechadzkę do pobliskiego parku. W tym okresie spotykamy Marię Teresę po raz pierwszy jako mówczynię. Rozpoczęła w miejscowości Mikulav na Morawach w roku 1893. Zajmowała się wówczas akcją przeciw–niewolniczą i wydawała „Echo”, dla którego zdobywała abonentów. Z tym przyjechała do Mikulav, prosząc tamtejszego proboszcza o przemówienie do parafian. Proboszcz słuchał, co mu mówiła Maria Teresa o swej pracy i o konieczności jej rozszerzania z korzyścią dla misji afrykańskich. Jako zwolennik misji był pełen zainteresowania i gotów do pomocy. Wysłuchawszy uważnie, powiedział jej: „Wie Pani, byłoby najlepiej, gdyby Pani sama przemówiła na zebraniu. Ja mógłbym połowę z tego zapomnieć”. Było to jakby nowe światło dla Marii Teresy. Mimo początkowej niechęci, zgodziła się w końcu na publiczne wystąpienie. W ten sposób doszło do skutku jej pierwsze przemówienie, po którym nastąpiły setki dalszych.

Tymczasem założone Zgromadzenie rozwija się dalej. Zgłaszają się do niego wykształcone, religijne osoby, jak i skromne dziewczęta ze wsi i miast, ogarnięte duchem misyjnym. Liczba ich zwiększa się wyraźnie. Kardynał Sarto z Wenecji zaprasza założycielkę, aby dzieło swe wprowadziła do Wenecji. Podoba mu się ono dlatego, że niskie składki umożliwiają także i uboższym wzięcie w nim udziału. Podczas tej wizyty zachęca ją, aby poprosiła w Rzymie o ostateczną aprobatę dla konstytucji Instytutu. Nikt wtedy nie przypuszczał, że właśnie patriarcha Wenecji, wyniesiony w roku 1903 na tron Piotrowy udzieli tej aprobaty. Nastąpiło to 7 marca 1910 roku.

W ciągu lat odwiedzali Marię Teresę niezliczeni misjonarze, biskupi, kapłani, bracia zakonni i siostry. Wszyscy pragnęli odwiedzić Matkę Afrykańczyków, mówić z nią, przedłożyć jej swe sprawy, dziękować i prosić. Tysiące listów napływało z Afryki. Świadczyły one o zaufaniu misjonarzy w przedkładaniu tej prawdziwej matce ich spraw i potrzeb, bo zawsze mogli liczyć na jej zrozumienie, i o ich wdzięczności za każdą pomoc bezzwłocznie i wspaniałomyślnie im nadesłaną.

Tymczasem Maria Teresa Ledóchowska pomału gasła. Do zwykłych jej dolegliwości dołączyło się zaziębienie i zapalenie jelit. Ona sama, która nigdy się boleści nie poddawała, wyznaje: „Bóle podczas nocy bywaj ogromne, moje osłabienie jest krańcowe”.

5 lipca 1922 roku stan chorej byt tak poważny, ze lekarz pozostawał ciągle przy łożu, a siostry kolejno czuwały w kaplicy, aby błagać o pomoc i ulgę. Umierająca nie mogła mówić, wyraźnie dawała tylko znaki głową, co znaczyło, że jest całkowicie świadoma wielkiej chwili. Nagle oblicze jej rozjaśniało. Niebiański uśmiech ożywił jej wargi. Wyraz nieopisanej radości i pełna zdumienia szczęśliwość rozjaśniały jej rysy. Maria Teresa często w swym życiu przemawiała, ale żadne z jej przemówień nie wywarto takiego wrażenia, jak ta milcząca wymowa jej uśmiechu na łożu śmierci. O godzinie 5.25 rano 6 lipca 1922 roku Maria Teresa oddała duszę Bogu. […] 

Opracował: K. Z.

Tekst ukazał się w „Naszej Rodzinie” 10 (373) 1975, s. 22-23, z okazji 110 rocznicy urodzin Matki Afrykańczyków.

„Nasza Rodzina”, nr 10 (373) 1975, s. 22–23.