Dom

Bez tytułu (Strasburg, 2014) © Líria Dora Orłowska

Plac. Pusty, z wyrównaną ziemią (wciąż nierówną powierzchnią) – w niej wbite kamienie, cegły, resztki, pozostałości po pewnej całości. Wokół placu prowizoryczne ogrodzenie. Oczekująca przestrzeń. Niczym widmo. Tylko ten zapach… 

Był dom: stary, niemodny, mały, niepraktyczny. Zaczęli od dachówek. Zdjęli je i wtedy ukazała się oczom wszystkich struktura dachu, jego drewniane belki. Jednak zaczęło padać, a oni dachu nie zakryli. Woda przedostawała się do środka. Nie wiedziałam, że nie ma już w nim ludzi, że nie ma nikogo.

Po jakimś czasie, jakaś duża maszyna zaczęła nadgryzać dom, wbijać się w mury (z jednej strony, podczas gdy druga była nietknięta). Wtedy do mnie dotarło, że tego domu już nikt nie chce. Odkrywały się stopniowo wnętrza pokoi, łazienek, z kafelkami, oraz puste ściany pokryte różnego koloru farbą.

Codziennie domu ubywało. Słychać było hałas pracujących nad jego rozbiórką maszyn. Widocznych było kilku mężczyzn stojących na różnych poziomach placu. Na hałdach, które powoli były ostatnią pamiątką po ponad stuletnim domu. Materiał skrupulatnie został podzielony na oddzielne sterty: drewno, metal, kamień.

Przechodzący ludzie (widzowie?), z niedowierzaniem patrzyli w stronę tworzącej się ruiny. Często byli to mieszkańcy okolicznych domów. W ciszy, z natężeniem i niemym pytaniem w oczach, wpatrywali się w zmieniający się każdego dnia, znany im od lat, obraz tego miejsca.

Zapach desek i kamienia, typowy zapach starego domu, wydobywał się coraz wyraźniej z gardzieli gruzu. Kurz tworzył białą zasłonę (nie była ona jednak jedynie mgłą zakrywającą istniejący, namacalny budynek, była ona złudzeniem, może duchem domu…?).

Któregoś dnia, nie było już nawet zwał, pozostała jedynie stara brama. I zapach czegoś wilgotnego, przypominający deski, kamień, piwnicę, gruz. I jakby wspomnienie życia, które tu się kiedyś tworzyło. Jak zapomnieć budynek, przy którym się codziennie skręcało, który dotychczas zasłaniał starą willę, który był wyznacznikiem w tej okolicy? Zrośnięty z miejscem, z ludźmi i z czasem, na przestrzeni lat, pór roku.

Nie ma ludzi i nie ma domu.

Nie ma nic, a jednak żywe jest wspomnienie sylwetki domu oraz ludzi, których widać było przez otwarte okna.

Zapach jak otchłań, ciężki i grobowy. Wspomnienie jak kształt żywe.

26/07/2014

Líria Dora ORŁOWSKA

Líria Dora Orłowska – pisze, maluje, fotografuje, tłumaczy teksty. Współpracuje z paryskim czasopismem literackim „La Barque”. Obecnie mieszka w Strasburgu.

Recogito, nr 77 (wrzesień-grudzień 2014)