Ukrzyżowanie

Chrystus na krzyżu (około 1531)  Diego Velázqueza (1599-1660)  ©.Museo del Prado, Madryt

Dla pierwszych chrześcijan krzyż był symbolem kaźni. Jezus z Nazaretu zawisł i skonał na krzyżu po kilkugodzinnej straszliwej agonii. Był Żydem i – jak nakazywało prawo żydowskie – za przepisywane mu bluźnierstwo powinien zostać ukamienowany. Spotkała Go jednak inna kara. Został ukrzyżowany. Ten rodzaj kary, jak chcieli prześladowcy, miał okryć Go hańbą.

Rzymianie podbijając nowe tereny wprowadzili karę krzyża na obszarach Basenu Śródziemnomorskiego, także w Palestynie. Lubowali się w tego rodzaju torturach. Jednak stosowali je wyłącznie wobec niewolników i rebeliantów. Wiemy, że tego rodzaju praktyki uprawiali dużo wcześniej Scytowie, Persowie, Fenicjanie i Kartagińczycy. Krzyż znały także religie Dalekiego Wschodu i Starożytnego Egiptu. Symbolizował tam święty ogień, bogactwo i siły twórcze. Oznaczał również afirmację życia. Z upływem czasu stał się dla całego chrześcijaństwa najważniejszym symbolem. Nie tylko symbolem śmierci i ofiary, ale nadziei, miłości i Bożego miłosierdzia.

Pusty krzyż łaciński to znak „wszechmocy Boga i nadziei człowieka”. Krzyż kotwicowy mówi o nadziei zbawienia i życia wiecznego. Krucyfiksy przedstawiające Jezusa triumfującego symbolizują zwycięstwo Syna Człowieczego. Rozpowszechnione między VI a XIII wiekiem ukazywały Chrystusa jako króla i kapłana. Odziany w długą tunikę, z głową oplecioną złotą koroną, z szeroko rozwartymi ramionami, przygarniającymi wszystkich i palcami rąk błogosławiącymi wiernych – to typowe atrybuty Zbawiciela. Krucyfiks triumfujący nie pokazywał Jezusa odartego z szat. Inny krucyfiks, ukazujący Jezusa cierpiącego, przypominał wiernym etapy Chrystusowej męki.

Dlaczego Jezus został sam? Gdzie byli ci, którzy w bramach Jerozolimy wołali: „Hosanna Synowi Dawidowemu”? Gdzie podziali się ślepcy i trędowaci, którym pozwolono wrócić do społeczności? Gdzie byli weselnicy z Kany? Gdzie zostali wszyscy ci, których nasycił chlebem, wspomógł, ocalił, wybawił z opresji? Gdzie podziali się: paralityk i epileptyk, kobieta cudzołożna i dwunastu, którym sam umywał nogi?

Jezus został sam. Sam modlił się w ogrodzie oliwnym. Sam stanął przed Sanhedrynem i Piłatem. A potem był chłostany, lżony, biczowany, wyszydzany, przyobleczony w purpurę i ciernie. Do cierpienia fizycznego dołączyła się zdrada Piotra i Judasza. Pokładana ufność zawiodła. Rozpacz i opuszczenie przez najbliższych okazały się dodatkowym, bolesnym  doświadczeniem.

Jezus niósł krzyż potykając się i padając pod jego ciężarem. Wiedział, iż kielich goryczy musi wychylić do końca. Miał zaświadczyć o prawdzie ucząc jednocześnie przebaczenia. I przebaczył: tym, którzy Go zdradzili i opuścili, wszystkim swoim sędziom, katom i oprawcom. Posłany przez Ojca stał się jednym z nas. Dlatego też w godzinie śmierci mógł głośno zawołać: „Eli, Eli lema sabachthani” [Boże mój, Boże mój czemuś Mnie opuścił] (Mt 27, 45-47).

Ukrzyżowany Chrystus wydał ostatnie tchnienie. Na obrazie Velázqueza to Chrystus cierpiący, odarty z szat i z godności. Zamknięte oczy i zastygłe w nieśmiałym grymasie usta mówią o śmierci. Głowa w cierniowej koronie zawisła na piersi. Opadające włosy zasłaniają część umęczonej twarzy. Stróżki krwi toczą się po szyi i po nagim torsie, wypływają również z miejsc przebitych gwoździami. Pokaźnych rozmiarów, rozpostarte na drzewie krzyża ciało Syna Człowieczego podtrzymuje drewniana podpórka, do której przybite są jego stopy. Biodra zostały przepasane białym płótnem. Tabliczka widniejąca na górnym ramieniu krzyża z napisem w trzech językach (hebrajskim, greckim i łacińskim) „Jezus Nazareński Król Żydowski” przypomina o jego pochodzeniu. Mamy przed sobą dzieło wykonane ręką ludzką. Jest to odważna próba ukazania piękna w rozumieniu chrześcijańskim, łączącego się nierozerwalnie z sensem bytu. Dla chrześcijanina bowiem piękno prawdziwe, to sam Stwórca, to Jedyny Bóg, którego – jak pouczał nas Stary Testament – nie można ujrzeć. Postrzegając piękno ziemskie jesteśmy przekonani, że jest ono jedynie obrazem prawdziwego Boga, stworzonego w naszej wyobraźni. Dzieło hiszpańskiego artysty potwierdza, jakie są rzeczywiste źródła piękna i na czym polega jego wartość.

Dla wielu ukrzyżowany Jezus był jedynie skazańcem. Śmierć okazała się dla niego wybawieniem, bo skończyły się straszliwe tortury. Nic ponadto. Dla innych jednak to właśnie ten, który zginął, żeby ocalić, wybawić ludzi od śmierci. „«Apollińskie» piękno ciała Chrystusa, wydobytego z ciemnego tła obrazu, nawiązuje do kanonów klasycznych”1. Nie można zapomnieć, iż obraz został namalowany cztery wieki temu i wraz z upływającym czasem użyte przez malarza pigmenty zatraciły swój ówczesny kolor, a tym samym skryły prawdopodobnie namalowany w oddali pejzaż, jak też i dwie postaci: Matki Chrystusowej i świętego Jana, światków tragedii Golgoty. Tego zdania są niektórzy eksperci badający dzieło sławnego „księcia malarzy”, za jakiego uchodzi Diego Rodriguez de Silva y Velázquez (1599-1660).

Wielu malarzy w różnych epokach upamiętniło w swoich dziełach scenę ukrzyżowania. Dramat Chrystusa rozgrywa się na obrazach takich mistrzów jak Antonello da Messina, El Greco, Hans Memling, Tycjan czy niezwykle ekspresyjny Matthias Grünewald. Chrystus na krzyżu Velázqueza w niczym nie przypomina poprzednich wizji malarskich. Jeżeli chcielibyśmy szukać jakiegokolwiek podobieństwa, trzeba by odwołać się do dzieła z 1627 roku, a więc wcześniejszego o pięć lat, namalowanego przez Zurbarana, zatytułowanego w identyczny sposób. Właścicielem obrazu jest obecnie Instytut Sztuki z Chicago.

Patetyczne i zbyt silne plastycznie ciało Chrystusowe podtrzymuje niewielka podpórka, co daje wrażenie zmniejszenia siły nacisku na nogi, a także i oddzielnie namalowane stopy, w których tkwią dwa gwoździe. Velázquez wykorzystał identyczną ideę, aby uzyskać wrażenie uśmierzenia bólu podczas zawieszania ciała na krzyżu i ustawiania go w pozycji pionowej.  Szczegół, dotyczący nie skrzyżowanych stóp, jest istotny. Zapewne taką interpretację ukrzyżowania zalecił malarzowi cenzor inkwizycji hiszpańskiej, Francisco Pacheco, będący zarazem malarzem, nauczycielem, teściem wielkiego artysty i autorem traktatu El Arte de la Pintura. To on czuwał nad poprawnością dogmatyczną dzieł sztuki religijnej na terenie Hiszpanii. Na szczęcie, młodego, początkującego malarza, bardziej od przeciętnych nauczycieli fascynowali geniusze, na przykład Caravaggio ze swoim światłocieniem. Obraz Chrystus na krzyżu należy do późniejszych dzieł i świadczy o specyfice stylu samego Velázqueza. „Maniera niedokończonych obrazów, malowania szybko, jakby od niechcenia, świeżość i pewna impresyjność «nieprzemęczonych» płócien stanowią o wyjątkowości tego geniusza, który paradoksalnie, właśnie dzięki warsztatowi pozostanie w dziejach sztuki największym arystokratą”2.

Płótno Chrystus na krzyżu namalował prawdopodobnie w 1631 lub 1632 roku dla zakonu benedyktynów San Placido w Madrycie. Dokładnie nie wiadomo, na czyje zamówienie. Być może to sam król Filip IV przyczynił się jego powstania. Miał stać się wyrazem pokuty odprawianej przez monarchę za utrzymywanie sentymentalnego związku z jedną z nowicjuszek klasztoru benedyktynek. Inni autorzy twierdzą, iż został ofiarowany temuż zakonowi przez Jerónimo de Villanueva,  pełniącego obowiązki pronotariusza w królewskim domu Aragonów, aprobującego i ukrywającego tenże haniebny związek, za co dopadła go Święta Inkwizycja z Toledo i za co został skazany na pięć lat więzienia. Do 1808 roku zdobiło ono zakonną zakrystię, aby później przydać blasku prywatnej kolekcji ministra Godoy, ulubieńca króla Karola IV. Sprzedany w 1826 roku w Paryżu i odkupiony poprzez księcia San Fernando de Quiroga i przekazany królowi Ferdynandowi VII testamentem przez tegoż samego księcia. Do madryckiego Muzeum Prado ukrzyżowany Chrystus Velazqueza trafił w 1829 roku.

Anna SOBOLEWSKA

1 Velazquez, w serii „Klasycy sztuki”, Warszawa 2006, s. 91.
2 Tadeusz Boruta Szkoła patrzenia, Kielce 2003, s.14.

Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.

Archiwum prywatne / Anna Sobolewska