Był dzień przy rue Surcouf – i inne wiersze

Teresa Tomsia i Maciej Niemiec (Paryż, lipiec 1997) © Marek Wittbrot

Był dzień przy rue Surcouf

Nie czas grabić z trawnika zeschłe liście,
niech okrywają jeszcze zimną ziemię, twardą
od mrozu, od stąpania po niej, niech trwa
w ciszy, zanim odetchnie wiosennym krążeniem.
Słońce mocniej znów przez szybę promienie
wysyła i dłonie grzeje. Był dzień, kiedy
z wierszami przyszedł tu poeta, M. wtedy
zrobił zdjęcie i zaparzył kawę, siedzieliśmy
na czarnej kanapie, każde z nas trzymało książkę
w ręce. Wokół miasto tętniło, w pędzie podążało,
lecz nagle przystanęło, jakby na zakręcie
musiało wybrać, dokąd zmierzać dalej.

I także ja wyruszam przed siebie, niosę
wiersz otwarty jak spojrzenie z okna w ulicy
rozgrzane powietrze, wers zamilkły i tęskny,
że spotkań nie będzie. Bo jest coś, co już
przeczuł – ponad słów znaczenie, które
mogą wiedzieć od nas więcej, lecz nigdy
nie ujawnią, nie przekażą i najcichszym
szeptem nie oznajmią rozstania –
nas tu już nie będzie.

 

Co odeszło

Co odeszło, raz już zakończone, w obrazach
powraca, w powidokach. Portret twój w drobinach
kurzu jak w obłoku krąży za mną po pokojach,
gdy podłogę ścieram i garnki układam.

A pamiętasz, gdzie się ta gra rozpoczęła,
by rytmy zachować i cytować w wierszu,
szukając słów do rymu, który by pasował do
aury tego miejsca, gdzie odbyła się pierwsza
rozmowa – śmialiśmy się, spojrzenia toczyły się
gładko, co już wspominałam, u M. przy ławie
w domu pallotynów – a nie przyszło nikomu
do głowy, że nie z Paryża czy z Warszawy,
lecz z rodu Kresowian, na prowincji
wypełni ktoś wersy przejrzyste.

Tam otrzymałam kolację i album na drogę,
mogłam jechać w dal, gdzie oczy poniosą.
I zdążałam ku światłu, aby nas ujrzało,
poczuło tętno, przywołało życie, gdy w chłodzie
ciemni rozmawiamy nieraz cichymi strofami,
próbując ocalić w jednym niemym zdaniu
piękno nieuchwytne – dojrzeć w nim coś
rzeczywistego, co nie jest jedynie
śladem opłatka śniegu w locie
roztartym na szybie.

 

Dzień powszedni

                  Dariuszowi Wandziochowi

Oczekiwałam wiele od powszedniego
dnia, a przecież to nieledwie godziny,
które tak łatwo można przegapić,
wdając się nierozważnie w grę słów
pośpiesznie wypowiedzianych.

Niegdyś wiersz wpadał w dłonie
jak owoc z gałęzi, nagle ofiarowany,
a powiew unosił w górę. Dziś szukam
przy ziemi, długo – i nie znajduję.
Choćbym więcej zaznała,
pozostaje niepowrotny.

Wskazówka głośniej tyka.
Przez niezauważalną
szczelinę sączy się
światło.

 

Pokój seniora

  • Wiele razy próbowałem odgadnąć, co się kryje
    w tym spojrzeniu, co przywiodło mnie w tamto
    miejsce albo co wiedzie mnie, nie dając spokoju,
    ciągle gdzie indziej.   
                                                     Marek Wittbrot

Z półsnu wysnute szepty w półsłowach wirują –
w nierozpoznanych drgnieniach czułego wyznania
wrastają w głębię zmysłów, krążąc w nocnej śluzie,
w poświacie nagłych błysków wzbierają jak zjawa –
aż ciemność przepastna wszystkie je pochłania.
Rzewnie pobrzmiewa w nich niepogodzenie –
tak wiele było marzeń, niedościgłych planów,
których do końca nie sposób okiełznać
choćby za cenę snem oczarowania –
wszak za uniesienia płacimy uczciwie
wysoką stawkę utraty dotkliwej.
Miarowy, cichy oddech w pokoju seniora,
gdy próbuje odczytać nieotwarte listy –
w mroku zapatrzeń źrenic ociemniałych
koperty jawią się nieoczywiste.
I trudno pojąć szepty, sny, półsłowa,
skoro nie przywołują, nie pragną niczego –
ledwo słyszalne echo w dal uchodzi
ciemną nutą w pogłos niespełnionego.

 

Zanim nadejdzie

Zanim nadejdzie jasność, świętuję
oczekiwanie – przedświt sprzyja
niewidzeniu, gdy czyha nieznane,
na próżno wołać.

A jednak nie ustaję, trwam
w milczeniu, radując się
cząstką tej godziny,
która mija.

Na pozór nic się nie dzieje,
lecz pojawiają się znaki –
próbuję odczytać, rozpoznać,
z czym ku mnie podchodzą.

Na krawędzi okna przysiadają
gołębie, odlatują, powracają
jak dzwonek poranny,
nie pozwalają, by pejzaż
przystanął.

Utrata chwili to zawsze prywatna
sprawa, nie sposób dzielić się nią
z wierszem, tym bardziej pisać
o tym w mailach, listach,
dlatego dawny adres
stał się tajemnicą.

Teresa TOMSIA

Teresa Tomsia – poetka, eseistka, animatorka kultury. Mieszka w Poznaniu. Ostatnio wydała szkice literackie Niedosyt poznawania (2018) i wybór wierszy W cieniu przelotnego trwania (2021). Wkrótce ukaże się nowy tomik Liryki przedostatnie, z którego pochodzą wiersze wspominające spotkania z poetą Maciejem Niemcem i współpracę z redaktorem „Recogito” Markiem Wittbrotem, a także z Dariuszem Wandziochem z Wydawnictwa Flos Carmeli.

Recogito, rok XXIII, lipiec 2022